16. Joker, kochanie, przepraszam cię!

1.9K 152 12
                                    

Wypiłam herbatę do końca. Ciągle czułam na sobie wzrok Jokera i jego kolegów. Już nie raz słyszałam jak mój pacjent mówi moje imię. Denerwowalo mnie to, że mnie obgadują.
-Harleen, Harleen Quinzel tak? Tak się nazywasz?- zapytał mnie mężczyzna naprzeciwko mnie.
-Tak, a ty jak się nazywasz?- zapytałam.

-Jestem Guy Kioski, miło mi- wstał i pocałował moją dłoń.

Cicho zachichotałam. Nagle usłyszałam jak ktoś stlukl szklankę. To był Joker. Obserwował mnie z grymasem na twarzy. Reszta jego znajomych po fachu też się na mnie patrzyła z wielkim niezadowoleniem.

O co im chodzi? Przecież tylko z nim rozmawiam. Czyżby Joker jest o mnie zazdrosny? A może nie lubi Guy'a?

-Coś się stało?- zapytał się mnie mój nowy znajomy.

Guy odwrócił się i popatrzył się tam gdzie ja. Zobaczył,  że Joker nas obserwuje.

-Hmm... Dziwny typ, nie ma dla niego ratunku- stwierdził.

Coś. Ty. Powiedział. O. Moim. Jokerze?! Jest dla niego ratunek, bo to ja go leczę. Oj, podpadłeś mi Guy.

Guy czekał, aż mu odpowiem ale ja siedziałam cicho i patrzyłam na Jokera. On na mnie też.

-Sądzę, że jednak jest dla niego ratunek- powiedziałam do Guy'a patrząc w oczy Jokera.

Szybko opuściłam salę obiadowa.

Co za głupek z tego Guy'a.

Poszłam do celi Jokera po teczkę, którą tam zostawiłam. Rozpoznałam Franka i poprosiłam go, aby mi otworzył drzwi. Bez słowa wykonał polecenie. Wzięłam szybko teczkę i opuscilam celę. Czekając na przyjazd windy usłyszałam jak ktoś biegnie w kierunku celi. Ochroniarze coś krzyknęli. Chciałam tam pójść i zobaczyć co tam się dzieje ale winda już przyjechała. Weszłam do niej i jak już się drzwi zamykaly zobaczyłam Jokera, a za nim biegnących do niego ochronarzy. Krzyczęli do niego, żeby się zatrzymał ale on biegł w stronę windy. Biegł do mnie. Nistety drzwi juz sie prawie zamknely. Zobaczyłam jedynie jego smutna twarz. Chciałam zatrzymać windę. Chciałam wyjść do Jokera.

Nie! Nie! Nie! Otwórz się, ty durna windo, no!

Już zjeżdżałam na dół. Usłyszałam jakiś hałas i wrzaski. Potem nagle wszystko ucichło. Winda zatrzymała się na moim piętrze. Chciałam aby pojechała na górę, na szóste piętro ale drzwi windy się rozsunęły i zobaczyłam Jeremiaha.

-O! Harleen, jak to dobrze, że cię teraz spotkałem. Muszę z tobą porozmawiac- powiedział poważnym głosem- Czy mogłabyś się teraz udać do mojego gabinetu?

-Tak, z wielką chęcią- zgodziałam się.

Akurat teraz?! Ja nie mam czasu teraz na jakieś pogadanki! Muszę biec do Jokera, no!

Wyszłam z windy i posłusznie poszłam za Jeremiahem do jego gabinetu. Poprosił, abym usiadła na krześle przy jego biurku.

-Harleen, Harleen, Harleen- westchnął.

Nastała krepujaca cisza. Słychać było tylko tykanie zegara. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że już dochodzi 15.

Serio? Już jest piętnasta? Łał szybko ten czas zlecial z Jokerem w celi.

-Harleen. Już na pewno zdążyłam zobaczyć jacy są tu niebezpieczni pacjenci, prawda?

-Prawda- przytaknęłam.

-Mimo, ze jest tu pełno ochroniarzy, którzy mają pistolety i inne takie, to i tak lekarze mogą czuć się tutaj mało bezpiecznie. Za każdym razem jak coś pacjent zrobi coś, czego nie powinien, to od razu jest potraktowany paralizatorem, albo...

Czyli to oznacza, ze przed chwilą, mojemu Jokerowi zrobili coś strasznego ci dupni ochronarze? Co ja narobiłam, mogłam zostać dłużej na sali obiadowej. Boże, co ja teraz zrobię, jak ja mu teraz spojrzeć w twarz? 

-... dlatego, Harleen, daję ci ten pistolet- ciągnął dalej Jeremiah.

Słowo pistolet wyrwalo mnie z zamyslenia.

-Co? Pistolet?- zapytałam zdzwiniona.

-Tak, pistolet. W razie potrzeby będziesz mogła go użyć. Oczywiście wtedy, kiedy będziesz czuła się zagrożona- wytłumaczył mi.

-Myślę, że nie ma takiej potrzeby, Jeremiah- odparłam.

-A ja myślę, że jest. Przecież leczysz Jokera. On jest niebezpieczny, Harleem. Radzę ci na niego uważać. Któryś z pilnujacych go ochroniarzy wysłał mi przed chwila sygnał, ktory oznaczał, że Joker przed chwila znowu był nieposluszny. On jest zdolny do wszystkiego, dlatego proszę cię, abyś wzięła ten pistolet i uważała na tego szaleńca.

Bez słowa wzięłam pistolet do ręki.

-A teraz, proszę cię, abyć wróciła do pracy. Do widzenia, Harleen- powiedział mało przyjemnym głosem Jeremiah.

-Do widzenia- pożegnałam się.

Wstałam i wyszłam z gabinetu Jeremiaha. Szybko poszłam do windy i wcisnęłam guzik, aby do mnie przyjechała.

Boże kochany, przecież oni mogli go zabić! Joker, kochanie,

przepraszam cię. To moja wina, już do Ciebie idę.

Winda już przyjechała. Szybko do niej weszłam i nacisnęłam guzik z cyfrą ,,6".

Niech ci tylko coś zrobią, kochany, a nogi z dupy im powyrywam.

Zakochana w szaleńcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz