Rozdział 31

333 60 34
                                        

Serce Wiktora w szaleńczym rytmie wygrywało pieśń strachu. Szum w uszach niemal zagłuszał pełne obaw myśli. Tylko jedna wrzeszczała na tyle głośno by przebić się przez dźwięk krwi płynącej w jego uszach. Musiał uciekać choćby miał płynąć wpław przez ocean. Cofnął się nieznacznie, nie spuszczając wzroku z Gilberta. Zdrowy rozsądek nakazywał mu nie ufać nikomu i niczemu, nawet samemu sobie. I wtedy usłyszał głos. Pieśń rozbrzmiewającą z miejsca, z którego uciekł. Włosy zjeżyły mu się na karku. Kropla potu spłynęła po jego twarzy kreśląc mokry tatuaż na bliźnie. Był w pułapce.

– Coś ty taki rozgorączkowany, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha – zażartował Rysiek.

Wiktor zlustrował go wzrokiem. Jego zdaniem wyglądał zaskakująco dobrze, jak na przedstawienie, jakie im jeszcze niedawno wyrządził. Jednak teraz nie miał czasu by się nad tym mocniej zastanowić. Obejrzał się z żołądkiem podchodzącym do gardła. Śpiew zbliżał się. Wyraźnie go słyszał. Nie miał pojęcia, czy to ma coś wspólnego z kapitanem, ale nie miał zamiaru przekonywać się o tym na własnej skórze. Natychmiast odwrócił się w stronę kompanów i zaczął biec w ich stronę. Zaskoczony Rysiek w ostatniej chwili zszedł mu z drogi, gdy ten nie myślał nawet go wyminąć. Gilbert w ostatniej chwili złapał rękę Wiktora, zmuszając go do zatrzymania się.

– Zostaw mnie – spróbował się wyrwać, ale chłopak zamiast rozluźnić palce zacisnął je jeszcze mocniej. Gdy to nie poskutkowało bez ostrzeżenia, drugą ręką wymierzył cios pięścią prosto w twarz Gilberta. – Sam tego chciałeś.

Chłopak zatoczył się, jednak nie puścił. Teraz niemal wbijał paznokcie w przedramię Wiktora. Policzek Gilberta niemal natychmiast spuchł. Jednak ten nie spuścił wzroku z mężczyzny. Spojrzenia, pełnego pogardy.

– Zawsze uważałem cię za niegodnego, ale nigdy nie myślałem, że jesteś także tchórzem – stwierdził z obrzydzeniem – Czas byś odpłacił, za wszystkie krzywdy.

Wiktor zamarł. Nie był w stanie nawet drgnąć, gdy zza Gilberta wyłoniła się wielka latająca ryba. Mógł jedynie patrzeć, jak ta zbliża się, a przerwy w jej ciele pokazują puste wnętrze. Sen ominął chłopaka i wpłynął w marynarza. Oczy Wiktora zaszły mgłą, ręce bezwładnie opadły wzdłuż tułowia, z twarzy zniknęły wszelkie emocje. Skóra przybrała niebieski odcień.

Rysiek przerażony przywarł do stojącego za nim lustra. Otwierał i zamykał usta jak ryba, która w akcie desperacji próbuje złapać tchu. Nie wierzył własnym oczom. Nie był wstanie wydusić z siebie słowa, a tym bardziej się ruszyć. Gilbert uśmiechał się zwycięsko po czym przeniósł wzrok na rudego marynarza.

– Co... co to do diaska było?! – wydarł się wskazując jedną ręką na Wiktora.

– Sen, tylko on zdejmie z niego czar i zwróci mu wspomnienia.

– Że, co? Porąbało cię?! Jaki czar?! Natychmiast napraw Wiktora i to już!

Gilbert posłał Ryśkowi spojrzenie pełne politowania, po czym odwrócił się do lustra. Dotknął zwierciadła, a te zniknęło ukazując schody prowadząc w dół. Całkowicie ignorując rozkazy marynarza zaczął powoli schodzić. Ku zdziwieniu i przerażeniu mężczyzny, Wiktor niczym lalka podążył za nim. Rysiek przełknął ślinę i bijąc się z myślami postanowił powstrzymać kompana. Może i za nim nie przepadał, ale jednak trochę czasu razem pływali. Do tego sumienie nie dawałoby mu żyć, gdyby ten dzieciak coś mu zrobił, no i potrzebował towarzysza do ucieczki. Zebrał w sobie wszystkie pokłady odwagi, jakie były pochowane po najgłębszych zakamarkach jego umysłu i ruszył szybkim krokiem w stronę schodów. Złapał Wiktora za ramię i próbował zatrzymać, jednak ten niczym duch przeszedł mu przez rękę.

Tego to się nie spodziewał. Raczej wyobrażał sobie, że jego dotyk, tak jak we wszystkich starych opowieściach, wybudzi go z transu i razem jak najszybciej uciekną z tej wyspy. Nie obchodziło go jak. Teraz patrzył tępo na swoją rękę i przeklinał, że nie jest to jedna z bajek z dobrym zakończeniem. Uspokoiwszy sumienie, że coś jednak próbował zrobić, ale się nie udało, zmienił całkiem plany. Odwrócił się na pięcie i zamarł, gdy dostrzegł, że przejście zniknęło. Zdecydowanie, przypominało to raczej koszmar, z którego człowiek nie jest w stanie się przebudzić. Za jakie grzechy wpakował się w to bagno?

– Bądź dobrym człowiekiem, mówili. Odpłaci ci się to o stokroć, mówili. Wielkie dzięki za taką zapłatę – narzekał pod nosem, podążając za Gilbertem.

~*~

Wiktor wisiał w pustce, otoczony tak jasnym światłem, że nawet przez zamknięte oczy był w stanie je dostrzec. Nie czuł, że stoi, ale też nie miał wrażenia, że lata, lub płynie. Po prostu lewitował, niezdolny do ruchu. Bał się uchylić powieki, a zarazem wiedział, że musi to zrobić. Wtedy usłyszał dźwięk dzwonka. Delikatny, ledwo zauważalny. Jednak dla niego był jak dzwon kościelny przyłożony mu do samego ucha. Gwałtownie otworzył oczy i wrzasnął. Niemal natychmiast zakrył twarz dłońmi, spod których zaczęła skapywać krew.

– Jeszcze za wcześnie, mój najdroższy – wyszeptał mu do ucha aksamitny, kobiecy głos.

Po plecach przeszedł mu dreszcz. Każda komórka jego ciała czuła, że ją doskonale zna. Serce wyrywało mu się z piersi, a on sam miał wrażenie, że spłonie, jeśli nie usłyszy jej jeszcze raz.

– Kim jesteś i coś ty mi zrobiła?

– Prawdą.

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz