Epilog

2.7K 145 6
                                    

Wymykanie się weszło jej w nawyk. Zdobyła takie doświadczenie, że mogłaby dorównać niedługo zawodowym szpiegom. Miała jednak nadzieję, że nie często będzie musiała praktywować ten brzydki zwyczaj, ponieważ obiecała sobie i partnerom, iż nie poróżnią ich więcej żadne sekrety.

- Robisz tyle hałasu, co stado bizonów. - Usłyszała głos, którego krawędź opływała kpiną. Niewielką i niezbyt wyraźną, ale jednak. Dobrze było wiedzieć, że mężczyzna radził sobie z koszmarem, który przeszedł.

- Jakbyś miał poobijanych tyle kości co ja, też tłukłbyś się jak czterokopytne - odpowiedziała z uśmiechem na ustach, odwracając się przodem do siedzącego na ziemi zmiennego. Rozbawienie szybko zniknęło jednak z jej twarzy, ponieważ uświadomiła sobie, iż w istocie sprawność wilka była nadszarpnięta tak samo jak jej. Źle dobrała słowa.

Zmiennokształtny, nawet pod warstwą ubrań, nie był w stanie ukryć licznych siniaków i dziwnego koloru skóry, który zachował się po przemianie. Barwa nie była tak intensywna, jak mieszanina czerwieni i brązu, która szpeciła jego ciało w czasie, kiedy uwięziony był w zamku elfów. Nie wyglądało to jednak wystarczająco naturalnie, aby można było przejść obok niego obojętnie.

Axel przyglądał się nieufnie posturze dziewczyny, oczekując jakiejkolwiek agresywnej lub zwyczajnie wrogiej reakcji. Wyglądała, jakby przebiegło po niej stado słoni, jednak widział już, do czego była zdolna i nie zamierzał bagatelizować jej umiejętności. Zwłaszcza teraz, kiedy okazało się, że zabiła Lindera.

- Nie przyszłam tutaj, żeby cię wyganiać. Nie zamierzam robić tego ani teraz, ani nigdy - wytłumaczyła, kucając. Nie trzeba było być telepatą, aby wiedzieć, o czym mężczyzna myślał.

Zoe trzymała się na bezpieczną odległość od przygarbionego mężczyzny, nie chcąc go spłoszyć. Axel zdrowiał pomału, odzyskując stopniowo więź ze swym wilkiem, ale był wciąż bezbronną istotą, której życie wymknęło się niemal z rąk. Poza tym, będąc na terytorium zmiennych, którzy uznali go za wroga, żadnej sekundy nie można było uznać za pewną.

- Ty może nie, ale twoi partnerzy nie podzielają raczej twojego zdania. - Wilk prychnął i odwrócił wzrok od zmarszczonych brwi Zoe. Wrócił do przyglądania się rozciągającemu się poniżej krajobrazowi, który zapraszał go do siebie nieograniczoną swobodą, ale odstręczał też brakiem własnego miejsca na Ziemi. Nie był już członkiem sfory Stevena i nawet, gdyby ten zgodził się przyjąć go z powrotem, Axel nie popełniłby znów tego samego błędu. Brat Zoe był potworem, który nie zasługiwał na drugą szansę, nieważne, jakiego aspektu życia miałaby dotyczyć.

- Mogę spróbować z nimi porozmawiać... - zaproponowała, wiedząc jednak, iż łudziła nie tylko siebie, ale i towarzyszącego jej mężczyzne. Po tym wszystkim na pewno nie zgodziliby się, aby ktoś, kto nosił w sobie chociaż odrobinę zapachu przemienionego, zbliżył się do niej na krok. Prawdę powiedziawszy, dużo ryzykowała w tamtym momencie. Musiała trzymać się zdala od Axela i unikać jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu. Na szali wciąż wisiało jego życie.

- Po tym wszystkim... nie wiem, czy chcę być członkiem jakiejkolwiek watahy. - Zmienny pokręcił głową.

- Jesteś wilkiem. Nie powinieneś żyć sam. - Samotność mogła go zabić. Zwłaszcza po wszystkim, czego doświadczył. - Kontakt z innymi zmiennymi ułatwi ci ustabilizowanie więzi z twoim własnym wilkiem.

- Jaka sfora zechce wyrzutka? W dodatku mutanta? - Zaśmiał się sucho, prychając znów.

- Nie jesteś mutantem. Zaklęcie zniknęło. Znów jesteś normalny. - Zoe chciała dotknąć w geście otuchy jego ramienia, ale przypomniała sobie, że powinna się powstrzymać. Pomagała mu brakiem wsparcia. Co za ironia.

Lunar Flower✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz