Za chwilę rozpoczną się obrady. Niestety, nie mogę w nich uczestniczyć. Żałuję, ponieważ wolałabym widzieć na własne oczy, co się dzieje na sali. Inshallah, wszystko pójdzie tak, jak powinno. Jeśli strażnik i gubernator powiedzą to, na co się umawialiśmy, nie muszę się martwić. Musiałam zająć się czym innym. Moje dzieci nie mogły zasnąć. Może, to przez pełnie księżyca. Położyłam się na łożu Osmana. Objęłam go, a po mojej drugiej stronie ułożyłam Turhan. Syn oparł głowę na moich kolanach. Głaskałam jego śliczne, czarne loki. Córkę tuliłam drugą ręką, wgapiając się w okrągły, mieniący się złotem, żółcią i czerwienią księżyc. Postanowiłam zaśpiewać im kołysankę. Tą samą, którą śpiewała mi matka. Nie tylko mi, bo i Bayazidowi, Selimowi, Cihangirowi, Mehmetowi i nawet Mihrimah. Mustafa miał inną matkę. Kochała go tak, jak Hurrem nas. Na pewno też mu śpiewała do snu. Ciekawe co. Ciekawe, czy on pamięta. Ja znam wszystkie kołysanki z dzieciństwa. Ta, jest moją ulubioną. Gdy byłam w połowie piosenki Turhan już spała. Natomiast Osman, co jakiś czas zamykał oczy, by potem znowu je otworzyć. Gdzież może być bezpieczniej i lepiej, niż w ramionach matki? Pomimo tego, iż dzieci mnie już nie słuchały, ja wciąż śpiewałam. Sama dla siebie.
Myślałam o moim życiu. Zastanawiałam się, czy postępuję właściwie. Czy mam prawo do dawania lub odbierania ludziom życia? Czy Mustafa ma? Rustem Paşa robił różne rzeczy, ale czy zasłużył na śmierć? Powinnam się cieszyć z tego, co właśnie się wydarza, przecież chciałam się go pozbyć. Ale, jednak najważniejsze jest życie. Nie czuję radości z jego śmierci. Zastąpiła ją ulga, że człowiek będący dla mnie zagrożeniem zniknie. Chociaż mam wyrzuty sumienia, jestem przekonana o słuszności moich czynów. Tak samo było wtedy, gdy zabiłam własnego ojca. W tym przypadku, to mój brat wymierzy karę. Ja, tylko dostarczyłam dowody.
***
- Do koronnej prowincji wyjedzie Osman Sultanzade. - Powiadomił obecnych padyszach. - Czy ktoś ma co do tego wątpliwości? Ktoś się sprzeciwia?
Wszyscy obecni Paşowie, Beyowie i Ağowie spojrzeli po sobie, lecz nic nie powiedzieli. Abdullah z trudem starał się opanować. To on miał wyjechać do Manisy. Nie podobało mu się , iż zajmie ją wuj. I to po kądzieli. Bał się jednak sprzeciwić ojcu. Mogłoby być jeszcze gorzej. Wolał posłuchać sułtanki Rany, która doradzała mu cierpliwość. Sułtan popatrzył na mężczyzn, nie usłyszał sprzeciwu.
- Abdullah şehzade zajmie Konyę, natomiast Ali şehzade Kütahyę. - Ciągnął dalej. - Obaj opuszczą Topkapi zaraz, po zakończeniu wojny. Jeśli nikt nie ma nic do powiedzenia, ogłaszam zamknięcie obrad.
W tym momencie Ferhat Ağa znacząco przeniósł wzrok na Turğula Beya.
- Jest jeszcze coś, Hunkarlm. - Odezwał się drugi z nich. Padyszach kiwnął głową pokazując, że może kontynuować. - Chodzi o Rustema Paşę.
Stojący z boku Rustem, podniósł głowę w geście zaskoczenia. Zastanawiał się, co tym razem wykombinował nieznośny Atmaca.
- Mów. - Ponaglił sułtan Mustafa Khan.
- Wraz z marszałkiem, kilka dni temu odwiedziliśmy archiwum. Przekazano nam pewne informacje, dotyczące Rustema Paşy.
Mąż sułtanki Mihrimah, zaczął nerwowo wiercić się w miejscu. Bali Bey zmienił pozycję, a pozostali Paşowie poszeptywali coś do siebie, tworząc szmer. Ucichli dopiero, kiedy sułtan pokazał znak dłonią. Teraz z uwagą patrzył na mówiącego.
![](https://img.wattpad.com/cover/81928850-288-k494204.jpg)
CZYTASZ
Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era (zawieszone)
FanfictionJa, Rana, Sułtanka wszystkich Sułtanek, doprowadziłam do zmiany biegu historii. Rozpoczęłam nową epokę, nową erę. Poświęciłam jedno życie w imię wielu innych żyć. Wybrałam mniejsze zło. Sprawiłam, że słońce znowu świeci, a gwiazdy dalej wskazują dro...