Brutalna prawda

709 39 13
                                    

Wieczór, pub


-... i pożegnał się słowami „do zobaczenia"! Czyli na kolejnych zebraniach też będzie!


Dziewczyny siedziały i słuchały mojej opowieści z niedowierzaniem. Wiedziały, jak kiedyś szalałam za wokalistą. To całe wydarzenie... nawet do mnie to jeszcze nie dociera. Dopiero teraz zaczynają mi się układać w głowie schematy rozmów, jakie mogłam z nim poprowadzić. Dlaczego nie wykorzystałam szansy? Może następnym razem się uda.


- Kate, spójrz na schody! Czy to nie Twój mężczyzna schodzi tam z jakąś pustą blondyneczką?

 - Niemożliwe, miał być na wieczorze kawalerskim.


Od niechcenia zwróciłam głowę we wskazaną stronę, choć byłam pewna, że to nie on. Chociaż, chwila. Ten gość ma taką samą koszulę jak mój Kamil, spodnie i buty też się zgadzają. Zamurowało mnie. To faktycznie mój mąż obściskuje się tam z jakąś lalą! Ja go chyba zabiję.


15 minut później


- Halo, nic Pani nie jest? Mam zadzwonić po pogotowie?


Ocknęłam się na przerażony głos Biersacka.


- Gdzie ja jestem i co się stało?

- Wybiegła pani zza rogu tej ulicy i nie zdążyłem wyhamować. Proszę mnie objąć, przeniosę panią do samochodu i zawiozę do lekarza. Ktoś musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

- Dziękuję, nie trzeba. Nic mi nie jest, naprawdę.

- No to proszę się chociaż pozwolić podwieźć do domu, albo zaprosić na kawę w ramach przeprosin.

- No dobrze, w takim razie niech będzie kawa.


W tym momencie Andy delikatnie wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego Ferrari. Zapach jego perfum był zniewalający.


- Jaka kawiarnia jest otwarta o tej porze?

- Najlepsza.


Posłał mi w tym momencie łobuzerski uśmiech, a chwilę później byliśmy już na miejscu. Okazało się, że spryciarz zawiózł mnie do swojego domu. Każdego innego mężczyznę bym w tym momencie wyśmiała, jednak on jest wyjątkiem. W końcu od dziecka marzyłam o takiej chwili, nie ma co nagle grać przy nim cnotki. Dobrze, że nic wielkiego mi się nie stało, ewentualnie jakieś drobne potłuczenia. Dzięki temu mogę teraz spokojnie dojść do mieszkania o własnych siłach.


- Zapraszam do środka – powiedział z kuszącym uśmiechem

- Często panu się to zdarza, panie Biersack?

- Ale co dokładnie?

- Rozjeżdżanie nauczycielek syna, by potem móc je poderwać na kawie o północy?

- Tak ze trzy razy w tygodniu przynajmniej – mówiąc to puścił mi oczko – przejdźmy może do salonu i usiądźmy na kanapie, zaraz zrobię coś do picia. Jeżeli mogę zapytać, to co się właściwie stało, że tak pani biegła?

Fantasy SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz