,,Zakochana w szaleńcu" to opowieść o Harley, która jest zakochana na zabój w Jokerze. Zostaje przez niego wciagnięta w morderstwa, kradzieże oraz w szalone życie Jokera. Czy uda jej się żyć przy Jokerze? Czy Joker tak samo będzie ją kochał, tak jak...
Coo?! 18:40?! Boże święty, mam nadzieję, że nie zamknęli jeszcze zakładu!
Szybko wstałam z krzesła i zaczęłam się w pośpiechu zbierać do wyjścia.
Ale jakim cudem nikt nie zauważył, ze ja tu jeszcze jestem? Mam nadzieję, ze Jeremiah jest jeszcze. No właśnie, Jeremiah. Co to był za sen. Coraz to gorsze je mam.
Szybko wyszłam z mojego gabinetu i zbiegłam ze schodów kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Nie było recepcjonistki.
Dziwne, tak szybko wyszła?
Podbiegłam do drzwi. Chciałam je otworzyć. No właśnie, chciałam. Były zamknięte.
Ale jakim cudem?! To są jakieś żarty.
Z minutę próbowałam je otworzyć ale stwierdziłam, że lepiej kogoś znaleźć, żeby mi je otworzył. Dopiero teraz zauważyłam, ze panuje cisza w zakładzie. Pobiegłam do gabinetu Jeremiaha. Był zamknięty. Zajrzałam przez szklane drzwi. Nie było go.
Może jest w sali obiadowej?
Nie wiem czemu tak pomyślałam ale na wszelki wypadek pobiegłam tam. Sala była pusta. Nikogo tam nie było.
-Alex? Jesteś tu?- zawolałam kucharkę.
Cisza. Wyszłam z sali.
-Czy jest tu kto?! Halo?!- krzyknęłam.
Może znajdę jakiegoś ochroniarza? Na pewno powinien tu gdzieś być.
-Frank?! Frank, jesteś tu?!
Cisza.
Dziwne. Jestem w psychiatryku i nikogo nie słychać i nie wiadać, nawet tych szaleńców.
Zaczęłam iść między celami. Nikogo w nich nie było. Przeszłam obok szklanych drzwi wychodzących na coś w rodzaju parku i usłyszałam jakieś rozmowy. Podeszłam do drzwi i zobaczyłam, że tam byli wszyscy pacjenci i ochroniarze. Weszłam na podwórze i podeszłam do stojącego najbliżej mnie ochroniarza. Był nim Frank i stał do mnie tyłem.
-Ymmm, Frank?- powiedziałam podchodząc do niego niepewnie.
Mężczyzna powoli się odwrócił. Jego mina świadczyła o tym, ze jest zaskoczony moją osobą.
-Pani Quinzel? Co pani tu jeszcze robi?- zdziwił się.
Powiedział to tak głośno, ze prawie każdy na podwórzu popatrzył się w naszą stronę.
-No właśnie... Niechcący zasnęłam i, i...- zaczęłam się tłumaczyć.
-I nie zdążyła pani wyjść przed zamknięciem drzwi do zakładu, tak?- dokończył za mnie Frank uśmiechając się przy tym.
Zaraz, zaraz! Czyżby ten nadęty ochroniarz właśnie się do mnie uśmiechnął?
-Dokładnie- przytaknęłam z uśmiechem.
-Wie pani, ja teraz za bardzo nie mogę pani otworzyć drzwi, bo muszę pilnować tych tutaj- powiedział i wskazał na pacjentów- Ale możemy zrobić tak, pójdzie pani do małej salki nr 8, powinna być otwarta i weźmie pani jeden z zapasowych kluczy do drzwi wyjściowych. Jak już pani wyjdzie to chciałbym, aby pani zamknęła te drzwi, a jutro oddałaby je recepcjonistce, dobrze?
-Dobrze, bardzo panu dziękuję- podziękowałam uradowana.
-Frank- powiedział i podał mi rękę chcąc przejść na ,,ty"
-Harleen- przedstawiłam się i uścisnęłam mu dłoń- Także, jeszcze raz ci dziękuję, Frank. Do widzenia!
-Do widzenia!- pożegnał się ze mną, po czym wrócił do pilnowania pacjentów.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.