Rozdział 20

576 93 38
                                        

Tak wróciłam <3 I teraz rozdziałów będzie w bród!

Jej <3 Po takim czasie wrzucam ten oto rozdział i w kolejnych planuję znów zmianę perspektywy :) Tyle pomysłów a tak mało czasu.

Miłego czytania :)


























Prima Aprilis!

Tak na serio to wracam z rozdziałami dopiero 17 maja po maturach, a to tak byście o mnie całkowicie nie zapomnieli XD


























Prima Aprilis 2!

Nie jestem takim potworem i jednak wyskrobałam coś dla was <3






– Nareszcie koszmary osiągnęły cel. Larwa zagnieździła się.

– Nie ciesz siostro się, jeszcze nie tę duszę złapać chcę. Widzisz tegoż mężczyznę? Wrócił po naszą wiedźmę.

– Ależ wiedźma mocno śpi, czy on ją obudzi?

– On zmieni obecny stan, będzie katalizatorem zmian.

– Koszmary niechaj dalej tańcują i jak najszybciej oczy mu wydłubią. Umysł niechaj mu się skręci, mózg zaleją krople rtęci. Niechaj przepadnie o nim pamięć, niech szepty wywołają wątpliwości zamieć. Wszystkie dusze wyspy niechaj się nasycą, strachem, lękiem, smakiem krwi niech się zachwycą. Na me złote serce, na me złote ręce, na mój złoty ogon, niech wszyscy obcy spłoną.

~*~

– Jest pan pewny, że już jest w porządku?

Kapitan skinął owiniętą bandażem głową. Nienaturalnie blady, z worami pod oczami, wydawał się o wiele starszy niż był w rzeczywistości. Milczał, uparcie nie chcąc zdradzić przyczyny swojego zachowania. Duma nie pozwalała mu na przyznanie się do słabości. Ucho paliło niemiłosiernie i co gorsza, nadal miał wrażenie, że coś wpełzło do jego wnętrza. Wzdrygnął się mimowolnie.

– Kapitanie, proszę powiedzieć, co się stało, jedziemy wszyscy na tym samym wozie. Najpierw Rysiek teraz...

– Nie zwariowałem! – wrzasnął kapitan podnosząc się gwałtownie z krzesła. Gilbert z wrażenia o mały włos nie wpadł na stojącą za nim rzeźbę. Wiktor w ostatniej chwili go złapał i postawił na równe nogi.

– Nikt ci tego, stara kanalio nie zarzuca! Jesteś naszym kapitanem, więc bierz się w garść i przestań się użalać nad sobą!

– Jak żeś mnie nazwał?!

– Widać, że wracasz do życia. Co tam się stało?

Czerwony kolor oblał policzki kapitana, spuścił wzrok. Skrzywił się z wstrętem.

– Miałem... koszmar – wymamrotał.

– Co miałeś?

– Koszmar, ty kapuściany łbie! Po jaką cholerę ja cię przy sobie trzymałem. Ty gnido! Ty niewdzięczniku! Mogłeś zdychać z głodu w lochach, gdybym cię na moją łajbę nie wziął, a jak ty się mi odwdzięczasz? Sam jesteś kanalią! Pomimo tego poharatanego ryja odstraszającego klientele, pomimo że z ciebie nietowarzyski gbur... ja... – zapowietrzył się, coraz bardziej przypominając pomidora – Ale takiego chamstwa tolerować nie będę!

Gilbert nie dowierzał jak szybko mężczyzna wrócił do siebie. Spojrzał na Wiktora i ten, o zgrozo, uśmiechał się chytrze. Zdecydowanie uśmiech był mu do twarzy.

– Widzę, że wróciłeś do żywych, więc teraz uspokój się na chwilę i pomyśl. Zachowujesz się gorzej od dziecka. To oczywiste, że chcemy ci pomóc.

– Zawsze wszyscy chcą pomóc! – parsknął wściekły, ale za chwilę skrzywił się z bólu. – A koniec, końców jest jeszcze gorzej niż było!

 Oni cię mają za wariata, dumę twą oddają na pastwę kata. To ty jesteś najwyższy stanem, jesteś ich kapitanem.

Stanisław zagryzł zęby i przekrwione oczy utkwił zaciśniętych z całej siły pięściach. Gdzie się podział jego autorytet? Gdzie budowany przez lata szacunek? Serce waliło mu ze złością. Myśli zaczęły uciekać niepostrzeżenie, a on sam jakby znikał, gdzieś w odmętach nicości. Bał się... a jednak mała iskierka nie pozwoliła mu zniknąć na dobre. Jeden podmuch wspomnienia miejsca, do którego za wszelką cenę musi wrócić, rozpalił otrzeźwił go w objęć paraliżującego strachu... i czegoś jeszcze... Niematerialnego, a jednak czuł zimny oddech szepczących mu do ucha słów.

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz