Lądem wstrząsnął dreszcz, który obudził górskie lawiny. Tysiące kamieni osunęło się ze szczytu gór grzebiąc pod sobą położone niżej miasto. Olbrzymie fale rozbiły się o brzegi wyspy, zalewając niżej położone tereny. Wzburzona woda postanowiła się upomnieć o swoją własność. Kłęby piany zachłannie lizały zbocza klifów, aż te ustąpiły. Przepiękny zamkowy ogród zapadł się pod ich wpływem. Rzeźba baletnicy ostatni raz zatańczyła opadając na dno wśród gruzów oberwanej ziemi.
W opustoszałym zamku rozległ się przerażający, wszechobecny dźwięk tłuczonego szkła. Pałacowe lustra jedno za drugim wybuchały odłamkami srebrnych noży. Tysiące zwierciadeł obsypało swoim pyłem kamienne posadzki. Z sufitu zaczął sypać się tynk. Ziemia zaczęła się trząść. Rzeźby z przestrachem i niemym krzykiem zostały przygniecione przez fragment oberwanej ściany. Koszmary czające się w cieniach zamczyska bezskutecznie próbowały uniknąć marnego końca. Końca, który nieubłagalnie nadchodził.
Bestia tocząc za sobą czarną strugę krwi dryfowała bez życia w ramionach lodowatej wody. Jej oczy zaszły mgłą, serce ostatni raz zabiło. Tysiące platynowych robaków opuściło martwe ciało kobiety. Płowe włosy otuliły jej drobne piegowate policzki. Martwymi oczami wpatrywała się w pustkę, a twarz nareszcie wyrażała ulgę.
~*~
Świat za lustrem był pełen barw. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy, poprzez wszechobecne bliki światła, odbijające się do niezliczonych kosztowności znajdujących się w pomieszczeniu. Jeśli Ocean miałby nazwać to miejsce jednym słowem, zdecydowanie byłby to skarbiec. Pięknie oszlifowane kamienie zdobiły każdą płaską powierzchnię, jaką mijał, tworząc imitację skrzącego się śniegu. Wpadające przez niewielkie szpary w sklepieniu światło oświetlało mu ścieżkę, którą podążał.
Mechanicznymi ruchami parł na przód, szukając zmęczonym wzrokiem celu swojej wyprawy. Mijał nieskończone rzeźby porzucone wśród monet najróżniejszych rewersów, nieudane twory tępo wpatrujące się w przestrzeń. Wzdrygnął się mimo woli, czym prędzej odwrócił wzrok i ruszył dalej. Zaczęło brakować mu tchu, jednak brnął dalej, mijał kolejne zaspy kosztowności i wtedy coś przykuło jego uwagę. Pośród rubinów rósł pokaźnych rozmiarów kryształ. Pojedynczy promyk słońca padał na przezroczysty wierzchołek, działający jak pryzmat. Kamienie szlachetne przeplatane monetami chwytały chciwie promyki światła i rozczepiały je na kolejne tysiące blików. Owa zaspa z pozoru nie różniła się niczym innym od pozostałych. Ale nie dla niego. On mógł dostrzec wszelkie aberracje wokół niej. Podszedł bliżej i jedną nogą ruszył spiętrzone klejnoty. Te niczym domino zaczęły się zsuwać, zasypując go do pasa. Już nie było ucieczki. Jednak nie miał takiej potrzeby.
Zamieniające się z każdą sekundą w zimny metal serce ostatni raz zabiło szybciej.
W krysztale znajdowała się syrena ze szczerego srebra. Włosy zastygły wokół niej niczym aureola. Przepiękna twarz wydawała się być pogrążona we śnie. Gdyby nie dwa puste oczodoły wpatrujące się w pustkę przed sobą, można by ją przyrównać do anioła. Anioła, który w swoich dłoniach trzymał własne serce. Ocean oparł czoło o zimny kryształ. Nie mógł się już ruszyć. Jego klatka piersiowa poruszała się coraz wolniej, jednak oczy, pomimo ciężkości nie opadły, wpatrywały się w znajdującą się przed nim wiedźmę. Słona łza spłynęła mu po policzku ze srebra. Do skarbca wiedźm dołączyła kolejna rzeźba.
~*~
Rysiek z przerażeniem wpatrywał się w stojące przed nim zwierciadło. Nie miał pojęcia jak się tu znalazł i w jakim celu, ale drogę ucieczki, której zresztą nie znał zagradzały mu dwie istoty, które z pewnością mógł przypisać do postaci z legend. Zniecierpliwione wskazały na stojące przed nim lustro. Mężczyzna podszedł do niego ze ściśniętym żołądkiem. I wtedy zrozumiał, czemu bardziej lękał się własnego odbicia niż czających się za nim syren. Przed nim stała postać z prochu. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią i przed oczami stanęły mu wszystkie popełnione grzechy. To, czego się wstydził, to czego pragnął zapomnieć. Ujrzał własną duszę, o której istnieniu zapomniał. Wrzasnął, gwałtownie się odsuwając. I wtedy dostrzegł przed twarzą czerwone płatki śniegu. Uniósł dłonie z niedowierzaniem. Rozpadał się. Zmieniał w krwawy śnieg. Zaczął się cofać, niedowierzając własnym oczom. Spojrzał z błaganiem na złotą wiedźmę.
– Niech to będzie złota czar, szeptów odpowiedzialnych za magii mar. Niech twe serce utonie w śniegu rzece. Niechaj twa śmierć, wybawienie nam przyniesie.
Z jego gardła wyrwał się przerażający krzyk. Oderwane od ciała śnieżynki ruszyły ku zwierciadłu. Płatek po płatku formowały się w wychodzącą z lustra dłoń. Palce zacisnęły się i rozluźniły, nabierając ludzkich kształtów. Wrzask nagle się urwał. Rysiek upadł w biały puch. Nim go dotknął całkowicie się rozpadł. Śnieg zatańczył na wietrze i czerwoną wstęgą otoczył wychodzącą z tafli postać, tworząc niewielką sylwetkę dziewczynki, o dużych, niezwykle intensywnie zielonych oczach. Jej wężowe rysy rozciągnęły się w jadowitym uśmiechu.
Była wolna. Była prawdziwa. Była... oczy zapłonęły jej z zachwytu. Obejrzała swoją drobną rękę, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że opuściła lustrzany wymiar.
Platynowa cofnęła się zdezorientowana.
– Dlaczego? – wyjąkała, z przestrachem.
Mira uniosła zielone oczy na wiedźmę.
– By stworzyć lepszy świat. Miejsce bez grzechu. Pełne dobrych wspomnień. Pełne życia... - urwała uśmiechając się z matczyną miłością. – Dobrze się spisałyście. – Uniosła dłonie w ich kierunku. – Dzięki wam mogłam to osiągnąć.
– Nie! – Wiedźmy rzuciły się do ucieczki. Nie zdążyły. Chłód oplótł je całe, tworząc wokół nich przezroczyste kryształy. Wiedźmy zastygły w bezruchu. Z ich ciał uniosły się złote i platynowe pyły, które niemal natychmiast odnalazły wyciągającą ku nim dłonie dziewczynkę. Dwa kolejne fragmenty jej duszy wróciły na miejsce. Mira przyglądała się przez chwilę uwięzionym metalowym rzeźbom.
– Nareszcie możemy być wszystkie razem – wyszeptała.
Podmuch wiatru poderwał płatki śniegu do tańca. Kryształy zniknęły. Mira odwróciła się w stronę lustra. Rama pozbawiona morskich wiedźm wydawała się pusta. Dziewczynka narysowała w powietrzu koło, a z ramy wyłoniły się trzy śpiące rzeźby syren.
Nie oglądając się na pozostawiony za sobą świat, wkroczyła w portal ze zwierciadła.
Syreny otworzyły szklane oczy, a następnie wielkimi płetwami rozbiły taflę lustra. Drobinki pokrytego metalami szkła przemieszały się z wszechobecnym śniegiem.

CZYTASZ
Szepty Oceanu
HororUkrzyżuję sumienie Zabiorę z mych ramion cierpienie Konaj w morza głębinie Dopóki cię nie zabiję - Nie słuchaj, bo woda lubi pożerać słuchaczy jej szeptów. ~*~ Gdzieś na środku oceanu, gdzie wokół możn...