Niedziela, dzisiaj Ewa wyjeżdża ze swoim chłopakiem na dwa lata do USA i nie będę jej widziała przez kolejny rok, jak i nie dłużej. Cieszę się jej szczęściem, chociaż nigdy tak nie miałam, zawsze miałam gdzieś czyjeś szczęście.
Ale teraz jestem innym człowiekiem.
Jestem inną Victorią Blake.Siedzę z Ewą na lotnisku i czekamy aż jej chłopak wróci z WC. Chyba będę dzisiaj płakała.
-Jak z Karolem?
-Dobrze.
-Ma dziewczyne?
-Nie, a co?
-Tak pytam, żeby zaraz nie było, że wylądujecie razem w łóżku .
-Słucham? Nigdy bym się z nim nie przespała. Po za tym mieszkam z nim już od 3 lat i gdyby to sie miało stać, to stało by się już dawno...
-Niczego mu nie brakuje. Jest przystojny, zabawny, ma kanał na yt, czyli coś osiągnął no i.. mieszkacie razem.
-Jezu kobieto, gdzie ten twój Kornel?
-Nie mam pojęcia, czekaj, napiszę do niego...
**
Karol odebrał mnie z lotniska. Kiedy mnie zobaczył zmarszczył brwi.
-Co jest?
-Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać.
-No chodź do mnie-rozłożył ręce.
-Proszę nie płacz.-Nie umiem przestać .
-Będzie dobrze, macie internet, macie skype'a, więc kontakt się wam nie urwie.
-Skąd możesz to wiedzieć? Pewnie pozna tam lepszą przyjaciółkę niż ja.
-Napewno nie pozna kochanie, na pewno.
-Nie mów do mnie kochanie.
-Dobrze kochanie, to co? Jedziemy do domu?
-Jedziemy-otarłam łzy.
-Masz mokrą koszulkę -stwierdziłam odsuwając się od niego.-Bo płakałaś- krótko odpowiedział.
-Przepraszam...
-Wyschnie, wsiadaj-otworzył drzwi i pojechaliśmy w stronę domu.
-Chcesz chusteczkę?
-Nie, dzięki, dam radę.
-Na pewno?
-Tak...
-Jest sprawa- wydawał się trochę spięty.
-Jaka?
-Jutro jadę do Krakowa.
-Po co?
-W sprawach yt-berskich...
-Jezu, znowu? Czyli będę sama w domu? Przez ile tym razem?
-Tak z dwa dni max.
-I będzie tak jak w zeszłym miesiącu? Miałeś być dwa dni wyszło tydzień.
-Przepraszam, ale to nie zależało ode mnie.
-Zależało, to ty jesteś yt-berem, więc ty ustalasz gdzie i na ile wyjeżdżasz.
-To tak nie działa...- otarł oczy
-A jak?
-Załóż kanał to sie sama przekonasz.
**
Karol
Nie chciałem, aby była zła. To naprawdę nie zależy tylko ode mnie.
Teraz siedzi w swoim pokoju i się do mnie nie odzywa. Chciałbym ją przytulić i powiedzieć hej mała, będzie wszystko okej.
Jednak tego nie zrobiłem i wieczorem zająłem się Susą. Starą Susą która teraz siedzi na jednym ze schodków i patrzy na mnie jak schodzę.-No co jest Susa? Idziemy na dwór?
Pies zaczął merdać ogonem i szczekać. Chwyciłem za jej różową smycz i przypiąłem do niej.
Na dworze spotkaliśmy Freddy'iego który usiłował wejść do domu. Wpuściłem psa i poszedłem dalej. Otworzyłem bramkę i wyszliśmy poza teren domu. Idąc chodnikiem skierowałem się na lewo aż doszedłem do skrzyżowania. Przeszedłem przez pasy i poczekałem aż Susa się załatwi. W oddali zauważyłem mojego sąsiada. Szedł z owczarkiem, za którym Susa nie przepada, więc pociągnąłem ją dalej, ale ona ani drgnęła. Przycupnęła i zaczęła się skradać. Pociągnąłem trochę mocniej powodując ból u psa. Tym razem Susa posłusznie poszła dalej nie zwracając już uwagi na Herculesa. Szczerze to rok temu miałem co do tych dwóch poważne zamiary, i właściciel Herculesa także, jednakże oni po prostu zaczęli sobie skakać do gardeł, a moje i Victorii plany co do małych szczeniaków poszły się jebać.
Wracając ze spaceru znowu spotkałem Freddy'iego przed domem. Teraz skakał przy płocie widząc jak wracam z Susą. Psa Victorii wypuszczamy prawie ciągle, jedynie na noc i w czasie deszczu wpuszczamy go do domu. A Susa mieszkała wcześniej ze mną w bloku i nie wychodzi teraz prawie wcale na teren domu sama.
Otworzyłem drzwi a Freddy umknął mi i uciekł. Jebany...
Przywiązałem Suse do płotu i pobiegłem za Border Collie'm. Zatrzymał się przy suczce rasy Husky. Suczka była od niego o kilka centymetrów wyższa. Wcześniej jej tu nie widziałem. Podbiegłem do niego i odciągnąłem w razie gdyby chciał ją zapłodnić. Do suczki podbiegła niewysoka blondynka i nie patrząc na mnie chwyciła psa za obrożę. Zapięła na krótką smycz i powoli zaczęła na mnie spoglądać. Jej niebieskawe oczy spojrzały prosto w moje. Nieśmiało się uśmiechnąłem. Dziewczyna widząc moją niepewność wyprostowała się i odrząknęłą.-To twój pies?
-M-mojej współlokatorki, znaczy przyjaciółki, znaczy...tak jakby.
-Rozumiem. Omal sie na nią nie rzucił.
-Nie, to spokojny pies. Prędzej by ją pokrył...
-Słucham?
-Wybacz, głośno myślę.
-Oh...Wiesz, Layla jest bezpłodna.
-Layla? Niezłe imię-pogłaskałem suczkę.
Spojrzałem na dziewczynę. Stała zarumieniona i grzebała nogą w ziemi. Ale ja głupi...
-Omal zapomniałem. Jestem Karol-podałem jej rękę.
-Diana...