/AUTHOR'S NOTE: updated 25.12.2017/
Warknęła w materiał pierzyny, kiedy jej telefon odezwał się siedmioma głosami. Młodzi Koreańczycy śpiewający o miłości zamieniającej licealistę w rozdrażnione dziecko przypisani byli do jednego kontaktu w jej dzienniku telefonicznym. Kiedy Zoe zrozumiała, kto dzwonił, natychmiast poderwała się z kanapy, nie przejmując tym, że kilka poduszek i książek upadło z hukiem na ziemię. Chwyciła szybko komórkę, jednak kiedy przyjęła połączenie, nie przywitał jej radosny głos przyjaciółki, a drżący, niczym po spotkaniu z potworem.
- Zoe, twój brat leci do Szkocji - wyszeptała do aparatu Emily, jakby obawiała się, że ktoś jeszcze mógłby usłyszeć jej słowa. Zoe zamarła, myśląc, że się przesłyszała. Dziewczyna po drugiej stronie linii przejęła się milczeniem przyjaciółki, jednak zignorowała je, chcąc przekazać jej wszystko, czego się dowiedziała. - Słyszałam w szkole, jak Drew mówił, że Steven wsiadł w samolot i poleciał do Szkocji. Zabrał ze sobą Starszyznę.
- O czym ty mówisz, Em? - Zoe opadła z powrotem na kanapę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Nie wiem tego na pewno, ale na dziewięćdziesiąt pięć procent Steven jest właśnie w drodze do Inverness.
- Ale... dlaczego? - wykrztusiła, a jej gardło zacisnęło się boleśnie na same wspomnienie imienia brata.
- Nie wiem. Tego Drew nie mówił, ale twój brat na pewno nie ma dobrych zamiarów. - Głos Emily ucichł na kilkanaście sekund. - Zoe, co teraz zrobisz?
- Boże, nie wiem. - Dziewczyna czuła pod skórą nieprzyjemne mrowienie, świadczące o nadchodzącym ataku paniki. Poderwała się znów z sofy i podbiegła do drzwi prowadzących na korytarz. - Em, muszę kończyć. Muszę znaleźć Adriena, albo... albo chociaż Calluma! O Boże... J-ja... - Zoe przetarła czoło dłonią, próbując się uspokoić. Histeria w takim momencie mogła sprowadzić na nią jedynie większe kłopoty. Niestety, serce nie było skore posłuchać rozumu, a szaleńcza pogoń mająca miejsce w jej piersi, udzieliła się wkrótce i głowie. Wyobraźnia szybko zaczęła podsuwać jej najgorsze z możliwych scenariuszy.
- Zoe, wiem, że musisz iść, ale proszę... Daj mi potem znać, czy wszystko w porządku. Martwimy się o ciebie...- Dziewczyna miała wrażenie, że w głosie przyjaciółki doszukać się można było wielkiego smutku, a nawet dowodów na zbliżający się płacz.
- Zadzwonię do ciebie później -powiedziała tylko i rozłączyła się. Otworzyła ze szwungiem drzwi. Przebiegła przez niemal całą długość korytarza, aż dotarła do sypialni Anthony'ego. Zapukała w grube drewno, jednak kiedy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, zaczęła uderzać pięścią w twardą powierzchnię. W momencie, w którym i to nie poskutkowało, zaklęła i skierowała się w stronę schodów. Zdążyła pokonać tylko kilka stopni, kiedy wpadła na znacznie wyższą od siebie figurę.
- Co się dzieje, Zoe? - Mikel zmarszczył brwi, widząc zdenerwowanie na twarzy nastolatki, a także jej pośpiech.
- Gdzie Adrien, albo Callum? Albo którykolwiek z moich partnerów? - zapytała na wydechu. Spróbowała uspokoić przyśpieszony puls, ale na nic się to zdało.
- Anthony i Nickolas są w jadalni - odpowiedział, próbując zatrzymać dziewczynę, kiedy ta niemal stopiła się ze ścianą, aby go wyminąć. - Zoe, co się dzieje?! - krzyknął za nią. Odkąd pojawiła się w Szkocji, beta traktował ją niezwykle ozięble, ponieważ jej sytuacja sprawiła, iż zwyczajnie trudno było mu jej zaufać. Jednak dziewczyna stała się oficjalnie członkiem jego sfory, a jako beta miał obowiązek dbać o komfort fizyczny i psychiczny każdej osoby, jaka żyła na terytorium jego watahy. Właśnie dlatego Mikel podążył za dziewczyną, pomimo tego, że ta uparcie ignorowała jego próby zatrzymania jej.
CZYTASZ
Lunar Flower✔️
Kurt AdamZoe - jedyny człowiek w stadzie - zawsze traktowana była jak obcy. Według watahy nie powinna była się narodzić, ponieważ w hierarchii wilczego społeczeństwa stanowiła jedynie skazę. Kiedy jej brat - alfa - wykorzystuje egzystencję dziewczyny i sprze...