Brat

948 71 1
                                    

Obu­dzi­łam się, a Alana nie było już przy mnie. Wsta­łam i wyszłam z pokoju, a chło­paka nie było ni­gdzie. Woła­łam go, ale odpo­wia­dała mi tylko cisza. Zaczy­na­łam już się do niej przy­zwy­cza­jać. Zro­bi­łam sobie jajecz­nice i poszłam do swo­jego pokoju. Usia­dłam i zaczę­łam spo­ży­wać swoje śnia­da­nie. Zoba­czy­łam na tele­fo­nie, że jest dwu­na­sta. Ostat­nio strasz­nie dużo śpię. Zer­wa­łam się i ubra­łam topik do ćwi­czeń i leg­ginsy. Poszłam na dół. Na prze­ciwko drzwi do piw­nicy mia­łam swoją siłow­nię. Weszłam na bież­nię i zaczę­łam biec. Ze słu­cha­wek leciało mi „Drag me down", One Direc­tion. Nagle do siłowni wszedł zde­ner­wo­wany Alan.

- Coś się stało? - spy­ta­łam, a chło­pak usiadł na krze­śle i scho­wał głowę w dło­niach.

- Ktoś zde­wa­sto­wał grób Ksa­we­rego. - Zaci­snął pię­ści.

- Pocze­kaj, pójdę się ubrać i pój­dziemy tam.

Wzię­łam jakieś cie­płe ciu­chy. Ubra­łam kurtkę, buty zimowe i wyszłam. Alan stał oparty o ścianę. Szli­śmy w ciszy. On ani ja nie mie­li­śmy humoru na żadne roz­mowy. Myśla­łam dla­czego ktoś miały demo­lo­wać grób jakie­goś chło­paka. Byli­śmy już nad gro­bem Ksa­we­rego, który wyglą­dał tra­gicz­nie. Wzię­łam rekla­mówkę i zaczę­łam wrzu­cać poła­mane kwiatki. W tym cza­sie ciem­no­włosy zamia­tał potłu­czone zni­cze. Nagle poczu­łam ból w ręce. Popa­trzy­łam na nią. Krew cie­kła z niej na pokrywę śnieżną. Zamy­ślona musia­łam wziąć w nią odłamki zni­czy. Alan, gdy to zoba­czył roz­darł swoją koszulkę i zakrę­cił mi wokół ręki.

- Posprzą­ta­li­śmy tro­chę, a potem przy­niosę nowe zni­cze i kwiaty.

Chło­pak pocią­gnął mnie w stronę wyj­ścia, ale coś mnie zatrzy­mało. Sta­łam w miej­scu i patrzy­łam na zakrwa­wiony śnieg. Wzię­łam go w rękę. Ści­snę­łam go w dłoni.

- Tu coś jest. - Schy­li­łam się.

Wyję­łam zmok­niętą kartkę. Napi­sane na niej było: ODDAJ JĄ. Alan wyrwał mi ją, zgniótł i wsa­dził do kie­szeni.

- Czyli to z mojej winy? - spy­ta­łam.

- Nie. Chodź, musimy iść.

Trzy­mał mnie za ramię. Szłam patrząc pusto przed sie­bie. Nie myśla­łam o niczym. Przed oczami mia­łam tylko kartkę i znisz­czony grób. Weszłam do domu i poszłam do swo­jego pokoju. Sły­sza­łam, że mój stróż coś mówi, ale nie zwra­ca­łam na to uwagi. Rzu­ci­łam się na łóżko. Przy­bli­żyłam nogi do pod­bródka i usnę­łam. Obu­dzi­łam się o w pół do dru­giej, w nocy. Popa­trzy­łam na swoją ska­le­czoną dłoń. Chcia­łam zoba­czyć w jak tra­gicz­nym jest sta­nie. Odwi­nę­łam bluzkę ciem­no­okiego, ale szkieł już nie było. Ręka była ule­czona, jedy­nie lek­kie zadra­pa­nia. Obwią­za­łam znowu bluzkę i poszłam do łazienki. Za oknem była burza. Z każ­dym grzmo­tem pod­ska­ki­wa­łam. Patrzy­łam się w swoje odbi­cie w lustrze, gdy ktoś się w nim poja­wił. Rozej­rza­łam się, ale nikogo nie było. Skądś koja­rzy­łam osobę w lustrze. Czarne włosy, jasna kar­na­cja, przy­stojny. To był Ksa­wery. Wyglą­dał pra­wie tak samo jak na zdję­ciu z Ala­nem, jedyne co się zmie­niło to smutna twarz, która doda­wała jej sta­ro­ści i czer­wone oczy.

- Ksa­wery. - powie­dzia­łam, cichym gło­sem.

- Tak to ja, Ksa­wery Scott. Przy­sze­dłem do Cie­bie, żeby Cię ostrzec. Miej oczy otwarte dookoła głowy. Nie ufaj nowo pozna­nym ludziom, ale Ala­nowi możesz zaufać. On może oddać dla Cie­bie życie i lepiej tego nie nad­uży­waj. Nie przej­muj się moim gro­bem bo to Twój naj­mniej­szy pro­blem. Miej się na bacz­no­ści, Afro­dyto Mróz. - Roz­pły­nął się w lusterku, wraz z grzmo­tem na dwo­rze. Wró­ci­łam do snu.

" Sie­działam na jakimś tro­nie. Na twa­rzy mia­łam welon, a na gło­wie koronę z cierni. Pod­szedł do mnie jakiś duch i podał mi rękę, co nie­chęt­nie odwza­jem­ni­łam. Sta­nę­li­śmy przed czymś co było podobne do ołta­rza. Zaczęła się msza. Mie­li­śmy już powie­dzieć sobie tak. Przez welon leciały mi łzy. Demon, który udzie­lał „ślubu" kie­ro­wał już do mnie słowa. „

Prze­bu­dzi­łam się. Nie krzy­cza­łam. Dreszcz prze­szedł moje ciało. Jest czwarta trzy­dzie­ści. Może to nie­od­po­wied­nia pora, ale muszę się prze­wie­trzyć. Zau­wa­ży­łam Alana sie­dzą­cego na tym fotelu co zawsze. Przy­glą­dał mi się.

- Byłeś tutaj cały czas? - Tylko ski­nął głową. Sie­dział jak posąg.

- Sły­sza­łem Twoją roz­mowę z Ksa­we­rym. - Przy­bli­żył się do mnie. - Czy­tam Ci w myślach. - Spoj­rzał mi w oczy. Głu­pia magia. - Wiem co Cię boli i prze­raża. Widzia­łem Twój sen. Uwierz mi jeżeli taka sytu­acja tylko by zaist­niała, nie mia­ła­byś oka­zji odpo­wie­dzieć temu demo­nowi. Nie żył by już. Nie pozwo­lił­bym żeby ktoś inny, oprócz mnie Cię miał. - Poca­ło­wał mnie.

- A Twoja dziew­czyna? - powie­dzia­łam odsu­wa­jąc nasze wargi na trzy cen­ty­me­try.

- Nie ma jej już. - Znowu złą­czył nasze wargi, coraz moc­niej przy­ci­ska­jąc je do sie­bie. Nie mogłam tak, odsu­nę­łam się.

- Pój­dziesz ze mną na spa­cer?

- Muszę. - Powie­dział chłodno.

- Ja muszę się prze­brać więc wyjdź. - Zaśmia­łam się, a on cały czas był poważny.

Wyszedł nic nie mówiąc. Pode­szłam do szafy i się prze­bra­łam. Uży­łam magii i zablo­ko­wa­łam swoje myśli, żeby nikt nie mógł ich czy­tać, a już na pewno Alan.

Mój StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz