400 dni

622 64 2
                                    

" Przed miło­ścią nie uciek­niesz. „Na szczę­ścia ja ucieknę.

Jed­nak dzi­siaj nie wyjeż­dżamy. Wie­czo­rem tata mi powie­dział, że zmie­nił nam schron wszystko byłoby faj­nie gdyby nie to, że powin­nam się ubrać, a ja na­dal sie­dzę w piz­dza­mie.

— Wsta­waj śpiąca kró­lewno. — powie­dział Alan, który stał w drzwiach.

— Daj mi spać.

Prze­wró­ci­łam się na brzuch i ukry­łam twarz w poduszce.

— Za trzy godziny wyjeż­dżamy. Oo

— Coo?

— Sły­sza­łaś co powie­działem, a nie mam ochoty się powta­rzać.

— A nie mam ochoty się powta­rzać.

— Masz jakiś pro­blem?

— A jeśli mam?

— To masz pro­blem. — Poka­za­łam mu środ­kowy palec i wsta­łam.

— Chcę się ubrać. — oznaj­mi­łam

— No to na co cze­kasz?

— Aż wyj­dziesz.

— A ja nie wyjdę.

— No to ja wyjdę. — powie­działam i zabra­łam czarną bluzkę ze zna­kiem Bat­mana i czarne leg­ginsy.

Skie­ro­wa­łam się do łazienki. Umy­łam zęby i zro­bi­łam lekki maki­jaż. Usły­sza­łam woła­nie mojej mamy. Zeszłam na dół, a przy stole sie­dział nikt inny jak Alan.

— Ma pani rację. — powie­dział, a ja sta­łam za drzwiami pod­slu­chu­jąc dwójkę.

— Ala­nie nie chcę Ci nic mówić, ale byli­by­ście piękną parą.

— Mamo nie, nie byli­by­śmy. — wtrą­ci­łam się.

— Nic...

— Tak wiem nie mówi­łaś. — prze­rwa­łam jej i wywró­ci­łam oczami.

Została mi godzina na spa­ko­wa­nie. Wzię­łam sobie płatki z mle­kiem i poszłam do pokoju spa­ko­wać jesz­cze parę rze­czy. Dzi­siaj z rana, bar­dzo z rana (około pią­tej) mój tata przy­wiózł rze­czy z mojego wcze­śniej­szego miej­sca zamiesz­ka­nia. Zeszłam na dół gdy zostało mi z pół godziny do odlotu heli­kop­te­rem. Nie wiem gdzie jadę, ale w sumie wiem, że z Ala­nem wszę­dzie będzie mi dobrze.

Wszę­dzie będzie mi dobrze? Wszę­dzie mi będzie dobrze z Ala­nem? — Czemu ja o tym nawet pomy­śla­łam? Wiem, że jest moim stró­żem, TYLKO stró­żem.

— To co jedziemy? — powie­dział, ciem­no­włosy opie­ra­jąc się o fra­muge drzwi.

— Mhm wiesz w ogóle gdzie jedziemy? — zapy­ta­łam, a on tylko do mnie mru­gnął.

AHA, DZIĘKI ALAN

— No okay, dużo się dowie­dzia­łam. — powie­działam.

— Czym mniej wiesz, tym lepiej dla nas obojga. — Odw­ró­cił się i zabrał moje walizki do heli­kop­tera.

„Sukin­syn. „chryp­nę­łam.

— Sły­sza­łem. — krzyk­nął sto­jąc już przy heli­kop­te­rze.

Ten nasz głupi, ide­alny słuch.

Weszłam do heli­kop­tera i na moje zdzi­wie­nie na miej­scu pilota nie sie­dział Alan. Zoba­czy­łam go sie­dzą­cego na prze­ciwko mojego fotela.

— 400 dni. — powie­dział.

— 400 dni? — zapy­ta­łam.

— 400 dni w ciągu, któ­rych się we mnie zako­chasz.

Pod­szedł do nas pilot, oznaj­mia­jąc, że będziemy lecieć pięć godzin. Mam wytrzy­mać z tym czło­wie­kiem tak bli­sko pięć godzin? Sie­dział w swoim czar­nym pod­ko­szulku, który uwy­dat­niał jego mię­śnie. Jego czarne włosy opa­dały na jego blade czoło. Wyglą­dał ide­al­nie. Oczy­wi­ście nie żeby mnie kusił czy coś, po pro­stu mówię, że moż­liwe gdy­bym zoba­czyła go na ulicy pew­nie bym się nim zain­te­re­so­wała.

— Zagrajmy w prawdę fałsz. — powie­dział.

Mój StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz