16

8.3K 485 10
                                    

Pierwszą rzeczą, z której zdałam sobie sprawę, jak tylko się obudziłam było przeraźliwe zimno, ale nie czułam wiatru, a jedynie przeszywający mnie do kości otaczający zewsząd chłód. Otworzyłam oczy i choć chwilę trwało nim mój wzrok przyzwyczaił się do zbyt małej, jak dla mnie ilości światła rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wystrojem przypominało zwykłą piwnicę w jednym z tych naprawdę starych domów, ponieważ wszystkie ściany były wykonane z kamienia zamiast cegły, a także nie było tu żadnych okien. Jedyne światło pochodziło z żarówki zwisającej z sufitu, która bujała się na cienkim kablu nad moją głową dając wątłe światło i wydając ten okropny dźwięk, przez co miałam wrażenie, że w każdej chwili mogła zgasnąć, a nie zniosłabym przebywania tu w całkowitych ciemnościach. Moim pierwszym odruchem było wstać i podejść do drzwi usiłując otworzyć je, żeby uciec, ale niestety nie miałam najmniejszych szans na zrealizowanie tego planu. Siedziałam przy jednej ze ścian przywiązana do krzesła tak, iż nie mogłam się ruszyć, a kostki oraz nadgarstki piekły mnie od zbyt ciasnych więzów. Jeśli dodać do tego moje stare blizny, o które ocierał się teraz sznur byłam absolutnie pewna, że moje nadgarstki krwawiły. Byłam cholernie przerażona całą tą sytuacją nie mając pojęcia, gdzie i jak długo byłam oraz kto mnie porwał, a także co zamierzał ze mną zrobić. Serce waliło mi w piersi, a oddech przyspieszył, choć starałam się jednak nie pozwolić, by strach całkowicie mnie sparaliżował i rozglądałam się po pomieszczeniu jednocześnie próbując uwolnić się z krępujących mnie więzów. Udało mi się dostrzec tylko jedne drzwi, ale więzy były zbyt ciasne i grube, żebym sama mogła się z nich uwolnić, więc nie miałam szans się do nich dostać. Westchnęłam zrezygnowana odwracając wzrok nim zatrzymałam go na dłużej na czymś innym. Przy ścianie na wprost mnie był jeszcze stół, a chociaż nic na nim nie leżało nawet w tak słabym świetle mogłam bez trudu dostrzec na blacie ciemnoczerwone plamy doskonale wiedząc, co je spowodowało, a ta świadomość bynajmniej nie pomagała mi się uspokoić.

Nagle drzwi otworzyły się ze zgrzytem, więc gwałtownie odwróciłam się w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się ten sam mężczyzna, który mnie porwał. Tym razem miał na sobie jeansy oraz czarną koszulkę, a jego oczy były w tej chwili zielone. Miał też krótkie, jasnoblond włosy, których odcień byłam w stanie dostrzec dopiero teraz i zaskoczyło mnie, na jak wiele szczegółów potrafiłam zwrócić w tej sytuacji uwagę. Podszedł do mnie nie przejmując się zamknięciem za sobą drzwi najwyraźniej świadomy, iż samej nigdy nie udałoby mi się do nich nawet zbliżyć, poza tym panowała za nimi zbyt duża ciemność, bym mogła zobaczyć cokolwiek znajdującego się za nimi.

- Liczyłem na to, że jeszcze przez jakiś czas zostaniesz nieprzytomna - powiedział raczej niezadowolony, przyglądając mi się uważnie. - Chociaż muszę przyznać, że zaimponowałaś mi nie wrzeszcząc o pomoc.

- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - spytałam słabym głosem, ale jednocześnie chyba nie chciałam znać dokładnej odpowiedzi na to pytanie.

Nieznajomy wykrzywił usta w tym samym, pełnym okrucieństwa uśmiechu, jaki widziałam na jego twarzy w nocy, kiedy mnie porwał. Nie byłam pewna, czy była to wczorajsza noc czy może minęło znacznie więcej czasu niż mi się wydawało.

- Widzisz, twój partner i ja mamy pewne niezałatwione sprawy, a dzięki tobie nareszcie będę mógł się zemścić - chwycił mnie pod brodę boleśnie wbijając palce w skórę, od czego z pewnością zostaną mi siniaki.

Partner? Zemsta? Próbowałam skupić się na jego słowach chcąc wyłapać z nich jakiś sens, ale na próżno. Zrozumiałam jedynie, że chodziło mu chyba o Nathaniela, ale cokolwiek, co wydarzyło się pomiędzy nimi pozostawało dla mnie tajemnicą. Najważniejsze było to, dlaczego ja miałam odegrać jakąś rolę w jego planie skoro Nathan i ja znaliśmy się zbyt krótko, abym stała się dla niego na tyle ważna, żeby obchodził go mój los. Twierdził co prawda, iż mnie obroni, jednak w tej sytuacji, czy naprawdę mogłam na niego liczyć? Dawne wątpliwości dały o sobie znać przypominając mi czasy, gdy byłam zdana wyłącznie na siebie.

- Co - zaczęłam chcąc wyciągnąć od niego więcej informacji, ale nie dał mi skończyć. Zamierzałam przeciągać to najdłużej, jak się dało, ale albo odkrył mój plan, albo zwyczajnie nie chciał tego odkładać.

- Zobaczymy, jak bardzo Monettiemu na tobie zależy. Chociaż - przerwał udając zamyślonego zanim się roześmiał - na twoim miejscu nie robiłbym sobie zbyt dużych nadziei.

Puścił mnie robiąc krok w tył, po czym zamachnął się i uderzył mnie mocno w twarz. Byłam już do tego przyzwyczajona, więc zacisnęłam zęby i zmusiłam się, by powstrzymać łzy nie zamierzając dać mu tej satysfakcji.

- Nie wiem, co zrobił ci Nathan, ale jeśli zamierzasz mnie zabić lepiej po prostu to zrób - starałam się brzmieć na pewną siebie, choć wewnątrz wcale się tak nie czułam.

Wiedząc, że znalazłam się tu przez Nathaniela czułam się zraniona i zła. W końcu to nie ja zawiniłam i nie wiedziałam nawet, co takiego Nathan mu zrobił, więc dlaczego to na mnie się za to mścił? Poza tym byłam zła na Nathana, że cokolwiek zrobił temu mężczyźnie odbijało się to teraz na mnie. Czy nie obiecał, że zawsze mnie obroni? Gdzie w takim razie był teraz i czy wiedział o moim porwaniu już mnie szukając? Jakaś część mnie, ta bardziej pesymistyczna przywołująca w pamięci wszystkie sytuacje z mojego życia, podczas których musiałam dawać sobie radę samej mówiła, że nie miałam co liczyć na ratunek z jego strony. Moje porwanie stanowiło dla niego idealną okazję, żeby z łatwością się ode mnie uwolnić, przez co nie musiałby już dłużej zajmować się mną i dzielić ze mną domu. Nie musiałby znosić mojego płaczu oraz moich załamań. Mógłby spokojnie wyjechać z Rochester bez oglądania się za siebie.

- Zabicie ciebie byłoby teraz zbyt proste. Najpierw trochę się z tobą pobawię - znów uśmiechnął się w ten okrutny sposób, który zdążyłam już szczerze znienawidzić.

Wyjął coś zza pleców, ale dopiero, gdy światło żarówki odbiło się od przedmiotu zdałam sobie sprawę, że był to nóż. Przyłożył mi go do policzka i od razu poczułam chłód ostrza, a zaraz po tym szczypanie od najpewniej płytkiego nacięcia, ponieważ nie bolało za bardzo. Nie zamierzał jednak na tym poprzestać, bo po tej jednej ranie pojawiła się druga, a później kolejna i następne. Nie wiedziałam, ile razy ponacinał mi oba policzki zanim wyszedł, liczenie nie miało sensu. Kiedy zamknął za sobą drzwi odczekałam jeszcze chwilę, po czym pozwoliłam popłynąć łzom. Twarz cholernie mnie bolała, ale był to ten rodzaj bólu, do którego w pewnym sensie już się przyzwyczaiłam, ponieważ policzkowanie i nacięcia to coś, czego doświadczałam przez lata. Widok zamazał mi się przez łzy i zgadywałam, że twarz miałam teraz całą we krwi, która spływała razem z nimi, ale to nie miało dla mnie teraz żadnego znaczenia. Jakiś czas później w końcu cudem udało mi się zasnąć.

Nie spałam za długo nadal czując zmęczenie, gdy obudziło mnie uderzenie w twarz, które tym razem przez wciąż nie zagojone nacięcia zabolało znacznie bardziej, niż za pierwszym razem. Ponownie poczułam łzy w kącikach oczu próbujące się z nich uwolnić, ale zacisnęłam powieki chcąc je odgonić. Otworzyłam je ponownie dopiero, gdy chwycił mnie pod brodę.

- Sądzisz, że jesteś odważna? Z łatwością mogę zmusić cię do krzyków - zaśmiał się zanim mnie puścił odsuwając się o kilka kroków.

Zanim zdałam sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić kopnął mnie w lewą nogę, na co krzyknęłam czując nagły i intensywny ból przeszywający kończynę. Tym razem nie udało mi się powstrzymać łez. Uklęknął przede mną chwytając za tą samą nogę, którą przed sekundą zranił ściskając ją teraz, więc ponownie krzyknęłam z bólu zanosząc się jednocześnie płaczem. Domyśliłam się, że noga musiała być złamana. Moje cierpienie musiało sprawiać mu radość, ponieważ nawet na chwilę nie przestawał się uśmiechać, co jakiś czas chichocząc. Te zabiegi również mu nie wystarczyły, bo po nich poczułam ostry ból w drugiej nodze i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, iż wbił w nią nóż, którego początkowo nie mogłam dostrzec przez łzy w oczach. Nie mając zamiaru zostawić go w ranie wyjął go, a ja znów krzyknęłam czując jednocześnie ciepło oraz mrowienie rozchodzące się od tej rany.

- To jeszcze nie koniec - resztkami świadomości usłyszałam jego głos, ale docierał, jakby z oddali.

Doszedł mnie jeszcze odgłos zamykanych drzwi zanim znów zostałam zostawiona samej. Błagam niech to się już skończy, było moją ostatnią myślą zanim straciłam przytomność.

Nieumarli 01 - Mój WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz