Rozdział 11

297 14 2
                                    

          Wczorajszego wieczora nie rozmawiałam z braćmi. Uznałam, iż nie będę interweniować do puty, do puki  nie zobaczę niczego, co mogłoby mnie zaniepokoić. Tego ranka stałam na piętrze dla faworyt. Uczcząc ciążę Mariyam, zrzucałam złoto z balkonu. Kobiety stojące na dole, pochylały się z gracją, zbierając z malowanej posadzki moje dary. 

          - Mustafa jest szczęśliwy? - Zapytała Mihrunnisa, ze smutkiem w głosie. 

          - A co mam ci powiedzieć? - Rzekłam, po chwili milczenia. - Jest z matką jego nienarodzonego dziecka. 

          - Wolałam, kiedy nie był sułtanem. Żyliśmy sobie spokojnie w Amasii, a teraz wszystko się zmieniło. Codziennie modlę się o jego zdrowie i sama też  muszę użerać się z rywalkami. - Wyżaliła się kobieta, ze wzrokiem utkwionym w świecącym złocie, które mieniło się w rękach nałożnic.

          - Mustafa kocha tylko ciebie. Ty jesteś jego prawowitą żoną. Efsun nawet z nim nie sypia, a Mariyam... ona jest tylko na chwilę. Pod tym względem nic się nie zmieniło, choć jesteście nie w Amasii, lecz w Konstantynopolu. 

          - Zmęczył mnie ten pałac. 

          - W sarayu jest dużo złej energii. Złości, nienawiści, zazdrości. Nic dziwnego, że po dwóch latach w tym miejscu, czujesz się jak staruszka, będąca jedną nogą w grobie. Ale nie martw się. Masz szczęście, że znasz sułtankę Ranę. - Uśmiechnęłam się do niej. - Zaraz po zakończeniu Ramadanu, kiedy już moi bracia wrócą do siebie i wszystko ucichnie, zabiorę cię do Edirne. Nie byłaś tam jeszcze. Tam jest muhteşem. Zrelaksujesz się, nabierzesz sił...

          - Inshallah, inshallah. - Mihrunnisa wyraziła nadzieję. 

Gdy skończyło mi się złoto, zeszłam do głównej sali. Nie zdziwiło mnie, że była tam już Mihrimah. 

          - Widzę, rozdajesz dary. - Stwierdziła, zbliżając się ku mnie. 

          - Dobrze widzisz. Co w tym dziwnego? Robię to przy każdej szczęśliwej nowinie. To urosło do miana tradycji. 

          - Szczęśliwej nowinie? - Zadrwiła siostra. - Bije od ciebie nieszczerość. 

          - Chyba tylko tobie się tak wydaje. Ale przyzwyczaiłam się już, że widzisz to, co chcesz widzieć, a nie to, co jest w rzeczywistości. Może i nie lubię brzemiennej nałożnicy, ale to nie ma nic do rzeczy. Jej dziecko będzie członkiem dynastii. Cieszy mnie każde takie wydarzenie. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie wykorzystuję rodziny do własnych celów. - Nie czekając na  odpowiedź wyminęłam tę wredną osobliwość, idąc w kierunku gadatliwych Hatunlar. 

          - Właśnie, şehzadeler... - przypomniała sobie Menekşe, cały czas stojąca obok mnie. 

          - Co şehzadeler? - Zapytałam, słysząc te słowa. 

         - şehzade Ali i şehzade Abdullah posprzeczali się o coś w dzień rozpoczęcia Święta. Kiedy weszłam do komnaty jednego z nich, zastałam ich walczących. 

          - I teraz mi o tym mówisz? - ogłosiłam z wyrzutem. - Ramadan zaczął się przedwczoraj. 

          - Wybacz, sultana. Byłaś zajęta innymi sprawami, a potem... potem zapomniałam. - Służąca spuściła głowę. 

          - Menekşe... - Westchnęłam, patrząc na czarnulkę. Ruszyłam do komnaty Alego.

 Ruszyłam do komnaty Alego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Muhteşem Yüzyıl: Nowa Era (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz