21

7.8K 440 16
                                    

Po tym, jak Nathan powiedział mi, że rozkazał zamknąć mojego ojca, przez kilka dni niemal wcale nie wstawałam z łóżka. Cały czas potrafiłam myśleć wyłącznie o tym, iż to mój własny ojciec zrobił mi coś tak okropnego. Resztki miłości, które wciąż do niego czułam zniknęły bezpowrotnie, a fakt, że go nienawidziłam w jakiś pokręcony sposób sprawiał, iż czułam się z tym źle. Nathan oczywiście próbował mnie jakoś pocieszyć i wielokrotnie proponował mi różne wyjścia chcąc poprawić mój nastrój, ale w końcu zrozumiał, że tym czego potrzebowałam nie były kolacje, zakupy czy nawet spacery po parku, a po prostu czas na oswojenie się z tym. Na pogodzenie się z własnymi myślami, które nie dawały mi spokoju.

Któregoś poranka po tym, jak obudziłam się o świcie stwierdzając, że miałam stanowczo dość użalania się nad sobą zamierzałam w końcu pójść za radą Nathana i zostawić przeszłość tam, gdzie było jej miejsce. Daleko za mną. Nie mogłam pozwolić, żeby zniszczyła moją przyszłość z nim, więc wstałam uważając, aby go nie obudzić, po czym wzięłam szybki prysznic i zeszłam na dół zrobić nam śniadanie. Czułam się winna, że przez ostatni czas zaniedbałam Nathana zmuszając go do spożywania gotowego jedzenia z mikrofalówki, albo zamawiania kolejnych pudełek chińszczyzny bądź pizzy, dlatego postanowiłam mu to teraz wynagrodzić. Wyjęłam z lodówki wszystkie potrzebne składniki, w jednej z szafek znajdując czekoladę, kakao oraz kilka owoców. Najpierw zajęłam się robieniem naleśników, co poszło mi nawet szybko i gotowe ułożyłam na dwóch talerzach pamiętając o tym, że mój chłopak zje ich zdecydowanie więcej ode mnie. Uśmiechnęłam się zadowolona na myśl, iż smakowały mu moje dania. Gotowanie dla niego sprawiało mi radość, bo w przeciwieństwie do moich rodziców nigdy nie krytykował żadnego z moich dań, a jeśli coś mu jednak nie zasmakowało, zwyczajnie o tym mówił nie poniżając mnie przy okazji. Polałam naleśniki syropem klonowym zanim na wierzch ułożyłam pokrojone owoce, a do tego dodałam trochę bitej śmietany. Następnie zajęłam się masą na ciasto, z którą udało mi się szybko uporać przekładając do blachy, dzięki czemu kiedy Nathan wszedł do kuchni właśnie wkładałam ją do piekarnika.

- Dzień dobry - odezwał się, po czym pocałował mnie w czoło. - Z jakiej to okazji? - wskazał zaskoczony na zastawiony już stół.

- Czy muszę mieć jakiś powód, żeby zrobić ci śniadanie? - zapytałam niewinnie.

Posłał mi znaczące spojrzenie zanim usiadł i wyjął dwie szklanki, do których nalał wyjętego z lodówki soku. Właśnie miałam go zapytać, jakie miał na dzisiaj plany, ale przeszkodził mi jego telefon, co zdarzało się dość często. Chwilami miałam serdecznie dość tego urządzenia oraz tych wszystkich osób, które musiały do niego dzwonić przeszkadzając nam, ale zdawałam sobie sprawę, iż była to część tego, czym się zajmował. Żadne z nas nie miało na to wpływu. Odebrał nawet nie patrząc, kto dzwonił. To, że nie przejmowałam się tak bardzo tym, co robił Nathan wcale nie znaczyło, iż chciałam brać w tym jakikolwiek udział. Nie chciałam też wiedzieć więcej, niż było mi potrzebne, a jedyne, co za takowe uważałam, to kiedy i czasem dokąd po tych telefonach wychodził oraz kiedy zamierzał wrócić do domu. Dlatego starałam się nie słuchać czego dotyczyły jego rozmowy zamiast tego skupiając się na czymkolwiek innym. Dzisiaj było to śniadanie.

- Coś nie tak? - spytałam, kiedy odłożył telefon. Miał zamknięte oczy, jednak znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś było nie tak niepokojąc go.

- Muszę wrócić do Chicago. Jak najszybciej - oznajmił cicho nadal nie otwierając oczu, a jego ton głosu upewnił mnie w tym, iż to co przekazał mu jego rozmówca nie było dobrą wiadomością.

Mój głos był równie cichy, co jego, kiedy drżącym głosem spytałam go, kiedy zamierzał tam wrócić. Otworzył oczy i spojrzał na mnie z powagą.

Nieumarli 01 - Mój WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz