Byłam w domu. W ręce właśnie trzymałam swoją lelitę. Uchodzi to za coś w stylu różdżki dla czarodzieja, ale ja nie jestem czarodziejem. Powiedzmy, że w naszych okolicach robię za łowcę duchów. Większość osób nie wierzy, w demony, wampiry, wilkołaki, banshee, ale to są dzieci cienia. Nie zobaczycie ich za dnia, a w nocy? W nocy nikt normalny nie pałęta się po ulicach. Wtedy nasz świat jest opętany przez różne zmory. Niby żaden śmiertelnik nie wierzy w te potwory, a jednak mało co osób ma odwagę wyjść z domu po zmierzchu. Mój tata jest politykiem i również chroni ludzki świat. Mamy w sobie coś czego zwykli ludzie nie mają. Nasza krew jest zmieszana z krwią demonów. Od pokoleń rodzina taty znajduję się w klanie. Oczywiście nasza rasa jest po dobrej stronie. Moja mama pracuje jako nauczycielka i nie miesza się w nasz świat. Z tatą jesteśmy w klanie, który pracuje na terenie Warszawy. Nasza rasa znajduje się na całym świecie. W każdym mieście jest chociaż jedna grupa naszych „ludzi". Lelita służy do wymawiania czarów, oraz zabijania czy przenoszenia duchów do ich świata. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że duchy odwróciły rolę i to one właśnie polują na mnie. To kolejny dzień gdy po szkole wracam do domu i zamiast zastać czekającą na mnie mamę w kuchni, zastaje ducha, który chce mnie porwać. Dzięki krwi demonów mamy magiczne moce, które bardzo ułatwiają nam sprawę. Czasami wykorzystujemy ją do zmieniania się w niewidzialnych, szybszych czy dla lepszego słuchu. Przede mną w salonie stoi nie groźny dla mnie duch, nazywany matungą. Duch był wysoki, dobrze zbudowany. Wyglądem przypominał człowieka. O mocy i sile ducha mówi to jak wygląda, im bardziej przypomina człowieka tym jest silniejszy. Skierowałam swoją lelitę w stronę ducha i wypowiedziałam: „Ipse eodem unde orta es, et vade hinc quia non eris usque in sæculum. „Czyli: Wróć skąd przyszedłeś i więcej się tu nie zjawiaj, bo trafisz do Wieczności." Wieczność to miejsce z którego nie da się wyjść. Wszystko co się w niej znajduje wędruje bez celu po swoich najgorszych, życiowych koszmarach. Rzuciłam się na fotel od razu po tym gdy udało mi się usunąć niezapowiedzianego gościa.
Jestem Afrodyta Mróz, mam szesnaście lat, za trzy miesiące w listopadzie siedemnaście. Urodziłam się pierwszego listopada, tak wiem ciekawy zbieg okoliczności. Gdy skończyłam piętnaście lat oficjalnie zostałam łowcą duchów, ale byłam na niego szkolona od najmniejszych lat. Mam metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, czarne proste włosy do pasa i niebieskie oczy. Chodzę do drugiej liceum, poszłam do szkoły rok wcześniej. Nie mam przyjaciół. Ludzie uważają mnie za rozpieszczoną córeczkę tatusia, ale mnie to nie obchodzi. Mam swoje życie i ono mi odpowiada, a to co inni myślą to już ich sprawa. Oglądałam telewizję gdy do pokoju wszedł tata.
- Dzień dobry Afrodyto. - Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. - Jak minął dzień?
- Znowu po szkole w domu znajdowała się zjawa. Mam dosyć, o co im chodzi? - Nic nie odpowiedział tylko usiadł na fotelu i przejechał dłońmi po swoich ciemnych, gdzieniegdzie siwych włosach.
- Nie chciałem tego robić, ale musisz się przeprowadzić na jakiś czas.
- Słucham?
Dobrze usłyszałam, ale nie wierzyłam, że to powiedział.
- Musisz. - przerwałam mu.
- Wiem przeprowadzić się, ale gdzie i czemu?
Położył swoje ręce na moich.
- W miejsce gdzie nikt nie będzie wiedział co teraz robisz i w jakim miejscu się znajdujesz.
- Co ze szkołą?
- Oboje wiemy, że Twoja wiedza jest już powyżej liceum.
Tata miał rację. Już w szóstej klasie razem z nim przerabiałam materiał do trzeciej gimnazjum. Dużo się uczyłam, ale nie byłam kujonką po prostu chciałam mieć to z głowy.
- Co na to mama?
- Zrozumie, że to dla Twojego dobra.
Uśmiechnął się. Wcześniej dla bezpieczeństwa przestałam wychodzić z domu. Zostało mi to zakazane dla mojego dobra, ale to nic nie dało bo duchy zaczęły nachodzić mnie w domu, czego miałam już dosyć. Może pomysł taty da mi chociaż odrobinę spokoju. Włączyłam swoją playlistę w telefonie i poszłam do siłowni. Na górze usłyszałam krzyki mamy „Ona nie może się wyprowadzić!". Tata musiał ją przekonać, że to bardzo ważne i dała za wygraną bo po chwili krzyki ucichły. Poszłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Rodzice zawołali mnie na kolacje do której usiedliśmy razem.
- Witaj kochanie. - powiedziała moja mama. Wiele ludzi mówi, że jestem do niej podobna. Długie czarne włosy, które opadały jej na plecy. Zielone oczy i mały nos. Była śliczna i czasem wydawało mi się, że jest ładniejsza ode mnie. - Jutro się wyprowadzasz, więc dzisiaj musisz się spakować. - Starała się zachowywać normalnie, ale jej oczy błyszczały od łez. Patrzyła się w talerz, mieszając sałatkę ze spaghetti. Po kolacji poszłam do swojego pokoju i wyjęłam torbę aby zacząć się pakować. Nie wiedziałam na ile mam się wyprowadzić więc wzięłam trochę rzeczy. Pięć par spodni, cztery pary krótkich spodenek, trzy bluzy i dziesięć bluzek z krótkim rękawem. Z szafki przy biurku wyjęłam bieliznę, którą spakowałam. Wyszłam na balkon, który zostawiłam otwarty na noc, rzuciłam się na łóżko i usnęłam, czekając na to co ma nadejść jutro.
CZYTASZ
Mój Stróż
FantasySzesnastoletnia Afrodyta jest córką bogatego polityka. Jej rodzina już z pozorów nie wydaję się normalna. Jej ojciec, tak jak ona jest w klanie, który ma na celu obronę ludzkiego świata i życia. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie rozszerzone ataki na...