Rozdział VIII

5.7K 447 11
                                    

     /AUTHOR'S NOTE: updated 25.12.2017


     Zoe nie była pewna, dokąd powinna pójść, ponieważ odkąd przyjechała do Inverness, ani razu nie opuściła zamku. Jej partnerzy uważali, że wychodzenie poza mury fortecy może okazać się zbyt niebezpieczne, dlatego z wycieczkami po okolicy woleli zaczekać. Ci sami nadopiekuńczy partnerzy nie zauważyli momentu, w którym dziewczyna wymknęła się niepostrzeżenie do lasu. Zapewne ich nieuwaga spowodowana była tym, iż zwyczajnie nie uwierzyli, że nastolatka na własną rękę spróbuje odnaleźć Adriena. Taki incydent mógłby świadczyć o braku odpowiedzialności wobec losu partnerki, a także zaniedbaniu, jednak Zoe, bynajmniej, nie myślała teraz o braku adekwatnej do jej sytuacji opieki. Miała jedynie nadzieję, że uda jej się oddalić od zamku na tyle daleko, iż jej zapach zgubi się wśród woni drzew i mokrej ściółki leśnej.

     Dziewczyna przebiegła spory kawałek najpierw wysypaną kamieniami ścieżką, a potem szła szybkim krokiem pomiędzy wystającymi z ziemi korzeniami. Nie wiedziała, czy kierowała się w dobrym kierunku, ponieważ w odróżnieniu od wilków, nie była w stanie odnaleźć partnerów idąc za ich zapachem. Jednak w tamtym momencie musiała znaleźć po prostu jakiś zakamarek lasu, ukryty na tyle głęboko, aby nikt nie dotarł do niej, kiedy używając swojego daru, będzie próbowała natrafić na jakikolwiek ślad Adriena, albo chociaż Calluma. Pamiętała jeszcze z dzieciństwa, iż skupianie się na swojej mocy czyniło ją niezwykle bezbronną, ponieważ na dłuższy moment odcinała się od wrażeń czysto zmysłowych. Nie słyszała, nie widziała, nie czuła. Nie mogła więc spostrzec potencjalnego zagrożenia.

     Zoe rozglądała się dookoła, poszukując miejsca odizolowanego, ale rozświetlonego też światłem księżyca. Przyglądała się mokrym drzewom, krzakom, jednak jedynym, co udało jej się dostrzec, była niedorzeczność sytuacji w jakiej się znalazła. Zaczęła opuszczać ją chwilowa fala odwagi, a nastolatka przypomniała sobie o swoich lękach. Chociażby o prozaicznym strachu przed ciemnością i robakami, których w lesie było od grona. Jej spontaniczność i porywczość sprawiły, że nie przeanalizowała dokładnie sytuacji i rzuciła się w paszczę nieokiełznanej nocą natury.

     Zaklęła, kiedy wiatr szarpnął za gałęzie łysego drzewa i znów puściła się biegiem. Udało jej się ominąć powiększe przeszkody i nie zboczyć za bardzo z wydeptanej ścieżki. Nie była pewna, jaki dystans udało jej się przebiec, ale w pewnym momencie dotarła do krańca dróżki, która przecięta była płytką, acz szeroką rzeką. Zoe przykucnęła pomiędzy sporymi kamieniami i włożyła palec do wody. Syknęła i niemal od razu zaczęła pocierać go o materiał bluzy.

     - Jest środek lata, do cholery! Czemu tu tak zimno? - mruknęła i rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie widziała przejścia na drugą stronę, a nie było mowy, żeby weszła do tak lodowatej wody bez stuprocentowej pewności, iż Adrien udał się w głąb lasu. Westchnęła i spojrzała w niebo. Księżyc przysłoniły chmury, jednak wiatr powodował, że w dosyć szybkim tempie wędrowały po niemal czarnym granacie.

     Zoe spuściła nieco głowę i odetchnęła głęboko. Spróbowała przypomnieć sobie najdrobniejszy szczegół z tego, co nauczyła ją matka. Mimo tego, że wiedziała, iż znaczna część jej umiejętności zależy przede wszystkim od motywacji, wskazówki bardziej doświadczonej życiem driady zawsze bardzo jej pomagały.

     - Dobra, Zoe. Dasz radę. - Wyszeptała i położyła dłonie płasko na ziemi. Rozpostarła szeroko palce i zaczęła oddychać głęboko i z każdą sekundą coraz wolniej. Spróbowała skupić się na woniach unoszących się wraz z latającymi liśćmi. Nie było to łatwe, ponieważ w jej głowie kotłowało się zbyt dużo niespokojnych myśli i wspomnień.

     Nie udało się.

     Jej uwaga powędrowała w stronę Stevena. Miała wrażenie, iż alfa z Dallas był coraz bliżej, że czyhał nad jej karkiem na najmniejszy błąd. Dziewczyna otworzyła oczy i przygryzła wargę.

Lunar Flower✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz