Był ranek. Alan spał na fotelu, nadal bez bluzki. Ja marzłam z zimna, ale jak kto lubi. Przykryłam chłopaka kocem. Może za sobą nie przepadamy, ale nie chciałam żeby się rozchorował. Weszłam do łazienki, aby zrobić codzienne czynności. Ubrałam się w czarne legginsy i jakąś białą bluzkę. Pomalowałam się lekko i poszłam do kuchni. Przechodząc przez swój pokój zobaczyłam, że Alan nadal śpi. Nie wiem przez jaki czas mnie pilnował, więc nie miałam zamiaru go budzić. Jest wkurzający i bardzo oficjalny, ale swoją pracę wykonuje starannie. Wyjęłam z szafki u góry płatki, wzięłam miskę, a z lodówki mleko. Zjadłam śniadanie i włożyłam miskę do zlewu. Nie zapowiadało się, że chłopak szybko wstanie, więc złapałam kurtkę i wyszłam na spacer. Chłód szczypał moje policzki. Szłam jakąś drogą, która była odśnieżona. To dziwne, że w takim miejscu ktoś odśnieża, ale nie zastanawiałam się zbyt długo nad tym. Usłyszałam za sobą jakieś hałasy. Wypowiedziałam czar dzięki któremu mogę lepiej słyszeć, ale to nic nie dało. Słyszałam tylko szmery wiatru, który wiał na północ. W pewnym momencie coś, a raczej ktoś zwalił mnie na ziemię.
— Co Ty do cholery robisz?! — wrzasnęłam dość głośno, co pokazał śnieg spadający z najbliższych drzew. Nadal leżałam na białym puchu, przygnieciona czyimś ciężarem.
— Czemu wyszłaś bez mojej wiedzy? — usłyszałam ten sam formalny głos co zawsze.
— Alan?! Pokurwiło Cię? Czemu rzucasz mnie na ziemię?! Cała przemokłam!
— Ymh. Przepraszam.
— Wyszłam bo nie chciałam Cię budzić! Nie wiem przez jaki czas mnie „bawiłeś", więc chciałam dać Ci odpocząć.
Wstał ze mnie i podał rękę aby mnie podnieść, ale ją zlekceważyłam. Przytrzymałam się jedną ręką ziemi i udało mi się podnieść. Chłopak stał w krótkich spodenkach oraz zwykłym podkoszulku.
— Ogłupiałeś? Przecież jest lodowato. Minus dwadzieścia pięć stopni, a Ty ubrany jak na lato?
Przyglądałam mu się, ale przestałam i zaczęłam iść w stronę domu.
— Jestem ubrany jak na lato bo gdy tylko wstałem i zobaczyłem, że Ciebie nie ma wybiegłem żeby Cię znaleźć! — krzyknął, idąc cały czas za mną.
— Sorry, ale za to Ci płacą.
Skierowałam wzrok na chłopaka. Zaciskał mocno wargę, twardo stąpając po ziemi. Po chwili pożałowałam tych słów, ale nie miałam zamiaru go przepraszać. Jeszcze czego. Doszłam w końcu do domu. Tak szczerze nie wiem czy mu płacą, ale kto normalny pilnował by dwadzieścia cztery godziny na dobę jakieś nadętej księżnisi? Wiem zachowuje się jak totalna idiotka. Weszłam do swojego pokoju i popatrzyłam w lusterko. Moje szatynowe włosy były mokre i potargane, a tusz pod oczami rozmazany.
Dzięki Alan. — mruknęłam przez zaciśnięte zęby. W tym momencie drzwi do łazienki się uchyliły.
— Możemy pogadać?
Jego oficjalny głos ustąpił miejsca cichemu i niepewnemu tonowi.
— O czym mamy niby gadać?
Odwróciłam twarz w jego stronę. Chłopak kiwnął głową w kierunku salonu, a potem wyszedł. Pięć minut starałam się doprowadzić do porządku i poszłam w miejsce gdzie był chłopak.
— O czym chcesz ze mną rozmawiać? — zapytałam opierając się o framugę drzwi. Szatyn, który siedział na fotelu odwrócił się w moją stronę.
CZYTASZ
Mój Stróż
FantasySzesnastoletnia Afrodyta jest córką bogatego polityka. Jej rodzina już z pozorów nie wydaję się normalna. Jej ojciec, tak jak ona jest w klanie, który ma na celu obronę ludzkiego świata i życia. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie rozszerzone ataki na...