Zoe przeszła przez portal, podążając krok w krok za ciotką. Uporczywie przyglądała się jej plecom i przygarbionym ramionom, wciąż nie wiedziąc, czy powinna się odezwać. Chciała powiedzieć Arabelle tyle rzeczy, zadać wiele pytań... Nie docierało do niej, co właściwie się wydarzyło, pomimo tego, że widziała wszystko na własne oczy.
To naprawdę był koniec?
- Zamek jest niedaleko. Dotarcie do niego zajmie ci najwyżej trzydzieści minut - odezwała się w końcu starsza driada, przerywając kilkunastominutową, pełną napięcia ciszę. Zoe zamrugała zdziwiona. Zamek? Jaki zamek?
Dziewczyna uniosła wzrok i wciągnęła w płuca haust powietrza. Przez krążącą w jej żyłach adrenalinę i wirujące w głowie setki myśli, nie spostrzegła nawet wyłaniających się w oddali czterech wzgórz i wystających ponad nimi, kamiennych wieżyczek. Wróciła do Inverness; do domu. Z jakiegoś powodu świadomość o bliskości znajomych, szarych murów nie dała jej jednak ukojenia. Zniknięcie Lindera nie rozwiązało bowiem jej osobistych problemów.
Adrien, Callum, Anthony i Nickolas wciąż znajdywali się w krainie elfów, a dziewczyna nie miała wystarczająco siły, aby sprowadzić ich na Ziemię. Nie chciała też prosić o pomoc Arabelle, ponieważ kobieta była równie zmęczona. Poza tym, po ujrzeniu śmierci rodziców, którzy tak długo cierpieli, musiała mieć jeszcze większe trudności z opanowaniem emocji niż Zoe. Nie pokazywała tego po sobie, jednak młodsza driada czuła unoszącą się w powietrzu, elektryzującą energię. Wypływała niekontrolowanymi falami z ciała jej ciotki, sprawiając, że włosy dziewczyny stawały dęba.
- Jeśli... Chciałabym jakoś pomóc - powiedziała cichym głosem Zoe, nie wiedząc, w jakie słowa ubrać powinna współczucie, zagubienie i szok. Nie miała być może siły na żadne czary, ale wsparcie psychiczne nie wymagało magii, więc jeśli choć werbalnie mogłaby się do czegoś przydać...
- Wystarczająco zrobiłaś - odpowiedziała Arabelle, a jej wypowiedzi towarzyszyła nuta goryczy. Szybko zniknęła, jednak jej siostrzenica zdążyła wyłapać boleść w jej głosie. Zoe spuściła głowę.
Rozumiała emocje targające jej ciotką i wiedziała, dlaczego kobieta stała się względem niej taka oschła. W końcu to młodsza driada zniszczyła magiczny klejnot, na dobre zatrzymując rytuał przemienienia. Jednakże to Arabelle pokierowała jej działaniami, będąc w pełni świadomą tego, jakie mogły mieć skutki. Doskonale wiedziała, czym skończy się ich wyprawa, a co więcej, dokładnie ją zaplanowała. Nie miała więc prawa obwiniać Zoe o to, co się wydarzyło. Dziewczyna była ofiarą przeznaczenia, tak, jak ona sama i jej rodzice. Wystarczającą karą były wyrzuty sumienia.
- Jeśli chcesz pomóc - Arabelle wznowiła po chwili - nie mów nikomu, co widziałaś. Mój ojciec uważany jest za potwora i nie chcę, żeby był wciąż na językach po śmierci. - Ostatnie słowo z trudem przeszło kobiecie przez gardło. Widać nawet setki lat życia ze świadomością, jak to wszystko miało się potoczyć, nie przygotowało jej na starcie z rzeczywistością.
- I tak nie wiedziałabym, jak to wszystko wyjaśnić - stwierdziła pod nosem Zoe i westchnęła ciężko. Nie chciała też wracać wspomnieniami do tego, co widziała. Nigdy.
- Powinnaś już wracać. Musisz odpocząć - kobieta odwróciła się w końcu twarzą do siostrzenicy, dając jej swoimi słowami do zrozumienia, iż nadszedł czas, aby uciąć tą trudną dyskusję.
- A co z tobą? Chyba nie powinnaś być teraz sama... - stwierdziła niemal szeptem dziewczyna.
- Przez setki lat żyłam w samotności. Nie potrzebuję litości i towarzystwa - prychnęła, a Zoe zacisnęła w odpowiedzi usta. Przybrały kształt prostej kreski. - Wracaj. Nie chcę mieć jeszcze na głowie twojej sfory. Wystarczająco dużo mam problemów.
![](https://img.wattpad.com/cover/78342815-288-k874988.jpg)
CZYTASZ
Lunar Flower✔️
WerewolfZoe - jedyny człowiek w stadzie - zawsze traktowana była jak obcy. Według watahy nie powinna była się narodzić, ponieważ w hierarchii wilczego społeczeństwa stanowiła jedynie skazę. Kiedy jej brat - alfa - wykorzystuje egzystencję dziewczyny i sprze...