16. Przygotowania

19 0 0
                                    


  Po naszej schadzce we wtorek Jacek zażartował, ze powinniśmy jak
najszybciej załatwić wszystko do ślubu. Na razie podjęliśmy decyzję o tym aby wziąć
ślub cywilny, ale do tego i tak była potrzebna masa papierów. Z głowy wyleciały mi
wszystkie inne sprawy: zaliczona ostatnio niezbyt dobrze sesja, rozmowa o
przeszłości Jacka, chrzest Kasi. Przecież został do tego niecały miesiąc, a ja wciąż
odkładałam wizytę u mojej siostry i przyszłej chrześnicy. Przez to czułam się coraz
bardziej winna. W dodatku nie wiedziałam czy poinformować najbliższą rodzinę o
ślubie czy zrobić to już po nim. Najchętniej wybrałabym tą drugą opcję, ale
wiedziałam, że mama będzie na mnie wściekła. Choć należałoby się jej to. Sama
wzięła cichy ślub z Bartoszem pół roku temu nikomu o tym nie mówiąc i zapraszając.
W sumie mogłabym jej to wypomnieć gdyby obarczała mnie licznymi wymówkami.
– Karolina, pospiesz się. Nie mamy całego dnia- pospieszył mnie Jacek, gdy
przyjechał pod uczelnię zaraz po moich wykładach.
– Już idę- podbiegłam do jego auta odprowadzana przez ciekawskie spojrzenia
innych studentów. No, cóż samochód mojego narzeczonego robił wielkie
wrażenie. I dzięki temu ja też.
– Z kim rozmawiałaś przed wejściem?- spytał gdy już wsiadłam do samochodu.
– Teraz? A to Czarek, kolega ze studiów. Chce żebym podciągnęła go trochę z
maty.
– Przystojny ten kolega- specjalnie zaakcentował to ostatnie słowo, a ja nie
mogłam powstrzymać się od uśmiechu. To miło kiedy dla odmiany to ktoś jest
o ciebie zazdrosny.
– Tak myślisz?- udałam, że nie wiem o co mu chodzi, ale widząc jego chmurną
minę dodałam:- Przestań się tak wściekać. To nie mój typ. Wiesz on jest takim
trochę świrem od techniki.
– Że niby jakiś naukowiec w branży komputerowej?
– Coś w tym rodzaju. To gdzie teraz właściwie jedziemy?- spytałam
– Jak to gdzie? Wybrać pannie młodej pierścionek.
Mieliśmy tylko dwie godziny, więc dość szybko wybrałam proste, srebrne kółko
otoczone malutkimi świecącymi kuleczkami. Nie chciałam aby był z byt drogi, ale
Jacek i tak ofuknął mnie za to, że wybrałam najtańszy. Nie rozumiał, że dla mnie
mógłby to być zwykły brelok- liczył się tylko jego symbol i wymowa. Gdy mu to
wyjaśniłam uspokoił się nieco. Gdy podjechaliśmy już pod knajpę wiedziałam, że nie
będę mogła skupić się na pracy. Wciąż spoglądałam na swoją dłoń na palcu której
dumnie sterczał piękny zaręczynowy pierścionek. Wiedziałam, że dziewczyny od
razu go zauważą dlatego od razu gdy oddaliłam się od Jacka schowałam go do
pudełka, a potem torby. Sprawiało mi niemal dziecinną przyjemność to, że nikt nie
wiedział o moich planach. Już wyobrażałam sobie miny moich współlokatorek i
koleżanek z pracy gdy powiem im już po wszystkim wtrącając mimochodem podczas
rozmowy: ,,a no i wiesz pobraliśmy się z Jackiem. Jak to nie wspominałam ci
wcześniej? Musiało mi wylecieć z głowy." Wiem, strasznie głupie, ale mając
świadomość, że mnie i Jacka łączy znana tylko nam tajemnica czułam z nim jeszcze
większe porozumienie.
Podczas przerwy w pracy rozmawialiśmy rozmarzeni o koniecznych
przygotowaniach.
– Wiesz, że będziesz musiała jechać do domu po potrzebne zaświadczenia?-
skinęłam głową
– Tak, wybiorę się do domu w weekend. Mam nadzieję, że mama nie zorientuje
się, że czegoś brakuje.
