28. Powrót Jacka

95 2 0
                                    


  Wszystko szło dobrze aż do tamtego momentu. Żałowałam, że nie zaufałam swoim przeczuciom i nie odmówiłam propozycji Łukasza na wspólny obiad na mieście. Nie powinnam się na niego zgodzić podświadomie wyczuwając sprzeciw. Jak widać kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Wszystko przebiegało tak jak zawsze: Łukasz nie narzucał mi się ani nie wyznawał żadnych uczuć. Ot, dwójka kumpli spotkała się na mieście. Rozmawialiśmy na jakieś błahe tematy i właśnie mówiłam mu o zbliżającej się w tym tygodniu sesji przed zakończeniem roku gdy zadzwonił jego telefon. To właśnie on wszystko zepsuł.
Może by się tak nie stało gdyby w restauracji nie panowała tak całkowita cisza; albo gdyby głośnik w telefonie Łukasza był choć trochę bardziej wyciszony. Ale nie: usłyszałam każde słowo informujące mojego przyjaciela o tym, że znaleźli Jacka. I nie musiał już nawet spojrzeć na mnie przelotnie, żebym wiedziała, że się nie mylę.
– Przepraszam, muszę jechać.
– To ktoś z pracy?- postanowiłam udać, że o niczym nie wiem. Łukasza chyba to uspokoiło
– Tak, niestety taka praca. Choć, odwiozę cię.
– Nie trzeba, wrócę sama.
– Przestań, odwiozę cię jeszcze.
– Naprawdę nie trzeba. Przecież stąd do mieszkania mam tylko 10 minut drogi.
Spacer dobrze mi zrobi. Poza tym jeszcze nie zjadłam swojej porcji wskazałam na pełny talerz.
– W porządku. Bardzo przepraszam- wyjął 50 zł i położył na stoliku- To chyba powinno wystarczyć. Dzięki za wyrozumiałość. Na razie. Zadzwonię później do ciebie.
– Okej, będę czekać.- zapewniłam go. Ale moje myśli zaprzątał tylko Jacek.
Od tamtej pory znów wszystko się zmieniło. Bałam się, że powrócą moje dawne lęki i koszmary, że sobie nie poradzę. W głowie wciąż słyszałam stłumiony męski głos dochodzący z komórki Łukasza ,,Przyjeżdżaj natychmiast do Szpitala Głównego. Odnaleźliśmy Tomka Kownackiego." Zastanawiałam się co się mogło stać: czy złapano go podczas pościgu policyjnego i raniono, bo próbował uciec? A jeśli on umiera? Nie, pomyślałam. Powinnam teraz grzecznie wrócić do mieszkania i posprzątać swój pokój i przygotować coś na wizytę Aśki. Zaręczyła się ostatnio z
jakimś Arkiem i wspólnie z moimi współlokatorkami miałyśmy to uczcić. Tak, dość myślenia o przeszłości.
Pozornie spędziłam dość przyjemne popołudnie. Aśka promieniała i cieszyłam się jej szczęściem. Ale jednocześnie czułam ból na wspomnienie o przygotowaniach do mojego ślubu z Jackiem. Pamiętałam to uczucie euforii, które mnie wtedy nieustannie prześladowało; twarz mojego ukochanego gdy okręcił mnie dookoła po usłyszeniu mojej zgody; no i to co zaszło między nami potem. Nasza pierwsza wspólna noc. Do
tej pory czułam jego delikatne pocałunki i pieszczoty, czułam smak jego ust i ciepło oddechu. Nie, nie mogłam już dłużej wysiedzieć. Wymówiłam się bólem głowy i poszłam do siebie. Asia zrobiła zmartwioną minę jakby coś podejrzewała, ale gdy tylko spojrzała mi prosto w oczy wiedziałam, że rozumie. ,,Przepraszam, wiem że to dla ciebie za dużo" mówiły jej oczy. Ostatni raz życzyłam Joasi wszystkiego najlepszego i trzymając się za głowę poszłam do siebie. W pokoju otworzyłam komodę i z dna półki wyjęłam malutką paczuszkę. Drżącymi palcami wyciągnęłam mały, srebrny pierścionek zaręczynowy- jedyną biżuterię którą kiedykolwiek przyjęłam od Jacka. Miał być symbolem naszej miłości. Jak zaczarowana przewracałam go w dłoni nie wiedząc właściwie po co to robię. A ja po prostu czułam, że muszę. Gdy to sobie uświadomiłam zrozumiałam, że nadal jestem tą samą
słabą, bezradną idiotką nie mogącą samemu poradzić sobie po zdradzie. Ile razy obiecywałam sobie, że już nigdy więcej nie będę o nim myśleć? Powinnam zacząć powtarzać sobie, że to przestępca, który mnie naiwnie wykorzystał i zranił. Przecież przez niego prawie zniszczyłam swoje życie. Tak, było mi już lepiej. Podjęłam słuszną decyzję nie chcąc wiedzieć o nim nic więcej. Jak można jednocześnie kochać kogoś tak bardzo i nienawidzić?
Mimo to następnego dnia nie mogłam opanować nagłego impulsu jaki mnie ogarnął. Wykorzystując lukę w wykładach pojechałam autobusem do Szpitala Głównego i będąc w środku zapytałam o pana Jacka Bończaka. Przez chwilę zaniepokoiłam się, bo z filmów pamiętałam, że ranny przestępca jest pilnowany przez policję. Jak wyjaśniłabym swoją obecność? Odetchnęłam jednak z ulga, gdy młoda kobieta
odparła:
– Tak, leży na na naszym oddziale. Jest pani z rodziny?
– W zasadzie nie, ale bardzo bliską przyjaciółką- skłamałam bez mrugnięcia
okiem.
– Niestety, nie możemy udzielać informacji...
– Wiem- przerwałam jej, a chcąc wybadać chociaż co mu jest spytałam chciałabym tylko wiedzieć jak się czuję po wypadku?
– Dochodzi do siebie po tym postrzale, ale kula nadal tkwi w ramieniu.
Konieczna będzie druga operacja. Ale jakby co to nie wie pani tego ode mnie
– Bardzo dziękuje- ucieszyłam się, że Jackowi nic nie jest. Mimo wszystko ze względu na to co nas łączyło nie chciałam, żeby umarł. Może siedzieć w
więzieniu odsiadując wyrok dożywocia, ale mi wystarczy świadomość, że żyje. W pracy wciąż myślałam o tym wszystkim. Trochę żałowałam, że nie zapytałam o nic Łukasza; teraz było na to za późno. Chyba, że...nie spytam Łukasza. Nadal miałam numer sympatycznego Loczka, który miał mnie chronić (czytaj: śledzić) w czasie gdy Jacek się ze mną kontaktował. Nie zaszkodzi zapytać. Po powrocie z pracy zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego:
– Cześć Maciek, tu Karolina Makuszyńska. Pamiętasz mnie?
– Jasne, że tak. Co tamu ciebie?
– W porządku- przez chwilę wahałam się czy nie poględzić z nim niczym, ale postanowiłam przejść jednak do rzeczy.- Słuchaj pewnie uznasz mnie za ciekawską i właściwie nie powinieneś mi o tym mówić, ale słyszałam, że
ruszyła się sprawa, w którą byłam zamieszana. To prawda, że Jowita się
obudziła?
– Tak.-odparł tylko, a ja miałam ochotę wyć do księżyca. Czyżby celowo nie
zauważył, że interesuje mnie to co powiedziała? Wzięłam głęboki wdech
– I co powiedziała?
– Karolina, wiesz że nie powinienem tego mówić...
– Wiem, ale ja nie chcę znać szczegółów. Powiedz mi tylko czy wyznała kto ją zaatakował.
– Tak- znów to irytujące przytaknięcie. Ponownie wzięłam głęboki wdech tym razem w obawie przed tym co usłyszę
– Czy przyznała, że to był Jacek?
