Rozdział 16

794 127 45
                                    


– I co było dalej?

Zygmunt zaśmiał się, widząc świecące się z ekscytacji oczy Gilberta.

– Widzisz chłopcze, czasem nie wystarczy silna wola, aby wygrać trzeba sięgnąć po nieczyste środki. Wiedźma bez litości zabiła wszystkich buntowników. Spopieliła ich żywcem tym samym kończąc dobre czasy Sagary. Mówiono, że rozwścieczona rzuciła klątwę. Na wyspie zapanował strach, z każdym dniem znikali mieszkańcy. Okolicę spowiła gęsta mgła, a niegdyś wspaniały szlak handlowy przestał istnieć. Wiedźmy ze swoim małżonkiem nie widział nikt, od pamiętnej nocy. Skryli się w zamku, a po wyspie chodziły plotki, że pan Sagary został opętany przez szatana. Jego skóra stała się niebieska, a on sam postradał zmysły. Chodzą słuchy, że szaleństwo i chęć powrotu do normalności nie dawały mu spokoju. Chłopcze, wiesz czym odstrasza się złe duchy i przełamuje złe zaklęcia?

Gilbert pokręcił głową, nie mogąc oderwać wzroku od szerzącego się upiornie mężczyzny.

– Woda święcona nie raz ratowała ludzi przed szatańskimi czarami. Pan wyspy postanowił spróbować tego. Bo w końcu, to była jedynie zwykła woda. Pewnej nocy podczas kolacji podmienił kielichy. Nie spodziewał się tego, co się potem stało... – Nachylił się do chłopca i spojrzał mu prosto w oczy. – Wiedźma wypiwszy z niego, zaczęła się dusić. Jej gardło zaczęło się topić. Wiecie, co miała w środku? Srebro. Nawet jej serce było z tego metalu. Spodziewano się, że klątwa ustąpi, jednak ani mgła, ani wygląd pana wyspy się nie zmienił. Ze zgryzoty skoczył z klifu, zmieniając się w krwiożerczą bestie, atakującą statki w okolicy, a srebrniki z żalu za swoją panią atakują mieszkańców, pożerając ich żywcem.

Zapadła głucha cisza, nawet nie dało się usłyszeć skwierczenia ognia, czy ich oddechów.

– Bujdy pleciesz. Wiedźmy, bestie, klątwy. – Kapitan machnął lekceważąco dłonią. – Kto by w to uwierzył, a końcówka to już się całkowicie kupy nie trzyma.

Zygmunt zmierzył go czujnym spojrzeniem i roześmiał się wniebogłosy, przełamując ciężką atmosferę.

– Widać, że swój chłop z pana, panie Stanisławie, to jedynie bajeczka dla dzieci. Statki rozbijają się o rafę, a rozbitkowie pożerani są przez okoliczne rekiny, których w tych stronach niemało. Prawda to, że kiedyś tu baba wyspą rządziła, ale z powodów oczywistych nie mogło to trwać długo. A owa legenda ma tyle wersji iż potrafią się nieraz nawzajem wykluczać.

– A mieszkańcy?

– Chłopcze, kto chciałby żyć na wyspie wiecznie spowitej mgłą, gdzie nic nie chce rosnąć i jedynie góry i klify są. Jedynie starzy zostają, a kto tylko ma okazję to, czym prędzej płynie w świat na lepszą ziemię. Do tego trzy zimy temu mieliśmy wstrętną plagę. Gorączka zabrała połowę mieszkańców, głównie kobiety i dzieci. To była tragedia! Może i wyspa jest przeklęta, ale nikt jeszcze nie widział nadprzyrodzonych stworów ze srebra, czy innych dziwactw... no może poza Edwardem... Gada czasem sam do siebie, ale to starość, my też w jego wieku tacy będziemy, nieprawdaż panie Stanisławie?

– Oj tak, kiedyś też znałem takiego jednego...

Gilbert nie zamierzał poświęcać uwagi wywodom kapitana, przeprosił więc wszystkich obecnych i wyszedł na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza. Serce biło mu szybciej od chwili, gdy usłyszał o lamparcie ze srebra. To z pewnością był stwór z jego snu, jednak jakim cudem mógłby o nim śnić, zanim się dowiedział o jego rzekomym istnieniu? Może to była podświadomość? A może... może to jednak prawda?

Słońce powoli znikało na horyzoncie, zabierając resztki ledwie przebijających się przez mgłę promieni słonecznych. Gilbert otulił się ramionami, by odegnać nieprzyjemny chłód. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby nie wrócić do ciepłej kuchni, jednak ostatecznie postanowił pójść do swojego pokoju. Miał wiele rzeczy do przemyślenia, a towarzystwo, nie sprzyjało rozwiązywaniu zagadek.

Powoli szedł zamkowym korytarzem, wyobrażając sobie kobietę z opowieści. Nie mógł pojąć, czym sobie zasłużyła na taki los. Fascynowała go, spojrzał w jedno z otaczających go luster. Przyglądał się sobie przez chwilę, po czym ruszył dalej, całkiem nieświadomy, że jego odbicie kroczy własnym rytmem i potajemnie się uśmiecha.

_____________________________

Jak widać wróciliśmy do naszej wesołej kompanii. Mam szczerą nadzieję, że nie pogubiliście się jeszcze :D 

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz