Przez cały dzień chodziłam po mieście i myślałam, nad tym wszystkim. Może naprawdę byłoby lepiej, gdybym nie przeprowadzała się do nich. Jedno jest pewne. Nikt by się nie kłócił i byłby spokój. Cieszę się, że znowu odzyskałam mojego brata, ale nie mogę być powodem ich ciągłych sprzeczek. Tego jak na mnie jest zdecydowanie za dużo.
Wyciągnęłam słuchawki z uszu i schowałam do kieszeni spodni. Spojrzałam na kolejkę fanów, stojących kawałek przede mną i czekających na koncert. Do naszego wyjścia pozostało kilkadziesiąt minut, a mnie nadal tam nie ma. Przechodząc obok osób, które zawzięcie dyskutowały o dzisiejszym koncercie, zobaczyłam ich uśmiechy na twarzach. Otrząsnęłam się i przyśpieszyłam. Kilka fanów rozpoznało mnie, ale nie zatrzymałam się i biegłam do tylnego wyjścia. Nie wiem jakim cudem, ale w kieszeni znalazłam moją przepustkę. Podeszłam do ochroniarza, a ten po chwili wpuścił mnie na teren koncertu. Rozejrzałam się wokół za jakimiś znakami, które pokażą mi gdzie mam iść. Zauważyłam jedną, która wskazywała lewy korytarz. Skręciłam i ruszyłam w stronę garderoby. Przeczesałam włosy dłonią i otworzyłam drzwi.
Weszłam do środka i zastałam chłopaków, którzy siedzieli z opuszczonymi głowami. Żaden z nich nawet się nie ruszył. Zdążyłam zauważyć, że nie ma z nimi Calum'a. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w ich stronę.- Calum nie ma jej jeszcze i nie raczej nie przyjdzie - westchnął Luke i leniwie podniósł wzrok na mnie. Na jego twarzy malował się smutek, ale po chwili zastąpiło go szczęście połączone z szokiem. Z jego ust wydobył się pisk, przez co reszta spojrzała na niego jak na idiotę. Blondyn nie czekając, podbiegł do mnie i przytulił mnie, obrócił wokół swojej osi - Jesteś - szepnął.
- Jestem Luke - zaśmiałam się i oddałam uścisk. Kiedy blondyn odstawił mnie na ziemię, James z David'em rzucili się na mnie.
- Kurwa Chrissy nie rób więcej czegoś takiego - powiedział Black.
- Martwiliśmy się, że Ci się coś stało - odezwał się James.
- Jest już dobrze - wyswobodziłam się z ich uścisku i usiadłam na kanapie, obok Ash'a - Ashi - dźgnęłam go palcem w bok.
- Chrissy nie rób tak więcej - wytarł policzki mokre od łez i spojrzał na mnie - Tak się o Ciebie bałem - szepnął.
- Nie masz o co - przytuliłam się do niego. Ten wtulił się we mnie i oparł swój podbródek na mojej głowie. Po kilku minutach odsunęłam się od niego i rozejrzałam po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na Michael'u, siedzącym na fotelu i wpatrującym się ślepo w ścianę naprzeciwko.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - zapytał Luke, siadając obok mnie.
- Wszędzie - wzruszyłam ramionami - Musiałam przemyśleć parę spraw.
- Dlaczego nie odbierałaś od nas telefonu i nie dawałaś jakichkolwiek oznak życia? - tym razem pytanie zadał James.
- Powiedziałam, że musiałam coś przemyśleć - westchnęłam, a Michael spojrzał na mnie, ze smutkiem w oczach. Już otwierał buzie, żeby coś powiedzieć, ale do garderoby wparował Calum.
- Zaczynają za półgodzinny a jej nadal nie ma. Dzwoniła do was? - zapytał i gdy zobaczył uśmiech na twarzy David'a, przekrzywił głowę - A ty co się tak szczerzysz?
- Bo jesteś idiotą - odpowiedzieliśmy wszyscy, oprócz Mike'a.
- Ale jesteście śmie... czekaj - przerwał - Chriss? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Tak do mnie mówią - odpowiedziałam.
- Jak? Kiedy? - skierował pytania w stronę Luke'a.
- Normalnie i jakiś czas temu - powiedział spokojnie.
- To dlaczego mi nic nie powiedzieliście! - podniósł głos i wyrzucił ręce w powietrze - Ja tu biegam w tą i z powrotem, a Chrissy tu jest i ma się dobrze. Nie mogliście mi napisać sms-a?
- No przepraszam bardzo - blondyn przewrócił oczami.
- Ile zostało czasu do rozpoczęcia? - zapytałam, patrząc na niego.
- Jakieś nie całe półgodziny.
- Dobra - westchnęłam i wstałam - Muszę się przygotować.
***
Szłam w stronę James'a i David'a, którzy czekali na mnie, na backstage'u. Zaraz powinniśmy wchodzić na scenę, więc zostało mi niewiele czasu. Idąc korytarzem, ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam Michaela, uśmiechającego się smutno.- Możemy porozmawiać? - zapytał cicho.
- Tak, ale musimy się śpieszyć - odpowiedziałam.
- Chrissy ja przepraszam, że wtedy to powiedziałem. Poniosło mnie i nie wiedziałem co mówię. Ja naprawdę nigdy tak nie myślałem i nie chciałem zrobić Ci przykrości.
- Mike jest dobrze - położyłam mu rękę na ramieniu - Podczas tego jak mnie nie było, przemyślałam sobie parę rzeczy - posłałam mu uśmiech.
- Nie - pokręcił głową - Nie powinienem mówić, że lepiej, żebyś się zabiła. Przepraszam Chrissy. Jestem idiotą, który nie myśli nad tym co powie. Ale teraz już przesadziłem.
- Mike było minęło. Nie przejmujmy się tym.
- Ja Ciebie już nie rozumiem - zaśmiał się cicho - Powiedziałem Ci, że lepiej by było gdybyś się do nas nie wprowadzała i się zabiła. A ty mówisz mi, że mam się tym nie przejmować. Tak bardzo tego nie rozumiem.
- Po prostu doszłam do wniosku, że nie ma sensu się kłócić z byle powodu. Zwłaszcza mojego - dodałam ciszej - Zostawmy to i rozmawiajmy o czymś innym okay? - pokiwał głową, a ja przytuliłam się do niego.
- Jeszcze raz przepraszam Chrissy.
- Mike - jęknęłam, kręcąc głową - Skończ już. Idziesz ze mną, czy zostajesz? - spytałam zmieniając temat.
- Nie - odpowiedział - Muszę coś jeszcze załatwić, połamania nóg - pomachał do mnie i ruszył wgłąb korytarza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak bardzo nie podoba mi się ten rozdział.Patrzcie Chrissy ŻYJE i ma się dobrze! A nie jak, niektórzy myśleli, że ją zabiję. Taka to jeszcze nie jestem, żeby zabijać głównych bohaterów. Chociaż byłoby ciekawie...
Ale chyba nie mam tego w planach.
Do zobaczenia kochani!
CZYTASZ
My Story. || lrh
FanfictionZazwyczaj rodzeństwo jest dla siebie podporą w jakiejkolwiek sytuacji, jednak nie w tym przypadku. Po dłuższej rozłące sytuacja powinna się opanować, jednak czy na pewno? Chrissy i Ashton są tego przeciwieństwem. Czy zmieni się coś gdy będzie zmuszo...