Wieczorem wyszłam do "ogrodu". Mam tam ledwo posadzoną jabłoń, truskawki i jakieś kwiatki. Muszę uważnie pilnować, żeby przypadkiem Freedy niczego nie zepsuł. Podlałam wszystko i usiadłam na ławce. Jednak nigdzie nie znalazłam psa. Za to usłyszałam ciche skomlenie przy płocie. Podeszłam bliżej i zauważyłam przypiętą do płotu Suse. Gdzie się podział Karol z moim psem?
Odpięłam suczkę i zaprowadziłam do domu. Ona nie powinna być sama na dworze.
W domu zaczęłam wołać mojego psa, ale nie przyszedł. Kurwa...
Znowu wyszłam na zewnątrz. Karola nigdzie nie widze. On by tak Susy samej nie zostawił.
W końcu zauważyłam jak uradowany idzie z Freddy'm w naszą stronę. Trzymał psa za obrożę, przy czym musiał się schylać.
Otworzyłam bramkę i zawołałam psa. Pociągnął Karola, więc ten go puścił. Freddy merdając ogonem podbiegł do mnie.-Gdzie byłeś? - kucnęłam i zaczęłam głaskać psa.
-Twój idealnie wytresowany pies uciekł kiedy chciałem wejść z Susą do domu.
-Ta? Może zadbaj najpierw o swojego psa .
-Co ty chcesz od mojej Susy?
-Dobrze wiesz co-zabrałam Freddy'iego do domu nie interesując się, że powinien zostać na zewnątrz.
Weszłam z nim do pokoju i padłam twarzą na łóżko.**
Obudziłam się poprzez dzwonek do drzwi. Zasnęłam wczoraj w ciuchach, więc wyszłam z pod kołdry i opuściłam swój pokój. Karol chyba jeszcze spał bo nie słyszałam go nigdzie. Freddy siedział pod drzwiami i warczał, a Susa miała na to wylane, albo po prostu pod wpływem wieku nie słyszała.
Lekko zaspana otworzyłam drzwi i zauważyłam w nich niższą ode mnie blondynkę. Patrzała na mnie jak na dziwaka. Pewnie miałam szopę na głowie. Palcami przeczesałam włosy.-Obudziłam panią?
-Tak jakby. Przepraszam, która godzina?
-Za pięc dziewiąta- spojrzała na swój zegarek.
-Oh, w sumie to jest pani idealnie, bo pewnie bym zaspała do pracy-ostatnie słowa wypowiedziałam nieco ciszej.
-Co panią tu sprowadza?-Jestem nowa w tej dzielnicy i widziałam jak wczoraj wszedł tu Karol, mieszka tu?
-Tak, mieszka...
-A może pani go zawołać?
Czy ja serio wyglądam na tyle lat, żeby mówić do mnie PANI?
-On jeszcze śpi... tak sądzę.
-Oh, a przekaże mu pani, że byłam?
-Tak-skłamałam.
-Do widzenia- zamknęłam jej drzwi przed nosem i oparłam się o nie plecami.Schody zaczęły skrzypić. Spojrzałam w stronę drzwi od przedpokoju. Otworzyły się a w nich stanął Karol.
-To Diana?
-Kto?
-Widziałem przez okno. Co chciała?
-Jaka Diana?
-Nie udawaj głupiej.
-Nie znam nikogo o takim imieniu.
-Ta blondynka, co przed chwilą tu była.
-Nikogo tu nie było.
-Dlaczego kłamiesz?
-Skoro tak uważasz? -wruszyłam ramionami i minęłam go w drzwiach przechodząc do kuchni.
-Dzisiaj wyjeżdżam.
-A jedź sobie gdzie chcesz. Możesz nawet nie wracać- uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko.
Chłopak głośno wypuścił powietrze i przytulił mnie od tyłu. Stanęłam nieruchomo i odepchnęłam go od siebie.
-Zostaw mnie. Co robisz?
-Oj no, nie denerwuj się mała.
-Karol, przestań...
-Co mam przestać?
-Się podlizywać...
-Co robić? Ja cie tylko przytulam!
-Idź sobie do DIANY.
-Zazdrosna?
Wyjęłam z szafki płatki zbożowe. Spojrzałam na Kerela a potem na okno. Otworzyłam opakowanie i włożyłam tam rękę.
-Nie jestem zazdrosna. Niby o co? O tą lafiryndę? -włożyłam do buzi kilka płatków.
-Ehh.. czyli jesteś- parsknął śmiechem.
-Chciałbyś słońce-udało mi się umknąć z jego uścisku i podeszłam do schodów
-Koszmarnej drogi ci życzę.**
Karol
Bagaż spakowałem do samochodu i spojrzałem w okna Victorii. Siedziała na parapecie i grzebała w telefonie. Dobrze wiem, że patrzała co robię, kiedy na nią nie patrzę.
Ta kobieta jest niemożliwa. Do tej pory nie wiem jakim cudem ona mi tak namieszała w głowie.
No dobra...wiem.Zamknąłem bagażnik i pogłaskałem Freddy'iego. Pies wskoczył na tylnie siedzenia.
-O nie mały, nie jedziesz ze mną. Zostajesz tu i opiekujesz się swoją panią. A teraz wypad z samochodu .
Pies zerwał się w stronę płotu i zaczął szczekać. Victoria zniknęła w oknie a ja pobiegłem za psem. Przy płocie stała Diana. Bała się psa i nie mogła otworzyć furtki. Pomogłem jej.
-Cześć-zarumieniła się.
-Hej. Wpuściłbym cię, ale zaraz wyjeżdżam.
-Oh, gdzie?
-A, na takie spotkanie do Krakowa.
-To widzę przyszłam idealnie. Bo wiesz, wczoraj jak mówiłeś o "pokryciu" mojego psa przypomniało mi sie, że moja siostra poszukuje psa do zapłodnienia jej suczki.
-Serio? Bo...emm...to nie mój pies...
-Tak, już mówiłeś.
-No.. i nie jestem pewien czy Victoria się na to zgodzi.
-Kto?
-Moja współlokatorka.
-Ta blondynka? Przemiła dziewczyna.
-Taa.. przemiła...
-Ma pięknego przedstawiciela Border Collie.
-Tak, wiem-spojrzałem w stronę okien. Przy jednym z nich stała Victoria. Co ona robi w moim pokoju? Nie spuszcza ze mnie wzroku, więc postanowiłem to wykorzystać.
Przechyliłem się w stronę dziewczyny.
-Muszę już lecieć -pocałowałem ją w policzek.-No tak...do zobaczenia -odeszła od płotu a ja znowu spojrzałem na Victorię. Oburzona odeszła od okna jak tylko zauważyła, że na nią patrzę.