– Więc jednak postanowiłaś nikomu nie mówić? No, no jestem pod wrażeniem roześmiał
się, a ja żartobliwie delikatnie stuknęłam go łokciem w żebro.-
Czemu się złościsz moja mała złośnico? Już za ponad tydzień będziemy
małżeństwem.- pocałował mnie lekko
– Naprawdę? Już w następną sobotę?- byłam zaskoczona.
– No cóż jeśli w ten weekend uda ci się dostarczyć mi potrzebne rzeczy...
– Och, to cudownie! Tak cię kocham.
– Ja kocham cię bardziej.- i przypieczętował to wyznanie pocałunkiem.
Tak więc w kolejnych dniach Jacek przygotowywał wszystko do ślubu. W piątek
odwiózł mnie jeszcze wieczorem po pracy na autobus do domu mojej mamy i
ojczyma. Oczywiście najpierw długo musiałam go namawiać, że mój szwagier,
Michał przyjedzie po mnie samochodem na przystanek i nic mi nie będzie.
Najwyraźniej nadal pamiętał nasze niefortunne pierwsze spotkanie. Mi też się ono
przypomniało. Beti twierdziła wtedy, że było strasznie romantyczne. Zaśmiałam się
w duchu. Tak, rzeczywiście skończyło się bardzo romantycznie, a przynajmniej
skończy, za tydzień. Bo już nie będę panną Karoliną Makuszyńską, ale panią
Karoliną Bończak.
W poniedziałek, z potrzebnymi papierami zjawiłam się w pracy. Natychmiast po
spotkaniu z Jackiem oddałam mu potrzebne papiery. Uśmiechnął się.
– Super. Teraz mogę już wszystko załatwić i dopiąć na ostatni guzik- pocałował
mnie- a jak twoja mama?
– W porządku. Ale nie wspomniałam jej o niczym. I odwiedziłam moją małą,
przyszłą chrześnicę. Jest taka rozkoszna- westchnęłam rozmarzona.
– No właśnie, te chrzciny są w następny piątek?- upewnił się
– Tak, już załatwiłam wszystko z Marcinem i da nam wolne.
– To dobrze. Marlena nie pogniewa się na ciebie, że jej nie powiesz o ślubie?
– Och, myślę, że może być trochę zła, ale szybko jej przejdzie. Nie jest typem
osoby która długo się na kogoś boczy. Poza tym to tylko cywilny.- wzruszyłam
ramionami.
– Dla mnie nie takie tylko- szepnął mi wprost do ucha wywołując rozkoszny
dreszcz.
– Daj spokój, wiesz że nie o to mi chodziło. A co z twoją matką?- postanowiłam
spytać- Nie kontaktowałeś się nią prawda?- Jacek spoważniał.
– Nie i raczej długo jeszcze nie będę. Nawet nie próbuj mnie do niczego
namawiać- zastrzegł od razu
– Spokojnie, nawet nie zamierzałam.- skapitulowałam, ale w myślach
wiedziałam, że doprowadzę kiedyś do ich pogodzenia i poznam osnutą złą
sławą panią Bończak.- A co z twoimi znajomymi? Tym wesołym facetem z
wąsami?- przypomniałam sobie o tym jak kiedyś przedstawiał go mi razem z
tamtą ładną brunetką.
– Ach, nie to nikt ważny, mówiłem ci.
– Dobrze, skoro tak twierdzisz.- posłusznie dałam się zbyć. Po ślubie nie
zamierzałam być taka ugodowa.
Nieoczekiwanie dla mnie po pracy Jacek powiedział, że musi wyjechać jeszcze dziś
wieczorem, bo dawny kumpel chce się z nim widzieć. Poza tym i tak musi jechać
załatwić jakieś pozwolenie. Nie wnikałam o co dokładnie chodzi. Spytałam tylko
kiedy wraca i powiedział, że albo we wtorek albo w środę. Czułam się odrobinkę
rozczarowana, ale jeśli ślub tego wymagał byłam gotowa do poświęceń.
– Dobrze, tylko zadzwoń do mnie czy wszystko w porządku, okej?- poprosiłam
gdy się żegnaliśmy. Skinął głową i wsiadł do swojego samochodu. Wraz z nim
bezpowrotnie zniknęło coś, co nigdy więcej już nie wróciło.  

Niebezpieczna Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz