Prawdą? To jedno słowo, a wstrząsnęło nim doszczętnie. W jednej chwili, coś co utrzymywało go w jednej pozycji, puściło i runął w dół, ostatecznie uderzając ciałem o stały grunt. Oślepiające światło zniknęło. Jeszcze przez chwilę wahał się, czy otworzyć oczy, aż wreszcie uległ.
Znajdował się na bezkresnej tafli oceanu. Niebo z każdej strony zlewało się nieskazitelnym lustrem wody. Był sam. Wyraźnie słyszał bicie swojego serca, szum krwi płynącej w żyłach, własny oddech... i nic poza tym. Żaden szmer, szum, czy szept nie istniał w tym miejscu. Nawet cisza nie miała miejsca bytu, gdyż wciąż niczym dzwon, biło jego serce. Przekrwionymi oczami spojrzał na swoje ręce. W pierwszej chwili wzdrygnął się. Były sinoniebieskie, a dłonie ubrudzone miał od krwawych łez, które zdobiły także jego twarz. Kolejnym szokiem był fakt, że pod stopami, nie miał, jak przypuszczał na początku ziemi, a wodę. Klęczał na jej tafli, jakby była lustrem. Przejrzał się w niej, ale nie ujrzał odbicia, którego się spodziewał zobaczyć.
Z wody spoglądał na niego około dziesięcioletni chłopczyk. Mały, wychudzony, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi.
Wzdrygnął się na wspomnienie wiecznie chorej siostry i domu, w którym cały ich świat był podporządkowany trosce o jej życie. Ta niepewność, czy następnego poranka wciąż będzie oddychać, zbliżyła jego rodzinę jak nic innego, jednocześnie trawiąc ich zdrowie i szargając nerwy. Miał dziesięć lat, gdy odeszła, ale nigdy by jej nie zapomniał...
Odwrócił wzrok uświadamiając sobie, że to nie prawda. Wymazał jej wspomnienie na wiele lat. Gdy znów spojrzał w wodne lustro, chłopiec przeistoczył się w młodego, przystojnego mężczyznę. Na sobie miał marynarską, lnianą tunikę, która niczym kolejny klucz, przywołała wspomnienia ze wszystkich rejsów, jakie odbył.
Zmarszczył brwi, jednocześnie mrużąc oczy. Przez umysł przewijały mu się obrazy ludzi, dziwnie znajomych, a jednocześnie obcych. To nie była kompania kapitana, z którą pływał od pięciu lat. Sam natomiast był o wiele starszy, gdy pierwszy raz zaciągnął się na jego łajbę. Poczuł ostre pulsowanie w głowie.
Zapadnij w oczyszczenia sen.
No, tak. Jak mógł zapomnieć? Przecież już za młodu trafił na pokład pewnego kupca. Mężczyzna ten zwał się Antoni i handlował przyprawami z całego świata. Był dla niego jak drugi ojciec. Człowiek honoru i wiecznie powtarzający, że w przyszłości odda mu swoją córkę za żonę i zostaną rodziną. Do chwili, gdy jej nie poznał także tak uważał. Jednak Wiktor od zawsze wierzył w miłość. Wiedział, że ożeni się tylko z kobietą, dla której straci głowę, a córka Antoniego, pomimo, że była urodziwa, nie poruszyła jego serca. Mogli zostać przyjaciółmi, ale niczym więcej. Eliza także nie podzielała entuzjazmu ojca, ale była mu całkowicie posłuszna i gdyby rozkazał jej wyjść za niego za mąż nawet nie wyraziłaby słowa sprzeciwu.
Zapomnij popełniony grzech.
Kolejne wspomnienia dotyczyły sztormu i tego jak woda wyrzuciła go na brzeg Sagary... Poderwał się na równe nogi, nie mogąc wyrzucić z głowy karuzeli obrazów. Uśmiechnięta Nikola z czułością opatrująca mu rany, następnie jej twarz, gdy opowiadała mu o wyspie. Złapał się za serce, które ścisnęło się jakby miało zapaść się z żalu. Pierwsze wspomnienie kobiety z dzwonkami we włosach. Wiedźmy, która zawładnęła nim doszczętnie. Każda spędzona z nią chwila tańczyła mu przed oczami, jakby przeżywał ją jeszcze raz.
Słone łzy spłynęły mu po policzkach, zmywając zaschniętą krew. Upadł na kolana unosząc wzrok ku niebu, w którym nadal widział tylko ją.
– Najdroższa...
Niech miłość uleczy umysł twój.
– Przepraszam... przepraszam.
Wtedy stracił grunt pod nogami. Woda rozwarła się i niczym tysiące wygłodniałych dłoni wciągnęły Wiktora w swoje odmęty. Mężczyzna w pierwszej chwili nie był w stanie złapać tchu. Przerażony miotał się w lodowatej cieczy, próbując wypłynąć na powierzchnię, która wydawała się w zastraszającym tempie oddalać od niego. Szeroko otwarte oczy paliły. Czuł, że jeszcze chwila, a brak tlenu wessie mu je w głąb czaszki. Mroczki zalały widziany obraz i nastała ciemność.
Ja za ciebie poniosę winy zwój.
Znów rozbrzmiały dzwonki. Wiktor gwałtownie wciągnął powietrze i kaszląc, próbował wypluć zebraną w płucach wodę. Nadal dryfował, jednak w kompletnej ciemności.
– Teraz pamiętasz?
– Przepraszam – gorzko zapłakał. Jego łzy mieszały się z wszechobecną wodą.
– Pamiętasz, jak zdradziłeś mnie ze służką? Pamiętasz, jak błagałeś bym dała ci drugą szansę, a ty ją zmarnowałeś? Pamiętasz, jak pewnej nocy zaprosiłeś mnie na kolację, a zamiast wody, podałeś mi truciznę?
Z mroku wyłoniła się postać wiedźmy, z każdą chwilą była coraz wyraźniejsza. Wiktor z przerażeniem patrzył, jak jej delikatne zapełniają się pianą. Krtań rozpuszcza się, ukazując topiące się srebro. Suknie zalewa woda królewska, wypalająca organy wiedzmy od wewnątrz.
Wiktor wrzeszczał. Błagał o przebaczenie. Pragnął, by mara zniknęła. Prosił, by to nie była prawda.
Wiedźma osunęła się w ciemność i zniknęła, pozostawiając mężczyznę z niemal roztrzaskaną duszą.
_______________
Jej pierwsza część rozdziału o Wiktorze za nami. Jak podoba się wam ta forma wyjaśniania?

CZYTASZ
Szepty Oceanu
KorkuUkrzyżuję sumienie Zabiorę z mych ramion cierpienie Konaj w morza głębinie Dopóki cię nie zabiję - Nie słuchaj, bo woda lubi pożerać słuchaczy jej szeptów. ~*~ Gdzieś na środku oceanu, gdzie wokół możn...