– Nie, to nie był on- Jak jednocześnie można poczuć ulgę i rozczarowanie?- Jak to nie? A te ślady DNA pod jej naskórkiem?- zignorowałam swoją wcześniejszą wypowiedź, że chce znać odpowiedź tylko na jedno pytanie.
– Bo był u niej wcześniej. Mówiła, że się kłócili. Chciał ją ostrzec przed
Mochowskim, ale ona go nie słuchała.
– Więc Jacek mówił prawdę. A co z Nataszą?
– Badamy to jeszcze, ale mamy dowody, że to również sprawka Mochy, to
znaczy Mochowskiego. Jacek został uznany za niewinnego i umorzono jego
śledztwo. Ale i tak ledwie wyszedł z życiem.
– Jak to ledwie?- przecież ta młoda dziewczyna w recepcji powiedziała, że
wszystko jest już z nim w porządku- co mu się stało?
– Mocha się wkurzył, że Jacek go zdradził i był świadkiem koronnym. Nasłał
jakichś zbirów, żeby go załatwili. Udało mu się uciec, ale zdążyli go nieźle
poturbować.
– Och- nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Odezwałam się więc do
słuchawki- Dziękuję ci Maciek. Na razie.
– Do zobaczenia. Tylko jak coś to nie wiesz tego ode mnie okej?
– Jasne, nie wydam cię.
– Słuchaj, a może się umówimy na pizze czy coś...
– Maciek naprawdę nie mam teraz czasu.
– Spoko, rozumiem. To cześć- odetchnęłam z ulgą. Nie wierzę, że kolejny
chłopak chciał się ze mną umówić. To jakiś żart czy co?
Gdy odłożyłam komórkę poczułam ogromne poczucie winy. A więc Jacek mówił prawdę: nie miał nic wspólnego ze śmiercią tamtej policjantki i pobicia Jowity. Mógł być złodziejem i napadać na banki, ale nie był mordercą. O Boże, pomyślałam i przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie, w którym wyrzuciłam mu to prosto w twarz. Jak mogłam? Przecież w głębi duszy wiedziałam, że nie jest zdolny do zabójstwa. Zaczęłam wyrzucać sobie, że mu nie zaufałam i zwątpiłam w niego, ale zaraz się opamiętałam. Przecież to niczego nie zmienia. On okłamał mnie co do swojej tożsamości. I był wcześniej przestępcą, choć teraz nie jest. Przecież miałam prawo wiedzieć, że zajmował się sprzedażą narkotyków i napadł na bank, a potem został świadkiem koronnym. Gdyby mi to
wyznał na początku być może potrafiłabym mu to darować albo zdecydowałabym, że jednak nie mogę znieść takiego ciężaru. Prawo postanowiło wybaczyć mu dawne postępki w zamian za wydanie swoich kumpli. Ja- teraz już nie mogłam. Nie potrafiłabym żyć z kimś takim. Mimowolnie spojrzałam na swoje nadgarstki i przypomniałam sobie jak mocno mnie ściskał wygadując o mnie głupoty podczas ostatniego spotkania. Tak, potrafił być okrutny. A ja nie chciałam pakować się w taki chory związek. Jednocześnie wiedziałam jak bardzo go wtedy rozzłościłam. On chyba naprawdę mnie kochał w jakiś swój chory sposób. Może to było coś na kształt krótkiej obsesji; w każdym bądź razie gdy stwierdziłam, że go nienawidzę uderzył mnie. Czy potrafiłam zapomnieć o czymś takim? Nie, nie chciałam wprowadzać do swojego życia patologii. Zawsze chciałam wieść spokojne, uporządkowane życie- może i pozbawione wszelkich namiętności czy spontaniczności- ale dla mnie jak najbardziej odpowiednie. Teraz też będę trzymała się tego celu.
Przez kilkanaście następnych dni z powodzeniem próbowałam nie myśleć o
Jacku i stanie jego zdrowia; miałam nadzieje, że nic mu nie jest i wkrótce w pełni wyzdrowieje. Raz miałam chwilę załamania: wsiadłam w autobus i pojechałam do szpitala chcąc za wszelką cenę go zobaczyć. Ale gdy tylko przekroczyłam próg budynku zrozumiałam, że to bez sensu. To było chore i do niczego nie prowadziło. Cieszyłam się, że mimo wszystko pokonałam ten impuls. Którejś soboty, jak zwykle spotkałam się z Łukaszem na obiedzie. Był jakiś dziwny: zamyślony i odrobinę smutny. Nie wiedziałam co się dzieje.
– Łukasz coś się stało?- spytałam patrząc mu w oczy.
– Czemu pytasz?- udał zdziwionego- Wszystko w porządku- odparł, a ja
poczułam się tak jakbym to ja zrobiła mu coś złego
– Gniewasz się na mnie?
– A mam powód?- odpowiedział pytaniem na pytanie dając mi do zrozumienia, że jakiś powód istnieje.
– Nie wiem. Być może zrobiłam lub powiedziałam coś co cię zezłościło. Jeśli tak to przepraszam.
– Jak się o nim dowiedziałaś?- spytał w końcu po chwili milczenia.
– O kim?- udałam, że nie wiem o kogo chodzi.
– Nie udawaj. Wiesz doskonale. Skąd wiedziałaś, w którym leży szpitalu i po co go odwiedziłaś?- byłam zdziwiona, że o wszystkim wie. Początkowo chciałam skłamać, ale w końcu Łukasz był moim przyjacielem.
– Tak, wiem. Usłyszałam tą informację gdy rozmawiałeś przez telefon. I wiem też, że postąpiłam głupio jadąc do tego szpitala, ale sama nie wiem po co to zrobiłam. Przepraszam.
– Karolina, nie musisz mnie przepraszać. Zezłościłem się tylko dlatego, że wiem jak bardzo przez niego cierpiałaś. Nie chcę abyś znowu przez to przechodziła.
– Wiem, że się o mnie martwisz. Ale to naprawdę niepotrzebne. Gdy poszłam do tego szpitala to był zwykły impuls: ciekawość poznania prawdy i chęć uporządkowania przeszłości. Mimo wszystko nie chciałam, żeby umarł.
– Wiesz już, że został uniewinniony od wszelkich zarzutów?
– Tak, ale to niczego nie zmienia. Nie chcę utrzymywać z nim znowu kontaktu.- wbrew sobie dodałam:- Wyszedł już ze szpitala?
– Obchodzi cię to?- spytał mnie Łukasz wnikliwie obserwując moją twarz.
– Nie, po prostu chcę być przygotowana gdy spotkam go na ulicy. To wszystko.
– Tak. Już od kilku dni zamieszkuje swoje nowe mieszkanie.
– Nadal jest świadkiem koronnym?
– Teoretycznie tak, ale jego dawna szajka przestępcza i tak już go odnalazła, więc to tylko kwestia czasu kiedy się nim zajmą.- zmroziła mnie ta informacja- Tacy ludzie nigdy nie wybaczają zdrady.
– Ale przecież mówiłeś, że Jacek wydał kumpli i siedzą teraz w więzieniu. Kto ma go sprzątnąć?
– Och, Karolina nie będę ci tego teraz tłumaczył (co miało znaczyć: i tak nie
zrozumiesz), ale wiedz, że w siatce przestępczej obowiązują takie same
hierarchie jak w policji czy wojsku. Każdy przestępca ma swój określony
poziom, obszar działania i wpływów. Od tego zależy poziom respektu i
szacunku innych pobratymców. Jak w każdej hierarchii słabszy podlega
mocniejszemu. A Tomek nie był na samej górze. Teraz ta góra będzie chciała się na nim zemścić
– Ale przecież wiecie kto chce to zrobić; wielokrotnie powtarzasz mi, że to jakiś Mochowski. Czemu w takim razie go nie zamkniecie?
– Mówiłem ci, że to gruba szycha i teoretycznie nic na niego nie mamy. Dopiero zbieramy na niego dowody. A do tego czasu on będzie dalej działał. I uwierz mi, że nie sądzę żeby odpuścił Tomkowi.
– Dlaczego? Co on mu zrobił?
– Wydał jego podwładnych, rozumiesz? Jak już wcześniej wspomniałem wśród przestępców też istnieje określona hierarchia. Najniżej stoją kapusie. Takim się nie odpuszcza.
– To straszne- powiedziałam szczerze.- A nie możecie go jakoś chronić?
– Owszem, przecież nadal jest świadkiem koronnym. Tyle, że więcej osób wie już o śmierci Nataszy i o Jowicie; wtedy powiązanie faktów nie jest trudne.- poczułam bezsilną złość na Łukasza za tak beznamiętne stwierdzenie, że Jackowi znów grozi niebezpieczeństwo. A on nie zamierza nic z tym zrobić.
– Łukasz, skoro Jacek okazał się niewinny czemu aż tak go nienawidzisz? Wiem, że pozostaje jeszcze kwestia Gosi i jego przeszłości, ale tak działa przecież system świadka koronnego. Nie możesz go zostawić tylko dlatego, że go nie lubisz.
– Wiem i wkurza mnie to. Za to co ci zrobił zasłużył na karę.
– Nie mów tak. Ja jestem tak samo winna jak on, a może nawet bardziej.
Zachowałam się naiwnie i nieodpowiedzialnie związując z zupełnie obcym
człowiekiem. Ale mimo to nie chcę jego śmierci. Ty też musisz mu wybaczyć.
– Jasne.- odparł z sarkazmem- Kochasz go jeszcze?- zamurowała mnie jego bezpośredniość.
– Czy po tym wszystkim mogłabym go kochać?- pytaniem uchyliłam się od
odpowiedzi- Nie chcę go więcej widzieć: on należy tylko do części mojej
przeszłości. Nie musisz się o mnie martwić. Wszystko jest w porządku.
– To dobrze. Wiem, że to głupie, ale nie chciałem ci o nim mówić, o bałem się twojej reakcji. Teraz widzę, że niepotrzebnie.
– Tak, zupełnie niepotrzebnie.- odparłam z bladym uśmiechem.
Po powrocie rozmyślałam o tym co powiedział mi Łukasz: Jacek był już od kilku dni na wolności. Mimowolnie czułam się rozczarowana; sądziłam, że będzie chciał się ze mną zobaczyć i ostatecznie wyjaśnić wszystko. Ja powinnam oddać mu pierścionek i żądać zwrotu kluczy (do tej pory nie wiem czemu zataiłam przed policjantami fakt, że podczas jego ostatniej wizyty nie zwrócił mi ich; dodatkowo nie zmieniłam zamków do drzwi) Wiem, że to było głupie i nierozsądne zwłaszcza patrząc na to jak
wtedy mnie potraktował. Więc chyba powinnam się z nim jeszcze raz spotkać. Ale z drugiej strony czy to nie będzie wyglądało nachalnie? Może szukam tylko pretekstu żeby go zobaczyć po ponad pięciomiesięcznej nieobecności? Och, sama już nie wiem. Przecież myślałam, że uporałam się z demonami przeszłości, a konkretnie jednym największym. A teraz gdy tylko dowiedziałam się, że odzyskał wolność od razu fiksuję. Po co niby mam go odwiedzić? Co mu powiem wręczając pierścionek, którego mimo wszystko nie chcę się pozbyć? Przecież nie mam też powodu go
przepraszać. Po tym jak brutalnie potraktował mnie tamtego dnia już nie musiałam. Ale musiałam go ostrzec przed tym całym Mochowskim, może namówić do wyjazdu...sama nie wiem. Tak, to zdecydowanie głupi pomysł. Trzeba zdać się na los; jeśli mamy się jeszcze kiedykolwiek spotkać to tylko przypadkiem.
W kolejnych dniach moje myśli zdecydowanie rzadziej krążyły wokół tego tematu. Podczas wakacji przed ostatnim rokiem studiów zbierałam materiały do pisania pracy magisterskiej i pracowałam. Częściej zaglądałam też do rodzinnego domu i spotykałam się z koleżankami i Łukaszem. Moje życie było tak zapełnione różnorodnymi zajęciami, że naprawdę nie miałam na to zbytnio czasu. Ale któregoś dnia ten temat nieświadomie wypłynął. Być może gdybym nie wróciła wcześniej z pracy moje współlokatorki nie wiedziałyby, że siedzę w mieszkaniu we własnym pokoju. A tak ich zagorzała dyskusja była przeze mnie słyszalna. Na początku ją ignorowałam próbując skupić się na czytaniu książki. Ale gdy spośród strzępków rozmowy wyłapałam swoje imię zaczęłam przysłuchiwać się jej zaciekawiona.
,,Oszalałaś?", krzyczał głos Krysi: ,,po co chcesz jej to mówić? Nie wiesz ile ostatnio przeszła Karolina?"
,,Ale przecież to się już wyjaśniło. Asia wyraźnie powiedziała nam..." , przekonywała Beti. Tylko do czego? I co wspólnego miała z tym Joanna?
,, Jak zapewne pamiętasz kazała nam również zadecydować czy ją o tym
poinformować czy nie. Ja uważam, że nie."
,, A jeśli to pomogłoby Karolinie? Skąd wiesz czego by ona chciała? Przecież ma prawo znać prawdę"
,, Beti, to niczego nie zmieni. Poza tym ona jest szczęśliwa, zaczęła spotykać się z Łukaszem i tak jest dobrze. Chcesz jej tylko namieszać w głowie?"
,,Może masz rację. To w ogóle o tym nie wspominajmy" zgodziła się Beata kończąc tą dyskusję.
Byłam skonsternowana. O czym nie chciały mi powiedzieć dziewczyny? Przecież teraz się od nich nie dowiem, bo postanowiły właśnie nie mówić mi prawdy. A może jakoś je przekonam? Nie, znając stanowczość Kryśki. Ale przecież wspomniały, że informacja pochodzi od Asi. Gdybym tylko poszła do niej i odpowiednio ją podeszła mówiąc, że dziewczyny chciały żeby mi o czymś powiedziała mogłaby dać się złapać. I wtedy dowiedziałabym się co tak bardzo zdaniem Krysi mogłoby wyprowadzić mnie z równowagi. Tak, zaraz do niej zadzwonię i poproszę o spotkanie. Ale czekało mnie srogie rozczarowanie. Joasia przeprosiła mnie mówiąc, że właśnie spędza weekend ze swoim przyszłym mężem u przyszłych teściów i wróci dopiero
przed południem w poniedziałek. Nie byłam zachwycona tą wiadomością, ale nic nie mogłam na to poradzić. No trudno, żeby się dowiedzieć będę musiała czekać do następnego tygodnia.
Aż tak długo nie musiałam jednak czekać. Postanowiłam, że wpadnę do knajpy, w której pracuje Asia ( i w której notabene ja też kiedyś pracowałam) wykorzystując jej przerwę w pracy. Być może chodziło o jakąś błahostkę, którą wyolbrzymiły moje lokatorki, ale chciałam wiedzieć o co chodzi. Czasy traktowania mnie jako kruchego dziecka się skończyły i wreszcie chciałam, żeby moje przyjaciółki przestały mnie uważać za słabą dziewczynę z depresją. Okej, miałam chwilę załamania, ale zmęczyło mnie to ciągłe uważanie z ich strony na każdy podejmowany temat, bo a
nuż otrą się o coś co znowu zepchnie mnie w otchłań cierpienia. Tak więc gdy skończyłam pracę w restauracji, zrobiłam zakupy i sprzątnęłam swój pokój wyczekując upragnionej siedemnastej trzydzieści wybrałam się autobusem pod knajpę ,,U Martiego". Wchodziłam tutaj po raz pierwszy nie jako kelnerka od czasu mojego zwolnienia. Dlatego teraz znajdowałam jakąś perwersyjną przyjemność przelotnie widząc Marcina, który z kolei widział tam mnie w roli klienta. Ale tym razem poczułam nieprzyjemny dreszcz. Czyżby to było przeczucie? Nie, ostatnio zdecydowanie stałam się za bardzo przesądna. Być może coś z moją psychiką jest nie tak.
Przekroczyłam próg knajpy i zobaczyłam, że wszystko jest tam normalnie: nie zmienił się wystrój, a inni klienci głośno konwersowali przy kufli piwa. Złajałam samą siebie: a czego się spodziewałaś? Trupa? Pospiesznie skierowałam się do wolnego stolika przy oknie. Nie zauważyłam Asi, ale jestem pewna, że była to jej zmiana. Kurczę, nie pomyślałam wcześniej, że swoją przerwę będzie najprawdopodobniej spędzała na zapleczu razem z innymi pracownikami. Tylko, że ja teraz nie miałam do niej wstępu jako klient. Co tu zrobić?, przerwałam rozmyślenia, bo podeszła do mnie Jolka. Tak, wredna złośliwa Jolka:
– O któż to przekroczył nasze skromne progi?- przywitała mnie ironicznie.
Odpłaciłam jej pięknym za nadobne
– Wiesz tak bardzo stęskniłam się za twoimi banalnymi wypowiedziami i
trywialnym poczuciu humoru, że postanowiłam cię odwiedzić. Cieszysz się?- po chwili pożałowałam tego, bo przecież tylko ona mogła mi powiedzieć gdzie jest Asia.
– Jak zawsze dobrze wychowana i miła- odparła złośliwie rozwścieczona-
Zamawiasz coś? Bo jak nie to wyłaś i zwolnij stolik.
– Okej, uspokój się. Jak będziesz tak traktować klientów to na pewno będzie ich niewiele.- Jolka skrzywiła się tak, że na jej pięknej twarzy pojawił się okropny grymas.- Poproszę sok pomarańczowy.
– Dobra, zaraz przyniosę.- chciała odejść, ale ją zatrzymałam:
– Poczekaj, mam pytanie. Gdzie jest Asia? Chciałabym z nią porozmawiać.
– Tutaj się pracuje, a nie rozmawia.
– Jolka, wiem że ma teraz przerwę. Będziesz tak miła i mi powiesz czy
zachowasz się jak wredna suka?- nie wiem co mi podkusiło ją jeszcze bardziej denerwować, ale naprawdę doprowadzała mnie do szewskiej pasji. W odpowiedzi zmrużyła tylko oczy i już myślałam, że pośle mnie do diabła gdy odparła słodkim głosikiem:
– Będę miła i wskażę drogę takiej sierocie jak ty. Chodź za mną; zaprowadzę cię.- szczęśliwa wstałam od stolika i poszłam za Jolką. W duchu zdziwiłam się, że postanowiła mi pomóc.
– Joasia jest w magazynie?- zdziwiłam się pytając jej.
– Tak, zwalnia się dzisiaj i musi odpracować przerwę. Dobra lecę, bo muszę
wracać za bar.- wyjaśniła i odeszła dodając- tylko jakby co to nie ja cię tu
wpuściłam.
– Ok. Dzięki.
Zdziwiona pomocą weszłam do magazynu w poszukiwaniu przyjaciółki. Wietrzyłam jakiś podstęp Jolki spodziewając się, że mogę tu zastać szefa. Ale wtedy sama siebie też by pogrążyła, pomyślałam. Mimo to lawirowałam pośród półek w ciszy szukając Asi. Ale jakoś nie mogłam jej dostrzec. Tak jak myślałam: Jolka zrobiła mnie w bambuko. Nie pozostało mi nic innego jak opuszczenie magazynu. Ale wtedy zobaczyłam jakąś postać wchodzącą tylnym wejściem do magazynu i niosącą w ręku skrzynkę piwa. Momentalnie osłupiałam nie będąc w stanie zrobić najmniejszego kroku. Postać schyliła się, położyła skrzynkę i prostując się jakby wiedziona magnetyzmem moich oczu spojrzała w moją stronę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę: obok mnie stał wpatrujący się we mnie z takim samym zaskoczeniem Jacek.  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz