"Twoim Stróżem.. "

1.4K 105 7
                                    

Kolejny dzień wyzwań. Zeszłam na śnia­da­nie, ale nikogo nie było. Zro­bi­łam parę kana­pek, wzię­łam sok i poszłam do swo­jego pokoju. Po dzie­się­ciu minu­tach zja­wił się w nim tata.

— Za pół godziny masz samo­lot, pośpiesz się.

Ubra­łam się we wcze­śniej przy­go­to­wane ubra­nia. Zajęło mi to góra pięć minut. Zgar­nę­łam swoją walizkę, oraz torebkę i poszłam do drzwi. Ojciec cze­kał na mnie już w samo­cho­dzie.

— Wzię­łaś wszystko? — Potwier­dzi­łam ruchem głowy. — Mam jedno pyta­nie.

— Mhm? — Odw­ró­ciłam głowę w jego stronę.

— Skąd wie­dzia­łaś, że to były Alterna Spi­ri­tus? Nie mówi­łem Ci o nich, a wcze­śniej raczej ich nie widzia­łaś.

Kurde, powin­nam spo­dzie­wać się tego pyta­nia.

— Kie­dyś o nich sły­sza­łam, ale wcze­śniej nie mia­łam z nimi do czy­nie­nia.

— Rozu­miem.

Wiem, że na pewno w stu pro­cen­tach go nie prze­ko­na­łam. Byli­śmy już pod lot­ni­skiem, ale nie weszli­śmy do środka. Od razu poszli­śmy na pas star­towy.

— To nasz samo­lot. — Szli­śmy w stronę bia­łego samo­lotu z czer­wo­nym i nie­bie­skim paskiem. Nie był ogromny, ale taki w sam raz. Weszli­śmy do niego, a w środku był pusty. Usia­dłam na jed­nym z foteli. Tata poszedł do pilota, po dzie­się­ciu minu­tach wró­cił i usiadł na fotelu przede mną. Ruszy­li­śmy. Wyję­łam książkę pod tytu­łem " Gwiazd naszych wina", ale prze­rwał mi ojciec poda­jąc jakieś dziwne pudełko.

— Powi­nie­nem dać Ci to już dawno temu.

W środku było coś co przy­po­mi­nało książkę, ale nie wiem czy można to tak nazwać. Miała tytuł " Wszyst­kie upiory tam­tego świata". Zawie­rała ona nazwy i opisy duchów. Lecie­li­śmy w milczeniu i ciszy. Od czasu do czasu tata mówił, żebym na sie­bie uwa­żała. Nie chciał mi powiedzieć gdzie tym razem mam zamiesz­kać, co mnie lekko iry­to­wało. Po godzi­nie wylądowa­li­śmy. Wszę­dzie był śnieg. Wycho­dząc poczu­łam na swo­jej skó­rze nie­przy­jemne drapa­nie chłodu. Tym razem rów­nież był to dom w lesie, ale był czarny i okryty śnie­giem. Szliśmy w jego stronę.

— Teraz mi powiesz gdzie jeste­śmy?

— W Snag, Kana­dzie.

— Prze­cież tu jest cały czas zimno! — krzyk­nę­łam poiry­to­wana. Czemu nie mogę zamiesz­kać gdzieś gdzie jest plaża i słońce?

— To dobrze, w domu masz cie­pło.

— Eh... — Byli­śmy na miej­scu. Przy drzwiach stał odwró­cony do nas tyłem chło­pak. Wyglą­dał tak samo jak ten z mojego snu.

— Kto to jest? — spy­ta­łam gdy sta­li­śmy koło niego, a on odwró­cił się w naszą stronę. Brązowooki sza­tyn, nie ukry­wam, że jest bar­dzo przy­stojny.

— Alan, miło mi. — powie­dział for­malnym gło­sem. Był wypro­stowany, a jego mię­śnie napięte. Odw­ró­cił się w moją stronę i podał rękę. Patrzył mi pro­sto w oczy.

— Afro­dyta. — Odw­za­jem­ni­łam uścisk. — Co on tutaj robi?

— Będzie Twoim stró­żem. — odpo­wie­dział mi ojciec.

— Moim czym?

— Twoim stró­żem. — powie­dział ciem­no­oki.

— Po co mi stróż?! — spy­ta­łam unie­sio­nym gło­sem. — Sama umiem się sobą zająć.

— Córeczko. — zaczął tata. — Z mamą oboje będziemy spo­koj­niejsi jak ktoś będzie się Tobą opie­ko­wał. Teraz muszę już iść. — Podał rękę chło­pakowi. — Opie­kuj się nią. — Chło­pak na te słowa kiw­nął tylko głową.

— Mogę wycho­dzić na spa­cery?

— Tylko z Ala­nem.

— To już coś.

Ojciec skie­ro­wał się w stronę samo­lotu, a ja weszłam do domu. Mia­łam zamiar wziąć swoje bagaże, ale wyprze­dził mnie sza­tyn. Otwo­rzył mi drzwi i wszedł za mną z moimi waliz­kami.

— Ile masz lat? — zapy­ta­łam.

— Osiem­na­ście w listo­pa­dzie.

— Któ­rego?

— Dru­giego. — Uśmiech­nął się.

— Ja mam sie­dem­na­ście pierw­szego.

— Listo­pada? — Kiw­nę­łam głową na tak. Weszłam do pierw­szego pokoju z brzegu. Był ciemny i nie miał okien.

— Ten jest mój. — Uprze­dził mnie chło­pak zamy­kając mi drzwi przed nosem.

— Ymh, okej.

Otwo­rzy­łam drzwi do kolej­nego pokoju. Dom był duży, ale jed­no­pię­trowy. Pokój był fio­le­towy, rów­nież ciemny i miał okno przy łóżku. Pokój wyglą­dem przy­po­mi­nał ten mój w domu. Była w nim duża szafa zapeł­niona ubra­niami. Cie­kawe czy znowu znajdę zdję­cia ze swoim „wuj­kiem". Ten dom wyglą­dał na now­szy niż ten ostatni. Roz­pa­ko­wa­łam swoje rze­czy. Poszłam do kuchni. Alan sie­dział w salo­nie i oglą­dał wia­do­mo­ści, które były po angiel­sku.

— Umiesz angiel­ski? — zapy­ta­łam chło­paka, który wła­śnie przy­szedł do lodówki i wycią­gnął wodę.

— Ten język jest pod­stawą na całym świe­cie, Ty nie umiesz?

— Uczy­wi­ście, że umiem.

— Then why are you asking me if I can? (To dla­czego mnie pytasz czy umiem?) — Czy on mnie spraw­dza? Ma mnie tak za pustą lalkę, która nic nie umie?

— Some­how. (Tak jakoś.) — Żadna lep­sza odpo­wiedź nie przy­szła mi do głowy.

-That's no excuse. (To nie wytłu­ma­cze­nie.)

— Sorry you must be eno­ugh. (Nie­stety musi Ci wystar­czyć.)

— Coś umiesz. — Jed­nak mia­łam rację.

— Łał nie wie­dzia­łam.

Prze­wró­ci­łam oczami i poszłam w stronę swo­jego pokoju. Weszłam do niego, ale za chwilę drzwi się otwo­rzyły. Za nimi stał Alan, któ­rzy bez niczego wszedł do pokoju i roz­go­ścił się na fotelu. Wszystko byłoby dobrze, ale bra­ko­wało mu gór­nej gar­de­roby. — Co Ty tu robisz? Ja nie mogę wejść do Two­jego pokoju, a Ty do mojego tak?

— Mam Cię mieć cały czas na oku i pil­no­wać, nie moja wina, że aku­rat wybra­łaś sie­dze­nie tutaj.

— Wybra­łam sie­dze­nie „tutaj" bo nie mia­łam ochoty na Twoje towa­rzy­stwo.

— Nie odpo­wie­dział już nic tylko sie­dzieliśmy w ciszy. Patrzy­łam się cały czas na jego klatkę pier­siową. Kar­ci­łam się za to w myślach, ale to nic nie dało.

— Nie zimno Ci bez bluzki? — Chyba jakby mu było zimno poszedłby po nią. Ja i moje myśle­nie.

— To dla­tego cały czas się na mnie patrzysz. — Na chwilę się uśmiech­nął, ale zaraz zmie­nił wyraz twa­rzy na ofi­cjalny. Wola­łam go w tej ostat­niej wer­sji, ale nie możemy mieć wszyst­kiego.

— Idę się wyką­pać. — Skie­ro­wa­łam się w stronę łazienki, a on szedł za mną. — Chyba sobie kpisz.

— Nie mam być z Tobą wszę­dzie.

— Wiesz co to pry­wat­ność?

— Tak, ale Cie­bie to nie obo­wią­zuje. — Ten jego cho­lerny for­malny głos.

— Wróć do sie­bie, idź spać czy się wykąp. W łazience raczej nic mnie nie zaata­kuje.

— Może masz rację. — Patrzy­łam jak drzwi się za nim zamy­kają. Poszłam do łazienki się wymyć. Wyszłam stam­tąd po godzi­nie. Poło­ży­łam się na łóżku i od razu usnę­łam. Widzia­łam tylko Alana, który sie­dzi z zało­żo­nymi rękami na fotelu.

Mój StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz