Rozdział 21

217 13 4
                                    

          - Wpuść nas. - Ferhat Ağa rozkazał strażnikowi archiwum otworzyć drzwi. 

          - Przykro mi . - Odparł wysoki, szczupły mężczyzna o pyzatej twarzy. - Dostęp mają tylko Paşowie, a ja widzę tu Ağę, Beya oraz Valide Sultan. 

          - Moja obecność ci nie wystarczy? - Zapytałam, urażona. Strażnik nic nie odpowiedział. Wbił tylko wzrok w ziemię. - Dobrze. - Rzekłam. - Pokażcie mu pozwolenie. 

Marszałek wyciągnął zmiętą kartkę z pieczęcią Wielkiego Wezyra. Rozłożył ją tak, by pyzaty człowiek mógł dokładnie zobaczyć, co jest na niej napisane. Gdy skończył czytać wyciągnął klucz i otworzył stare, drewniane drzwi. Wraz z Ferhatem weszliśmy do środka, a Atmaca został na korytarzu, by móc pilnować strażnika. Zatrzasnęliśmy się od środka. Było całkowicie ciemno. Ani najmniejszy promień światła z zewnątrz,  nie miał prawa dostać się do archiwum. Dostrzegłam tylko jedną, małą, wypaloną świecę. Wyszłam więc, by zabrać ze ściany sporej wielkości klosz. Wróciłam i popatrzyłam od drzwi na wielką komnatę,  po brzegi wypełnioną księgami, papierami i dokumentami. 

          - Gdzie jest księga handlowa? - Zapytałam czarnobrodego, nie mając pojęcia w co  włożyć ręce. 

          - Na stole, sultana. - Wskazał palcem, buszując między regałami. 

Podeszłam do samego tyłu i siadłam ze skrzyżowanymi nogami przed małym,  niskim stolikiem.Leżała na nim duża, zakurzona księga, cała zapisana datami, kwotami i innymi ważnymi informacjami. Zabrałam się za przeszukiwanie stron z ostatnich miesięcy.  

                                                                                      ***

          - Rustem Paşa ostatnio często tu bywa. - Atmaca zbliżył się do strażnika. - Nie ma pozwolenia na pobyt w archiwum. Nie prawdasz? 

          - Każdy Paşa ma prawo do przebywania w tym miejscu. - Odparł spokojnie mężczyzna. 

          - Nawet ten, który był wygnany? - Dopytywał przyjaciel padyszacha. 

            -Nic mi o tym nie wiadomo. - Stwierdził Ağa,  zwany Lokmanem,  już mniej spokojnie. - Pozwól, że pójdę do Sarayu. Sułtan mnie wzywał. 

            - Nigdzie nie pójdziesz. - Turğul stanął przed wyjściem, zastępując strażnikowi drogę. 

          - Ależ... Beyu. - Jąkał się Lokman, coraz bardziej zdenerwowany. - Nie masz prawa...

          - teraz, zostaniesz tutaj i wszystko mi ładnie wyśpiewasz. Jak ptaszek. - Atmaca wyciągnął zza pasa ostry, błyszczący nóż i przyłożył go mężczyźnie do gardła. 

         - Czego chcesz? Nie wiem o czym mówisz. - Ten, postanowił udawać, iż o niczym nie ma pojęcia. Chociaż zaczął pocić się z nerwów, a nogi miał jak z waty. 

           - Fałszowałeś wpisy w księdze handlowej, pozwalałeś wchodzić wygnanemu Paşy do archiwum. Po co ci to było? 

          - Rustem Paşa mnie szantażował. 

         - Opowiesz wszystko sułtanowi. 

         - Nie zrobię tego. Nie pójdę na śmierć z własnej woli! ...

                                                                                             ***

Minęły cztery godziny. Ferhat siedział na posadzce, pod regałami, przeglądając dokumenty. Nie mógł znaleźć żadnych dowodów. 

Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz