Miał wrażenie, że minęła wieczność. Jego gardło już dawno zdarło się od ciągłych przeprosin. Teraz jedynie jego usta szeptały tak cicho, że równie dobrze mógłby zamilknąć. To jego wina. Zabił ją. Dlaczego to zrobił? Z zazdrości? Z szaleństwa? Z miłości?
Nie mógł poskładać ostatnich fragmentów układanki. Przecież kochał ją bezgranicznie, nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Więc czemu? Co musiało się zdarzyć, by posunął się do morderstwa osoby, którą kochał nade wszystko na świecie? I jak mógł o tym wszystkim zapomnieć?
W oddali pojawił się świetlik. Dryfował samotnie powoli zbliżając się w jego stronę. Nie minęła chwila, gdy dołączył do niego kolejny, pogrążając się w pięknym tańcu, w którym ich liczba wciąż rosła. Światełka delikatnie rozświetlały wszechobecną ciemność, przypominając z każdą chwilą niebo pełne gwiazd. Mężczyzna zafascynowany zjawiskiem, wyciągnął ku nim dłoń. Świetliki zatańczyły wokół jego ręki, a następnie zaczęły ją oblepiać. Wiktor próbował je z strząchnąć, ale było już za późno. Miliony małych świecących robaczków oblazło jego skórę, a następnie w akompaniamencie szumu skrzydeł został siłą wyrwany z powrotem na powierzchnię. Tym razem znajdował się w dobrze znanym mu pomieszczeniu. Nieduży kuchenny pokój, był nadzwyczaj przytulny, a lekki aromat przypraw i dymu z piecyka dodawał mu domowego klimatu. W zamku, zawsze czuł się nieswojo, przytłoczony ogromem labiryntu lustrzanych korytarzy i przeróżnych sal. Czasem pragnął porwać żonę i zamieszkać właśnie w takim małym domku, gdzie żyliby z dala od obowiązków wobec poddanych. On nie potrzebował bogactw, przepychu, czy władzy. Wystarczyłaby mu ona przy boku.
Przez dziesięć lat swojego małżeństwa, bywał tu naprawdę często, radząc się w sprawach damsko męskich. Nikola była zawsze dla niego najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Jej rady zawsze się sprawdzały, przez co miał do niej bezgraniczne zaufanie.
Przeszedł do sąsiedniej izby i zamarł. Stał twarzą w twarz ze swoim pierwszym grzechem. Z obrzydzeniem patrzył na samego siebie w objęciach przyjaciółki. Krew napłynęła mu do twarzy, z wściekłości rzucił się, by to przerwać. Był jednak jedynie duchem, obserwatorem zdarzeń i nic nie mógł na to poradzić. Jego dłoń przeszła przez nich na wylot. Zacisnął z wściekłości pięści i przygryzł zębami język do krwi. Nie mógł dłużej na to patrzeć. Wyszedł, pozostawiając za sobą scenę własnego upadku. Zatrzymał się przy nakrytym strawą stole. Jeden z kielichów leżał porzucony na ziemi, a wokół utworzyła się zaschnięta plama po winie. Wokół pływały goździki i inne intensywnie pachnące zioła. Nikola pracując na kuchni zawsze miała dostęp do tych składników, przez co uwielbiała na wszelki sposób doprawiać ich trunki. Wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem sięgnął po dzban pełen wina, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że nie może niczego dotknąć. Nachylił się więc nad stołem i powąchał ciecz. Aromat goździków, szafranu i cynamonu, jednak czuł coś jeszcze... charakterystyczną, ledwo wyczuwalną woń, z którą miał do czynienia nie raz w portach różnych krajów. Opium. Odskoczył jakby za chwilę wino miało stanąć w płomieniach.
Truła go? Dawała mu ten wstrętny narkotyk, z którym walczyła jego żona? Nie mieściło mu się to w głowie. Przez wiele lat małżeństwa nigdy nie interesował się polityką. To Srebrna zajmowała się sprawami wyspy i jej mieszkańców. Nawet kiedy próbował ją w tym wesprzeć, ona zawsze odmawiała jego pomocy w tej dziedzinie. Tak więc szanując jej wojnę z przemytnikami, starał się unikać tego narkotyku i udawało mu się to... na tyle, że nie rozpoznał, że osoba, której najbardziej ufał, go tym poiła. Zamiast wina, dostawał laudanum, płynną postać opium, która wielu nieostrożnych marynarzy doprowadziła do stanu gorszego od śmierci. Silne uzależniające właściwości pozbawiły ich własnej woli, a narkotyk z każdą dawką zmieniał ich mózg w krwawą papkę.
Z ściśniętym sercem wyszedł z mieszkania. Przez chwilę jeszcze zdumiał się, że ściany i drzwi też nie są dla niego przeszkodą, a jednak nie lewitował, szedł po wybrukowanej drodze ku zamkowi. Tak, jakby wszystko oprócz podłoża było tylko złudzeniem, po którym się poruszał. Otrząsnął się z tych myśli. To nie był czas na filozofowanie. Możliwe, że to jego jedyna szansa, na rozwikłanie zagadek przeszłości, a wiedza, była w tej chwili jedną rzeczą, której pragnął.
Gdy dotarł na dziedziniec, słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Czas zdecydowanie tutaj płynął inaczej. Pod drzwiami wejściowymi zebrali się mieszkańcy z pochodniami. Wiktorowi krew zawrzała na ten widok, jednocześnie serce płakało ze zgryzoty. To, co jej tego wieczoru zrobił, było kolejną rzeczą, której nie mógł sobie darować. Ujrzał wchodzącą do zamku Nikolę i nie mógł przepuścić okazji jej śledzenia.
Gdy dziewczyna przystąpiła do biegu dostrzegł w jej dłoni flakonik. Ruszył za nią, nie miał pojęcia, czego chciała, ale owy flakon z pewnością już kiedyś widział. Zanim dopadł drzwi własnej sypialni, zwolnił. Bał się, co tam zastanie. Wszystkie wspomnienia powoli nabierały ostrości. Z każdym kolejnym wielka luka w jego pamięci zapełniała się rodząc kolejne pytania i ból. Widząc przerażenie w oczach Nikoli przemógł się i stanął w drzwiach. Widok siebie samego w objęciach cicho nucącej żony, złamał mu serce. Jej jasna skóra pokryta była pajęczymi sieciami pęknięć. Po policzkach spływały jej srebrne strumienie łez.
Przeniósł wzrok na siebie. Cały zsiniał, twarz nabrała niebieskiego koloru. Wyglądał jak topielec, w rękach nimfy, która powiodła go na pokuszenie. Wyrwał się z zamyślenia, dopiero, gdy wiedźma z czułością pogładziła go po policzku. Już miał podążyć za nią, gdy usłyszał ciche warczenie.
– Przez ciebie porzuciła człowieczeństwo, jesteś zadowolony?
Wiktor przełknął ślinę. Nigdy nie przepadał za tym srebrnikiem, zresztą z wzajemnością. Czy to możliwe, by go widział? Jednak Ocean nie patrzył na jego teraźniejsze, duchowe ciało, a na mężczyznę leżącego na ziemi.
– Co masz na myśli? – zapytał mimo, że podejrzewał, że kot i tak go nie usłyszy.
– Marnować lata życia ludzkiego naczynia... co ona sobie myślała. – Westchnął opierając pysk o pokaźnej wielkości łapy.
– Kocha go, więc nie chce by cierpiał – Wiktor obrócił się by dostrzec w wiszącym na ścianie lustrze małą dziewczynkę. Pierwszy raz widział ją na oczy. Jak wiele sekretów kryła przed nim wiedźma?
– Kocha? Miro dobrze wiesz, że żadna z wiedźm nie jest zdolna do takich uczuć. To jedynie iluzja, w jaką sama dała się złapać. Jej dar mamienia ludzkich serc, musiał w pewnej chwili omotać i ją.
– A jeśli to nie czar? Wiesz, że nasza pani jest inna. My jesteśmy tego dowodem.
Ocean zamilkł na chwilę, po czym uniósł swój łeb i spojrzał na dziewczynkę.
– Możesz coś dla mnie zrobić? Idź do niej i nie pozwól, by coś jej się stało. Przed chwilą zaklęła tego kretyna, straciła cenną energię, zamiast pozwolić mi go zabić. Jeśli znów nadużyje uroku, jej ludzka powłoka może się rozpaść... Znów będzie nieszczęśliwa... – Położył po sobie uszy, a w jego oczach można było dostrzec prawdziwą troskę.
Dziewczynka skinęła głową, po czym zniknęła, pozostawiając ich samych w pokoju.
![](https://img.wattpad.com/cover/62621915-288-k739718.jpg)
CZYTASZ
Szepty Oceanu
TerrorUkrzyżuję sumienie Zabiorę z mych ramion cierpienie Konaj w morza głębinie Dopóki cię nie zabiję - Nie słuchaj, bo woda lubi pożerać słuchaczy jej szeptów. ~*~ Gdzieś na środku oceanu, gdzie wokół możn...