33

6.2K 344 9
                                    

Sto dziewiętnasta była w rzeczywistości opuszczoną fabryką, w której przeważnie nocowali bezdomni, a którą czasem wykorzystywano, by pozbyć się kogoś bez zbędnych świadków. Stąd wzięła się jej nazwa. Sto dziewiętnasta była rzadko używaną drogą wyjazdową z miasta w stronę Naperville. Dlatego tego, kto miał opuścić ten świat zabierano do fabryki, którą wtajemniczeni nazwali od niemal opuszczonej drogi. Po niecałych dwudziestu minutach byłem na miejscu. Od razu zdałem sobie sprawę, że facet był sam, co było dużym błędem, jednak nie będzie miał szans wyciągnąć z tego nauczki. Wszedłem do fabryki i od razu poczułem, jak moja wilcza część gotuje się z wściekłości, kiedy dostrzegłem go trzymającego Zoe plecami do siebie, ze srebrnym sztyletem dokładnie w miejscu jej serca. Wystarczyłoby, żeby wbił ostrze mocniej trafiając w jej serce, a straciłbym ją na zawsze.

- Pożałujesz tego - to nie była groźba, a obietnica tego, co zaraz miałem z nim zrobić.

- Raczej ty - odpowiedział zbyt pewny siebie i mocniej przycisnął czubek ostrza do jej ciała.

Zoe się bała, co wzmagało targającą mną wściekłość. Miałem tylko jedno wyjście, a ponieważ dziewczyna jest teraz wilkiem, również dla niej będzie to nieprzyjemne, ale nie miałem wyjścia.

- Przepraszam kochanie - powiedziałem mając na myśli zarówno to, że znów została porwana, jak również to, co zamierzałem zaraz zrobić.

* Zoe *

W jednej chwili wyglądał zupełnie normalnie, a w następnej częściowo się przemienił. Już widziałam go takiego, ale nigdy nie czułam tego, co w chwili, kiedy się zmienił. Bałam się tego mężczyzny i tego, co zamierzał ze mną zrobić, jednak teraz byłam przerażona. Przerażona Nathanem czy raczej mocą, którą od niego czułam. Nie tylko ja z resztą, bo mężczyzna puścił mnie i zachwiał się robiąc krok w tył. Ja natomiast upadłam do tyłu i wylądowałam na tyłku. Nie byłam w stanie się ruszyć czy nawet odezwać. Mogłam jedynie wpatrywać się w Nathana szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Czułam, jak serce waliło mi w piersi, a oddech uwiązł w gardle. Nathan błyskawicznie znalazł się za mną. Słyszałam odgłosy szarpaniny i krzyki mężczyzny, ale nie mogłam się odwrócić. Dusiłam się i zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. Miałam ochotę krzyczeć. Błagać, by ktoś mnie stąd zabrał. Z dala od Nathana. Jego moc nie tylko przytłaczała, ale sprawiała, że kamieniało się ze strachu. Błagam! Błagam, nich to już się skończy! Krzyczałam w myślach nie mogąc wydobyć głosu.

- Oddychaj - usłyszałam jego głos i poczułam, jak mnie przytula.

W pierwszej chwili chciałam się wyrwać, później dotarło do mnie, że otaczająca go moc zniknęła. Ja jednak wciąż nie byłam w stanie się poruszyć.

- Oddychaj Zoe - powtórzył zdenerwowany.

Zaczerpnęłam powietrza. Potem drugi raz. Trwało kilka minut nim się uspokoiłam i doszłam do siebie.

- Co to było? - spytałam wciąż trochę przestraszona.

- Powiem ci, gdy wrócimy do domu - westchnął ciężko i podniósł mnie.

Zaniósł mnie do samochodu i bez słowa ruszył. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, a ja nie miałam nawet odwagi spojrzeć na niego. Zamiast tego przyglądałam się swoim dłoniom, które nadal lekko drżały. Zacisnęłam powieki nie chcąc myśleć o tym, czego przed chwilą doświadczyłam. W domu Nathan skierował się na górę, więc poszłam za nim. Weszliśmy do naszej sypialni, a on usiadł na łóżku. Po chwilowym wahaniu zajęłam miejsce obok.

- Pamiętasz, jak mówiłem ci o wypadku i o tym, że jestem inny niż reszta? - zaczął, na co ja natychmiast przypomniałam sobie naszą rozmowę. Pokiwałam głową. - Jestem znacznie szybszy i silniejszy niż reszta, a także mam bardziej wyczulone zmysły, a moje oczy są czerwone. Do tego nawet przy częściowej zmianie wszystkie wilki w pobliżu odczuwają moją moc i przeraża ich jej ilość. No i jest jeszcze mój brak uczuć. Wszystkie więzi, jakie łączyły mnie z innymi zostały całkowicie zerwane i nigdy nie będę mógł tego zmienić. Nigdy nie będę już kochał mojej rodziny, nie będę musiał być posłuszny żadnemu alfie i nie poczuję do nikogo przyjaźni czy lojalności. Tylko ty jesteś wyjątkiem, ale długo sądziłem, że przez to, co się stało nigdy nie znajdę mate.

On mówił, a ja słuchałam uważnie każdego jego słowa. Nie wiedziałam, jak miałam przyjąć to wszystko, a wiedziałam, że to dopiero początek.

- Jakieś trzysta lat temu miał miejsce pewien wypadek, który mnie zmienił. To było nocą w lesie w północnej części Kanady. Miałem spotkać się tam z ojcem, ale coś mu wypadło i się spóźnił. Kiedy na niego czekałem zostałem zaatakowany przez trzech mężczyzn, którzy mieli nadzieję spotkać tu też mojego ojca. To jego chcieli zabić, ale kiedy się nie pojawił, a ja wówczas lojalny wobec niego, jako syn, a także chcąc chronić go, jako mojego alfę nie powiedziałem im, gdzie mogą go znaleźć. Właściwie sam nie wiedziałem, gdzie wtedy był. Uznali, że skoro nie jestem im potrzebny, a nie mogli puścić mnie wolno w obawie, że uprzedzę Chrisa o ich ataku zabili mnie. Próbowałem się bronić, ale sam przeciwko trzem nie miałem najmniejszych szans. Dwóch z nich mnie złapało, a trzeci wbił mi srebrny sztylet w serce.

Na jego słowa zamarłam. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mógł zginąć, skoro siedział przy mnie? To nie mogła być prawda. Jednocześnie na samą myśl, że Nathan naprawdę umarł poczułam zalewający mnie smutek.

- Wiedziałem, że umieram - kontynuował. - Jednak jakimś cudem obudziłem się po trzech dniach zupełnie odmieniony. Żyłem, ale było tak, jakby część mnie pozostała martwa. Wszystko, co kiedyś się dla mnie liczyło przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

- To - zaczęłam, ale zamilkłam nie wiedząc, co właściwie miałabym powiedzieć.

- Stąd mam tę bliznę - wskazał na swoją lewą pierś, gdzie biło jego serce i posłał mi słaby uśmiech. - Było minęło. Nie martw się tym.

- Skoro naprawdę umarłeś, jak to możliwe, że żyjesz? - spytałam, wciąż nie dowierzając.

- Sam nie wiem. Razem z Chrisem próbowaliśmy odkryć to przez lata, ale jedyne do czego doszliśmy to, że nie byłem pierwszym, który tego doświadczył.

To wszystko brzmiało jeszcze bardziej niesamowicie niż kiedy mówił mi, że jest wilkiem. Mój chłopak czy mate, jak mówią wilki umarł i zmartwychwstał. Zmartwychwstał. Jak to brzmi? Kompletnie nierealnie. Jednak wiedziałam, że mówił prawdę. Po prostu jeszcze to do mnie w pełni nie dotarło.

Muszę przyznać, że już od dawna miałam w głowie tę historię i ucieszyłam się, że nie znalazłam niczego podobnego, ponieważ to właśnie tego szukałam. Jakiegokolwiek podobieństwa do mojego pomysłu o zmartwychwstaniu.

Na Google Maps znalazłam, że w Chicago faktycznie jest droga 119, ale nie jestem pewna, co do reszty szczegółów.

Nieumarli 01 - Mój WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz