Rozdział 37

282 51 25
                                    

- Co ten skurwysyn zrobił! Już po nas jesteśmy skończeni - warczał Rysiek próbując wdrapać się na odwróconą do góry nogami łódź. Wiktor podał mu śliską od wody dłoń. Marynarz przyjął ją z wdzięcznością i nareszcie do niego dołączył, cudem nie lądując z powrotem do słonego jeziora.

- I co teraz?

- Nie wiem...

- Nie chcę umierać, mam żonę, dzieci... beze mnie sobie nie poradzą.

- Możemy mieć nadzieję, że to nie...

- Gówno, nie nadzieję! I ty dobrze to wiesz, to ten sam stwór, co zeżarł Janka. - Rozbieganym wzrokiem objął otoczenie, a następnie utkwił w wydobywające się z wody światło. - Nadzieję, to możemy mieć, że napcha się Gilbertem, a nas zostawi w spokoju.

Wiktor zagryzł wargę i odwrócił wzrok. Jeśli on rzeczywiście jest srebrnikiem, to marne mieli na to szanse. Po jaskini rozległ się kobiecy wrzask. Zaskoczony Rysiek drgnął gwałtownie wprawiając łódź w kołysanie.

- Czyżby... - Na usta marynarza wypłynął nerwowy uśmiech.

Wiktor nie potrafił podzielić jego entuzjazmu. Z jakiegoś powodu niepokój o własne życie przerodził się w coś innego. W niepojęty ból duszy. Brzmiący w głowie wrzask przerodził się w płacz. Łkanie dochodzące z zewsząd.

Chodź, do mnie.

Oczy zaszły mu mgłą. Ostatni element układanki wskoczył na puste miejsce ukazując cała prawdę. Ten głos... nie mógł się mylić. To musiała być ona. Bez zastanowienia zsunął się z kadłuba prosto do wody. Nie słyszał wrzasków Ryśka. Nie był w stanie sprzeciwić się błaganiom w jego głowie.

~*~

Bestia ruszyła w stronę wciąż będącego pod wodą Gilberta. Płynęła powoli, ostrożnie omijając krąg światła. Jej obecność zdradzały połyskujące w ciemnościach łuski oraz błysk, uważnie śledzących go oczu. Czekała, aż chłopak zacznie uciekać, lecz ten trwał nieruchomo uczepiony rybiej płetwy. Zaczynało mu brakować tchu. Jako srebrnik nie potrzebował powietrza, ale w tym ciele było one niezbędne. Przed oczami zamigotały mroczki. Z ust uciekła reszta powietrza. To był znak. Monstrum zniknęło w ciemności głębiny, by w następnej chwili z zawrotną prędkością wyłonić się z dołu.

Ocean na to czekał. Sen rozbłysł oślepiającym światłem. Woda wokół niego natychmiast odsunęła się tworząc bańkę wypełnioną powietrzem. Gilbert wypluł zgromadzoną w płucach wodę i z uśmiechem triumfu pochwycił śliską płetwę grzbietową potwora.

- Uwalniam cię od przekleństwa, odejdź w pokoju. - Wypowiedział jak najszybciej się dało. Monstrum zamarło. Łuski zafalowały ukazując ciemne pręgowanie. Poczuł pod palcami dreszcz, który przeszedł po jej skórze. Potwór odwrócił ku niemu głowę na ile był w stanie, następnie utkwił w nim swoje udręczone spojrzenie zielonych oczu. Jego dłoń ześlizgnęła się z płetwy. Bestia wyciągnęła ku niemu pokrytą błoną rękę zakończoną ostrymi pazurami. Ostrożnie jakby chciała ująć jego twarz, sięgnęła ku bańce. Dotknęła lśniącej powierzchni i zawyła. Natychmiast cofnęła się w zasięg mroku.

Gilbert zacisnął pięść i zagryzł wargę do krwi. Traci czas. Powinien płynąć dalej, a nie zajmować się tym morskim potworem. Spojrzał na swoją dłoń pokrytą rybim śluzem, czemu oczyszczenie nie zadziałało? Czyżby jego dar nie był tak silny w tym ciele? A może to przez oczyszczenie tamtej koszmarzycy? Ziarno wątpliwości zaczęło kiełkować, dekoncentrując na chwilę Gilberta. O mało nie przypłacił tego błędu życiem. Bo potwór nie zamierzał dać za wygraną. Rozpędzony niczym pocisk uderzył z całej siły w powietrzną bańkę. Krzyk bólu znów rozdarł wnętrze jaskini. W miejscu, gdzie łuska zetknęła się ze światłem, pozostał brzydki, wypalony ślad. Czarna krew zabarwiła wodę koło niego. A powietrzna sfera pokryła się pajęczą siecią pęknięć.

Chyba jednak nie ma szans na ocalenie tej duszy. Jedynie, co może dla niej zrobić to skończyć jej cierpienia. Jeśli nie potrafi zrobić tego, to nie ma, co się równać z wiedźmami. Tylko czy warto ryzykować? Szczególnie teraz, gdy jest tak blisko? Spojrzał na zarys łodzi na powierzchni.

- Nie czas na to. Śnie, płyńmy.

Sfera schodziła coraz niżej, mimo to Ocean nie tracił czujności. Jeśli będzie musiał atakować był gotowy. Czuł pulsujący na skórze rozkaz. Nie bez powodu nie lękał się wody. Mimo, że zamknięty w lamparcim ciele, miał w sobie cząstkę ducha oceanu. Wyjątkowy dar, jaki otrzymał od swojej stwórczyni. Był jedynym, którego nie napędzał ogień. Jako jedyny był wieczny. Nie mógł się wypalić, a w tej chwili woda była wszędzie. Nawet jeśli morski potwór posiadał rybie płetwy, on posiadał magię. Wszystkie włosy na jego rękach wstały dęba. Skóra straciła naturalny odcień, teraz wydawała się połyskiwać srebrem. Uniósł dłoń w stronę ruchu. Bestia szykowała się zadać kolejny atak. Dostrzegł błysk.

Rozkaz ruszył. Woda uformowała się w trzy bełty i niczym wystrzelone z kuszy ugodziły swój cel. Słone jezioro zabarwiło się od czerwieni i czerni.

Cała moc zniknęła. Zdezorientowany ocean, spróbował zaczerpnąć jeszcze raz, jednak nie był w stanie. Dostrzegł swoje ręce. Wystające żyły zrobiły się czarne. Coś było nie tak.

Światło przedarło się przez wszechobecną krew, ukazując dryfujące ciało Wiktora z wyrwą w brzuchu. Z czułością gładził twarz zastygłego w bezruchu potwora, którego płetwa otulona była czernią niczym atramentem. A następnie go pocałował. Bestia uniosła dłonie, otuliła nimi jego twarz. Oczy iluzji jak i potwora wyrażały bezkresną miłość. Kobieta przechyliła delikatnie głowę, po czym olbrzymimi szczękami wgryzła się w twarz Wiktora.

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz