Wracamy do domu. Nie powiem trochę się boję bo zaczyna się ściemniać. Dziwne, ale czuję się jakbym miała Déjà vu. Właśnie jesteśmy na jakiejś polanie. Znaczy sama nie wiem jak to nazwać.
- Co to za miejsce? - zapytałam.
- Em. Nie wiem. Zabłądziliśmy.
- Słucham?
-No tak.
Nagle usłyszałam jakieś szumy. Wokół nas z lasu zaczęły wychodzić duchy. Było ich około dwudziestu. Stworzyli dziwny okrąg i zaczęli iść w naszą stronę. Stałam i spojrzałam na Alan, który wyjął lelitę i stał gotowy do obrony. Cała sytuacja przypominała mój sen z przed kilku miesięcy. Ocknęłam się i zrobiłam to co Alan. Każdego ducha, który tylko wchodził mi w drogę wyrzucałam do wieczności. Nie mam ochoty ani siły na bawienie się z nimi. Potwory szły tylko w moją stronę, więc Alan mógł mnie opuścić i ratować swoją osobę. Jednak został i mi pomógł. Gdy skończyliśmy pozbywać się duchów wróciliśmy w pośpiechu do domu. Szatyn użył magii, aby odnaleźć drogę powrotną. Alan szybko wszedł i zaczął kneblować drzwi, zamykać okna i wszystkie wejścia, przez które ktoś mógł się dostać do środka.
- Idę się wykąpać. - odpowiedział po zamknięciu wszystkich drzwi.
Położyłam się w swoim łóżku. Nagle poczułam zapach jakieś dziwnej substancji. Nie wiedziałam co się dzieje. Mój umysł przestał działać.
Obudziłam się sama nie wiem kiedy, ani gdzie. Moje oczy krążyły po czarny ścianach. W pomieszczeniu nie było okien. Jedynie stalowe drzwi. Chciałam do nich podejść, ale niestety coś mnie zatrzymało. Miałam związane ręce i nogi. Starałam się znaleźć moją lelitę.
- Tego szukasz? - zapytał chłopak, którego wcześniej przy mnie nie było. W ręce trzymał moją broń. - Jesteś całkiem ładna. - powiedział łapiąc mnie za policzki. Odwróciłam twarz, ale to nic nie dało. Tylko mocniej ścisnął moje policzki.
- Gdzie ja jestem? - powiedziałam cicho, zachrypniętym głosem.
- W piwnicy jeśli nie zauważyłaś.
- Wypuść mnie.
- Jedyną osobą, która może Cię uratować jest ten Twój chłoptaś. - oznajmił kierując się w stronę drzwi.
- On nie jest moim chłopakiem.
- Co mnie to obchodzi? On nam pomoże to Cię wypuścimy, jeżeli nie to aż tak bardzo mu na Tobie nie zależy. - wyszedł. Byłam w samej koszuli nocnej i szlafroku. Nagle poczułam jakieś wibrację. Starałam się wyjąć telefon, ale miałam związane ręce. Na szczęście w końcu mi się udało.
- Afrodyta?! Halo? Gdzie jesteś? - Alan krzyczał do telefonu.
- Porwali mnie, piwnica, ratunku. - powiedziałam i się rozłączyłam bo usłyszałam kroki. Szybko schowałam telefon do szlafroka. Opuściłam głowę w dół udając, że śpię.
- Szefie na razie śpi. Musiało mu się wydawać. - Pewnie chodzi o moją rozmowę. Dziwię się dlaczego nie zabrali mi telefonu.
Właśnie siedzę w piwnicy, ale nie tej samej. Nade mną jakiś facet stoi i krzyczy, tak na mnie. Czuję tylko swój bolący policzek. Wyglądam jak wiór. Nie słyszę już nic. Dostaję z liścia, ale tylko trochę mnie za szczypało. Ledwo patrzę. Czuję tylko jak mnie ktoś unosi do góry. Nie słyszę już krzyków faceta.
- Wstawaj. - Ktoś wrzasnął budząc mnie tym.
Przede mną stał jakiś mężczyzna, nazwijmy go tak. Starszy od tego poprzedniego. Czarne włosy spływały na jego czoło. Miał na sobie tylko czarny T-shirt, który opinał jego umięśnione ciało. Patrzyłam tylko na niego i obserwowałam. Duch wyglądał bardzo ludzko. Może to nie duch? Rzucił przede mną kurtkę.
- Jak mam to założyć? - Popatrzyłam na swoje ręce.
- Tylko bez żadnych numerów. - podszedł do mnie i rozwiązał moje strasznie obolałe ręce. Wyprostowałam je i założyłam kurtkę. Nie ukrywam, że jest mi przerażająco zimno.
Gdy to zrobiłam związał mi ręce. - Idziemy. - Wziął mnie pod ramię i pomógł wstać. Nie miałam zamiaru protestować, a tym bardziej wnikać bo wiem, że i tak mi nic nie powie.Wyszliśmy z piwnicy. Słyszałam jakieś szepty. Jednak nikogo nie widziałam. „Uważaj", „Pilnuj się", „Miej się na baczności". Nie wiem ile czasu minęło odkąd tu siedzę. Jednak wiem, że pewnie za szybko stąd nie wyjdę. Zawiązano mi oczy. Ktoś mnie prowadził. Była frustrująca cisza. Nie taka, która zawsze towarzyszyła mi i Alanowi. Ta była gorsza. Przy tamtej miałam okazję słuchać wyrównanych oddechów szatyna, a teraz tylko trzaski ciężkich stóp. Kazali mi podnieść nogi. Wsiadłam do jakiegoś samochodu, z którego było słychać warknięcia silnika. Nikt nic nie mówił. Ta cisza zabijała mnie. Mój umysł zaczął wariować. Czekam tylko na ratunek od Alana. W umyślę proszę, aby tylko zdążył mnie uratować przed czyhającą za rogiem śmiercią.
CZYTASZ
Mój Stróż
FantasíaSzesnastoletnia Afrodyta jest córką bogatego polityka. Jej rodzina już z pozorów nie wydaję się normalna. Jej ojciec, tak jak ona jest w klanie, który ma na celu obronę ludzkiego świata i życia. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie rozszerzone ataki na...