1

18.9K 722 81
                                    

* Zoe *

Wstałam z łóżka wczesnym rankiem i powolnym krokiem skierowałam się do łazienki. Po szybkim prysznicu ubrałam przygotowane wcześniej przetarte na kolanach, czarne jeansy oraz czarny top, a matowe, zniszczone włosy w odcieniu ciemnego brązu rozczesałam nie patrząc nawet w lustro i związałam, strzepując z ubrania pojedyncze kosmyki, które mi wypadły. Byłam do tego przyzwyczajona, więc zignorowałam to tak samo, jak ich ilość pozostałą na szczotce. Nigdy się nie malowałam, więc chwyciłam jeszcze ciemnoszarą, o dwa rozmiary za dużą bluzę z kapturem, do tego wypełniony książkami plecak, po czym udałam się do kuchni. Rodzice znów wyszli wcześniej do pracy, przez co nie było teraz w domu, ale nie zwracałam już na to uwagi, ponieważ odkąd skończyłam czternaście lat niemal nigdy ich nie było. Niespecjalnie się też mną interesowali, więc czasem zastanawiałam się, po co w ogóle zdecydowali się na dziecko. Częściej jednak po prostu żałowałam, że się urodziłam. Siadając przy stole w pustym już domu zjadłam na szybko przyszykowaną kanapkę i pospiesznie wypiłam herbatę parząc sobie przy okazji język. Do szkoły miałam blisko, ale jeśli nie chciałam się spóźnić musiałam się pospieszyć.

Pod żadnym względem nie byłam idealną uczennicą. Moje oceny były raczej przeciętne i nie byłam też specjalnie popularna. Miałam tylko jedną koleżankę, której z całą pewnością nie mogłam nazwać przyjaciółką, ponieważ rozmawiałyśmy jedynie w szkole, ale nawet tutaj nie mówiłam jej wszystkiego. Do tego dość często wagarowałam oraz byłam pośmiewiskiem wśród reszty uczniów, choć co prawda nie takim tragicznym, jak czasem pokazują w filmach. Zdarzało się jednak czasami, iż inni uczniowie żartowali zemnie. Było to nie tylko bolesne, ale również w pewien sposób normalne, a wszystko przez to, że trzymałam się na uboczu. Robiłam to, by nikt nie dowiedział się o moich bliznach. Psychicznych i fizycznych. Tak więc byłam odludkiem, który w wieku szesnastu lat nie miał ani jednego przyjaciela, że o chłopaku nie wspomnę. Bez makijażu i drogich ciuchów nie pasowałam do większości nastolatek, które mijałam na korytarzu, także właśnie dlatego w pewien sposób rozumiałam, czemu tak mnie traktują. Nie mogłam też uchodzić za ładną. Z wiecznie wypadającymi, brązowymi lokami i szaro-niebieskimi oczami, pod którymi z powodu bezsenności niemal zawsze widniały ciemne sińce.

- Ideał piękna - mruknęłam ironicznie pod nosem po tym, jak poprawiłam już włosy, które wydostały się z wiązania. Stojąc przed umywalką w szkolnej łazience, nad którą znajdowało się lustro, w które obecnie patrzyłam nie mogłam nie skrzywić się na swój wygląd. - Chyba lepiej było zabrać kurtkę. Przynajmniej nie wyglądałabym tak źle.

Po szkole zawsze wracałam do pustego domu. Czasem gotowałam sobie obiad, odrabiałam lekcje i robiłam wszystko byle nie myśleć o kolejnym beznadziejnym dniu. W tak małej mieścinie, jak Rochester nie było specjalnie miejsc, w których można byłoby znaleźć kreatywniejsze sposoby na zabicie czasu. Za miastem, co prawda znajdowała się plaża, ale z racji tego, iż lubili przesiadywać na niej piękni i bogaci nie często tam bywałam, poza tym był jeszcze otaczający miasto z trzech stron gęsty las. Za bardzo się jednak bałam, by do niego wejść, bo z moim szczęściem na pewno bym się zgubiła, dlatego większość wolnego czasu spędzałam w pokoju. Oprócz powszechnie panującej opinii, że miasto było właściwie nudne i niemal nigdy nic się tu nie działo była jedna rzecz, która różniła je od innych na pozór mu podobnych. Większość terenów i stojących na nich budynków należała do Nathaniela Monetti, którego już samo imię budziło w większości mieszkańców strach. Pozostali, w tym mój ojciec policjant nienawidziła go życząc mu szybkiej śmierci.

 Powodem tego był fakt, iż Nathaniel Monetti, jak cała jego rodzina nie tylko byli członkami mafii, ale w dodatku jego ojciec, Christopher był ich szefem. Nie znałam się za bardzo na tych rzeczach, jednak widziałam zdjęcia przedstawiające ich obu na komisariacie ilekroć musiałam przynieść coś ojcu. Chociaż to Christopher wszystkim zarządzał, to jego syn wzbudzał największy strach będąc uosobieniem wszystkiego, co mówiono o mafiozach. Niebezpieczny, bezlitosny, porywczy, agresywny, arogancki, zapatrzony w siebie. Lista była długa. Można było wymieniać bez końca, ponieważ właśnie takimi epitetami go opisywano. Choć czasami zjawiał się w mieście ja nigdy nie widziałam go osobiście, a jednak dorastając słuchałam opowieści i już samo to wystarczyło, żebym śmiertelnie się go bała. Potrząsnęłam głową odganiając nieprzyjemne myśli. Miałam wielkie szczęście, że nigdy go nie spotkałam. Szybka śmierć była jedną z rzeczy, z którymi z całą pewnością go nie kojarzono.

- Chociaż może ma w sobie coś więcej, niż to, co o nim mówią - zastanowiłam się głośno. Mieszkańcy w końcu widzieli go tylko takim, jakim pozwolił im się dostrzec, więc mogło istnieć więcej jego stron. - Pytanie tylko gorszych, czy lepszych.

Zmieniając pozycję na łóżku, po raz kolejny obracałam w dłoniach żyletkę. Nie musiałam się ciąć, gdyż już samo jej trzymanie dawało mi pewien rodzaj ukojenia, którego potrzebowałam. Nie miałam pamiętnika czy innej idiotycznej rzeczy tego typu, bo nie należałam do osób, którym pomogłoby przelewanie myśli i uczuć na papier. Znacznie bardziej wolałam rysować, choć moje rysunki nie były szczególnie pozytywne. Kiedyś myślałam nawet o pójściu do szkoły artystycznej, ale szybko zrezygnowałam dowiadując się, że czesne było zdecydowanie za drogie dla mnie, a z moimi umiejętnościami nie miałam co liczyć na stypendium. Pieniędzy na dodatkowe zajęcia, które pomogłyby mi się podszkolić też nie miałam, czy raczej rodzice nie byli na tyle łaskawi, by za nie zapłacić. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, kiedy ostra krawędź żyletki rozcięła mi palec. Patrzyłam obojętnym wzrokiem, jak krew powoli wypływała z rany i spływała po palcu. Już dawno przestałam czuć ból powodowany cięciem się, teraz towarzyszyła temu ulga. Usiadłam, po czym przyłożyłam ostrze do wewnętrznej części ręki. Wciąż miałam tam mnóstwo blizn, oraz kilka tych wciąż się gojących. Mocniej przycisnęłam wciąż chłodny metal do skóry i na nowo otworzyłam jedną ze starych ran. Zrobiłam jeszcze kilka nacięć, po czym poszłam do łazienki. Najpierw opłukałam żyletkę przed odłożeniem jej na umywalce, po czym przesunęłam rękę pod strumień zimnej wody stojąc tak kilka minut. Po tym, jak zakręciłam wodę delikatnie przyłożyłam wyjętą chwilę wcześniej gazę do ran i owinęłam ją starym bandażem zabranym z pokoju. To prawdziwy cud, że rodzice jeszcze nie zapytali skąd tak częste rachunki z apteki walające się po moim pokoju. Chociaż pewnie nawet, gdybym przyszła do nich ze świeżo krwawiącymi nacięciami nie zainteresowałoby to ich w najmniejszym nawet stopniu, ale wolałam tego nie sprawdzać. Ostatnie, czego od nich potrzebowałam to pogadanki na ten temat, dlatego założyłam sweter z za długimi rękawami starannie ukrywając pod nim bandaż.

- Nawet, gdyby zechcieli ze mną o tym rozmawiać i tak by ich to nie zmartwiło - posmutniałam zagryzając wargę. Tak naprawdę nadal czułam ból ilekroć przypominałam sobie, że osoby, dla których powinnam być najważniejsza na świecie w rzeczywistości mnie nie kochały. - Pewnie obchodziłoby ich to, że jako córka policjanta powinnam dawać przykład.

Na powrót położyłam się w łóżku zanim usłyszałam, jak ktoś zamknął za sobą drzwi, a później doszły mnie ciężkie kroki na schodach oznaczające, iż ojciec wrócił właśnie z pracy. Nie zajrzał do mnie tak, jak się spodziewałam. Odwróciłam się w stronę okna wpatrując się w widoczne przez nie granatowe niebo wzdychając cicho. Codziennie było tak samo. Byłam nikim i nikomu na mnie nie zależało, taka była smutna prawda. Właśnie dlatego pragnęłam znaleźć chociaż jedną osobę, której będę mogła zaufać. Kogoś, kogo mogłabym nazwać przyjacielem i zwierzyć się ze swoich problemów. Kogoś, kto wsparłby mnie i nawet w środku nocy byłby gotów ruszyć mi z pomocą. Zacisnęłam dłonie na kołdrze starając się powstrzymać łzy, ponieważ takie myśli były całkiem bezużyteczne. Nic nie wskazywało na to, że moje życie kiedykolwiek stałoby się lepsze.

Kątem oka dostrzegłam ruch za oknem. Pojedyncza, srebrna smuga przecięła nocne niebo. Uśmiechnęłam się smutno. Byłam zbyt rozgoryczona, by wypowiedzieć jakiekolwiek życzenie.

*************

Mam dość oryginalny pomysł na przedstawienie wilkołaków. Nie spotkałam się z takim w żadnej przeczytanej wcześniej książce. Właśnie dlatego mam nadzieję, że pomimo dość oklepanej reszty fabuły to opowiadanie przypadnie Wam do gustu. :)

Nieumarli 01 - Mój WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz