Rozdział 35

347 60 29
                                        

Wiedźma została sama, uniosła zapłakaną twarz ku światłu. Kolejne fragmenty jej skóry rozsypały się w proch. Łzy spłynęły po policzkach.

– Matko, przepraszam. Nie potrafię być dłużej tylko twym naczyniem. Kocham, czuję... ja... nie chcę zniknąć... przepraszam – przyłożyła dłonie do serca – proszę... albo zabierz ode mnie te uczucia, albo... uwolnij mnie. Nie chcę ich śmierci... nie chcę walczyć. Nie chcę wybierać... zdejmij ze mnie to brzemię... Nie chcę umierać...

Wiedźma rozpłynęła się niczym dym, a za nią iluzja ogrodu. Znów wspomnienie zmieniło swój bieg. Wiktor tym razem stał naprzeciw Nikoli. Kobieta nawijała na palec pukiel płowych włosów, wpatrując się z zamyśleniem w stojący przed nią kieliszek. Delikatne zmarszczki wokół oczu dodawały jej powagi. Podparła policzek, zniszczoną od pracy w kuchni, dłonią i ciężko westchnęła. Mężczyzna nie mógł oderwać od niej oczu, słabe światło świecy sprawiało, że wyglądała wręcz hipnotyzująco. Ktoś zapukał cicho do drzwi i nawet nie czekał na pozwolenie, by wejść. Nikola odwróciła się, a jej oczy rozbłysły bezgraniczną miłością.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak był ślepy. Nie interesowało go nic poza nim samym. Nie pytał, czemu Nikola nie wyszła za mąż, pomimo, że przy swojej urodzie nie powinna mieć z tym najmniejszych problemów. Nie zwracał uwagi na płynący czas. Zapatrzony w niezmieniający się wizerunek wiedźmy zapomniał o reszcie świata.

Kobieta uśmiechnęła się zniewalająco i posadziła swojego gościa przy stole.

– Wszystko gotowe, o wszystko jak najlepiej zadbałam. Musisz ją jedynie zaprosić. Ja zajmę się resztą.

– Czy to naprawdę zadziała? Skoro jej magia nie pomogła...

– Niczym nie ryzykujesz, a możesz zyskać upragnionego potomka. Zaufaj mi.

~*~

Po pomieszczeniu roznosiła się słodka woń wanilii i karmelu, zmieszanego z wonią topiących się świec i delikatnej bryzy wpadającej  otwartego na oścież okna. Światło pełni księżyca oświetlało taflę oceanu, którego fale obijały się o zbocze na którym stał pałac. Wolna, zmysłowa melodia skrzypiec, rozbrzmiewała delikatnym pogłosem, nabierając niewysławianej głębi. Każdy wypieszczony dźwięk płynął głęboko w głąb serca dwojga tańczących ze sobą osób. Odgłosy ich kroków, oraz szelest sukni, były dla nich niesłyszalne. Byli tylko oni, pogrążeni w rytmie muzyki, delikatne jak dotyk motyla pocałunki składane ukradkiem na nagiej skórze ramion i ciepło ciał, które się dotknęły. Świat w tej chwili mógłby dla nich przestać istnieć. Mogli, choć na chwilę zapomnieć o potoku niewypowiedzianych słów, który od dłuższego czasu wisiał nad nimi nieustannie. Nawet on zapomniał o celu, jaki miało to całe spotkanie. Potrafił jedynie wpatrywać się w jej twarz i piękne niewidome oczy. Pragnął by ta chwila trwała wiecznie. Jednak każdy krok, każda kolejna nuta przybliżała go do tej rozmowy. Nie wiedział co ma powiedzieć, jak zacząć.

– Przepraszam... – wyszeptał do jej ucha – za wszystko. Kocham cię.

Wiedźma zastygła w bezruchu, gubiąc rytm. Uniosła jedną dłoń i pogładziła go po policzku. Wtulił twarz w jej skórę patrząc na nią z bezkresną miłością. Czas stanął, muzyka zamilkła.

– Wiem, kochany. Wiem... To ja powinnam cię przeprosić. Nie potrafię dać ci tyle na ile zasługujesz. Powinnam ci to powiedzieć już lata temu... ale nie potrafiłam. Ja nie mogę... – urwała siląc się na wypowiedzenie tych słów – Ja jestem jedynie marionetką, Wiktorze. – Głos jej się załamał – Nie posiadam ciała, które mogłoby dać życie. Jestem tylko imitacją srebrnika, która pozwala mi widzieć świat. Jestem potworem związanym odgórnym celem. Nie powinnam niczego czuć. Wiesz, nigdy nie myślałam, że kiedyś będę czegokolwiek żałować. A jednak, gdy jestem z tobą nie mogę przestać myśleć jak by to było, gdybym była człowiekiem. Z krwi i kości. A nie z zimnego metalu, ubranego w ludzką skórę. Kiedyś to ciało nie było takie. Jednak każde zaklęcie, każdy srebrnik powodował, że również ja się nim stawałam. Dlatego... dlatego muszę... zniknąć... Roztrwoniłam nasz wspólny czas... Byłam naiwna myśląc, że ta chwila nigdy nie nadejdzie. Że to nie ja opuszczę cię pierwsza. Wybacz mi, że nie mogłam ci tego wtedy wyznać.

Odwróciła się w stronę obserwującego ją ducha.

-Wybaczysz mi? – zapytała cicho ściskając w dłoni materiał swojej sukni.

Wiktor przez chwilę stał oniemiały. Nie spodziewał się bezpośredniego zwrotu do siebie, przecież to były jedynie wspomnienia.

- Wybaczysz mi moje grzechy? - powtórzyła łamiącym się głosem, wyciągając ku niemu rękę.

Mężczyzna odruchowo się cofnął. Sam nie wiedział, dlaczego, ale nie czuł się godny by spełnić prośbę wiedźmy. To on potrzebował rozgrzeszenia, nie ona. Spojrzał w jej oczy. Po popękanych policzkach płynęły srebrne strumienie łez. Dłoń opadła bezwładnie wzdłuż ciała.

- Taka jest twoja odpowiedź? W takim razie uwalniam cię Wiktorze od brzemienia swojej przeszłości, od tego co zaraz się wydarzy i co musiało kiedyś nadejść. Wiedz, że ja już teraz ci to wybaczyłam.

Zdając sobie sprawę z tego, co zrobił natychmiast zrobił krok naprzód, jednak było już za późno, jego dłoń przeszła na wylot wiedźmy, która otarła łzy i wróciła do wcześniejszej pozy. Muzyka znów zaczęła grać. Czas powrócił na swój tor.

Wiktor padł na kolana i patrzył jak Nikola wnosi dwa puchary z pomarańczowego szkła, wypełnione cieczą. Patrzył na siebie jak z uśmiechem i miłością wypisaną na twarzy podaje jej jeden z nich. Wiedźma zamknęła oczy i przechyliła kielich wypijając jego zawartość. Bezsilnie przyglądał się jak upuszczone przez nią szkło rozpryskuje się o podłogę, a chwilę później upada i ona. Widział jak z jej ust wydobywa się ciemna piana parząca jej usta. Jak ciałem wstrząsają dreszcze, jak pierś powoli się zapada ukazując roztopiony srebrny środek pełen zębatych kół tworzące serce. Był tam i nie mógł nic zrobić. Ani wtedy, ani teraz. Żrący dym unoszący się znad jej ciała zawirował niczym duch. Nagły podmuch wiatru z otwartego okna zgasił wszystkie świece. Jedynym źródłem światła w tej chwili było delikatny blask księżyca wpadający przez okna. Przerażony skrzypek, czując oddech śmierci na karku natychmiast wybiegł z sali. Wiktor z impetem uderzył o przeciwległą ścianę. Nikola nie miała tyle szczęścia. Dym oplótł ją niczym żelazny uścisk.

Twe marzenie się nareszcie spełni, już dziś w świetle pełni,
Staniesz się mego męża żoną, dziś ja stanę się tobą

Pieśń rozbrzmiała straszliwym echem. Nikola wrzeszczała. Jej oczy zaszły krwią. Z nosa pociekła struga krwi. Cena niekompatybilności. Jednak coś było nie tak. Nawet najbardziej niemagiczne ciało nie powinno tak reagować. Wiedźma zdała sobie sprawę, że nie da rady opętać Nikoli, ponieważ ta od dawna jest pod panowaniem jednej z jej sióstr. Było już za późno. Dała się złapać w pułapkę. Utknęła w jej świadomości.

Ostatkiem sił wypowiedziała ostatnie życzenie.

- Zapomnij. – Rozkaz niczym grom uderzył w próbującego wstać Wiktora. Ostatnim co dostrzegł to płowe włosy trzepoczące na wietrze omiatające pokrytą łuskami skórę dziewczyny i oczy, czarne jak smoła. Stała na tle księżyca, który tworzył nad jej głową aureolę. Cofnęła się krok, potem drugi, a następnie rzuciła się z okna.

_________________

Witajcie kochane duszeczki! Jak podobał się wam spóźniony prezent mikołajkowy? Pewnie jak zwykle po takiej przerwie nikt nie pamięta już co się tu działo XD Wybaczcie, ale naprawdę nie potrafię pisać w okresie jesiennym.  No ale przyszła już zima i postanowiłam wstawić ten rozdział, który czekał od jakiegoś... października? Tak by to wyglądało. Sprawił mi sporo kłopotów, bo chciałam zakończyć wątek Wiktora/Nikoli/Wiedźmy, ogólnie wspomnień XD.    

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz