Na dziedzińcu zapadła głucha cisza, jedynie skwierczące pochodnie rozmywały zbierającą się nad zamkiem mgłę. Czas jakby zamarł w oczekiwaniu na ruch którejś ze stron. Przyglądał się podejrzliwie, czytając myśli wiedźmy. Pomimo zewnętrznego spokoju w środku na powrót czuła się martwa. Uczucie, które nękało ją od dnia narodzin, rosło na sile, a kolejny czar znów pokruszył jej cienką warstwę człowieczeństwa. Zdrada własnego męża, a później i ludu pogłębiała pęknięcia. Myślała, że gdy nadejdzie ten dzień, będzie gotowa. Jakże się myliła. Czekała, aż buntownicy zabiorą głos. Jednak ci milczeli. Westchnęła.
– Kto jest waszym przywódcą? – zapytała, a tłum rozstąpił się, ukazując młodego mężczyznę, o nienaturalnie bladej karnacji i wychudzonym ciele.
– Ja nim jestem.
– Rozumiem, iż to ty będziesz reprezentantem negocjacji.
Mężczyzna zmrużył oczy w konsternacji.
– Owszem, ale domagam się ich w obliczu moich ludzi.
– Dobrze, więc w takim razie czemuż nachodzicie mój dom? Jakim prawem grozicie waszej pani?
– My – zaczął, ale wiedźma nie dała mu skończyć.
– Podaj mi powód, by was wysłuchać. Czyż nie macie swych przedstawicieli, do których mieliście zgłaszać swe skargi? Nie uznałam jeszcze waszego zgromadzenia za bunt, pomimo gróźb i oręża, z którym stoicie przede mną o tej późnej porze. Chcę wpierw poznać przyczynę, zanim zdecyduję jaką karę na was nałożyć za niesubordynację.
Mężczyzna zaśmiał się, po czym rozłożył ręce i pokazał na stojący za nim tłum.
– Wybacz pani – zaczął z wyraźnym sarkazmem – ale tym razem to my dyktujemy warunki.
Buntownicy jak na zawołanie pokiwali głowami i okrzykami poparli swojego przywódcę. Nastrój w jednej chwili uległ zmianie, w ich oczach na powrót pojawiła się determinacja i żądza odwetu. Wiedźma westchnęła cicho. Naprawdę ciężko jej było zrozumieć ludzi.
– Masz opuścić wyspę, a darujemy ci życie.
– Życie? – zachichotała, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. – Nie wiesz, o czym mówisz. Jak cię zwą?
– Leonard.
– Leonardzie znasz sekret tej wyspy? Wiesz czemu pochylam się nad istotami tak zgniłymi i niewdzięcznymi, jakimi są ludzie?
Mężczyzna cofnął się o krok, gdy wiedźma uniosła dłonie do swojej twarzy. Księżyc całkowicie schował się za chmurami, a mgła wydawała się krążyć nad nimi niczym bestia gotowa wszystkich pożreć.
– Gdyby to ode mnie zależało, to już dawno wykorzeniłabym stąd wszystkie chwasty. Jednak mój dom potrzebuje waszej obecności, moje srebrniki potrzebują waszego mięsa, a ja... – Materiał upadł na ziemię, ukazując sinoniebieską skórę na skroniach. Czerwień rubinów przypominała zaschniętą krew. Czarne oczy błyszczały drobinami srebra, jakby były rozgwieżdżonym niebem. Kobieta sięgnęła do swojej sukni i rozchyliła ją lekko, ukazując nagą szyję, pełną czarnych pęknięć. – Ja potrzebuję waszego strachu.
Dzwonki w jej włosach zadzwoniły poruszone przez wiatr, a szramy na jej ciele zaczęły się rozprzestrzeniać.
– Na wasze nieszczęście nie potrzebuję was aż tak wielu.
Trzepot skrzydeł rozniósł się nad ich głowami. Z mgły wyłoniły się metalowe motyle, połyskujące w blasku pochodni. Jeden z nich zniżył swój lot i wpadł prosto w płomień. Ogień natychmiast zmienił kolor na turkus, po czym wybuchł, trawiąc żywcem mężczyznę trzymającego pochodnie. Jego skóra topiła się od wysokiej temperatury niczym wosk. Powoli spływając odsłaniała mięśnie, a krew czerniała od błękitnego płomienia i obracała się w proch. Owady jeden po drugim dopadały swoje ofiary. W jednej chwili dziedziniec rozświetlił niebieski blask. Agonalne krzyki rozniosły się po całej Sagarze, mrożąc krew wszystkim żywym istotom.
Pęknięcia na skórze wiedźmy objęły także twarz. W bezruchu słuchała wrzasków palonych żywcem mieszkańców. Jej niewidomy wzrok zwrócił się ku sparaliżowanej ze strachu Nikoli. Przerażona wpatrywała się w bestię przed sobą, przyciskając do serca obie pięści.
– Zapamiętaj to jako przestrogę dla reszty mieszkańców i powiedz, że wierni swej pani nigdy nie będą musieli się czegokolwiek lękać. – Poczuła lodowatą dłoń na policzku, ale nie miała odwagi nawet drgnąć. Patrzyła jedynie w pozbawione wyrazu oczu, które łudząco w tej chwili przywodziły jej na myśl lustra. – Dziękuję za twą pomoc.
Kobieta zabrała z jej twarzy dłoń i ruszyła w stronę zamku. Nikola patrzyła na plecy wiedźmy, gdy ta kierowała się z powrotem do komnat. Powinna teraz wbić jej nóż w plecy, ale strach był znacznie od niej silniejszy. Drżała na całym ciele, nie mogąc nawet sięgnąć po broń. W uszach słyszała jej słowa niczym wciąż powracające echo. W oczach stanęły jej łzy. Czuła się podle czując ulgę, że przeżyła. To nie tak miało się skończyć. Wszystko poszło na nic. Zabiła wszystkich. Spopieliła ich w stosach niebieskiego ognia.
Upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach, gdy na powrót uniosła wzrok, jej serce zamarło. W drzwiach zamku stał on. Wiktor, małżonek wiedźmy i miłość jej życia.
~*~
– Siostro, to koniec, ta zdrajczyni znów przeżyła. – Kreatura wydęła zawiedziona wargi, patrząc na zgliszcza pozostawione przez panią Sagary. – Nawet królewskiej wody nie wypiła.
– Mylisz się, ma droga. Ta dziewczyna nieświadomie pomogła. Widzisz męża, co na srebrzyce zapadł? On srebrnym czarom podlega... Zdrajczyni wreszcie się złamała. Używając magii miłość do ludzkości pogrzebała.
________________
W pierwszym założeniu miało być inaczej, ale wczorajsza burza mnie natchnęła i znalazłam wyjście z sytuacji :D Kto się tego spodziewał?

CZYTASZ
Szepty Oceanu
HorrorUkrzyżuję sumienie Zabiorę z mych ramion cierpienie Konaj w morza głębinie Dopóki cię nie zabiję - Nie słuchaj, bo woda lubi pożerać słuchaczy jej szeptów. ~*~ Gdzieś na środku oceanu, gdzie wokół możn...