The End

2.7K 64 44
                                    

- Świetny żart, naprawdę - powiedziałam śmiejąc się nerwowo.

- Nie denerwuj się... 

- Słyszysz co ty mówisz? - mój głos zaczął się trząść. - Luke miał wypadek, a ty mi wyjeżdżasz z tekstem ,,nie denerwuj się"?! Jaja sobie robisz? - nie umiałam się uspokoić. - Mówiłam, żeby nie leciał, jego rodzice na pewno poradziliby sobie sami. Ash, ja nie mogę go stracić po raz kolejny... - po moim policzku słynęła pierwsza łza.

- Wiem Holi, wiem. - chłopak objął mnie. - Bądźmy dobrej myśli.

- Muszę tam lecieć.

- Jasne, daj mi chwilę, znajdę nam jakieś loty.  

Moja głowa była pełna czarnych scenariuszy. Dopiero go odzyskałam, dopiero co zaczeło się układać, a teraz miało się to wszystko zepsuć? Starałam się nie dopuszczać takiej myśli do siebie, ale to było silniejsze ode mnie. Tak bardzo się o niego boję. Rodzice Luke'a byli za bardzo roztrzęsieni, kiedy z nimi rozmawiałam, więc  nie wiem dokładnie w jakim stanie jest Luke. Muszę teraz przy nim być, nic więcej się nie liczy.

- I co? - zapytałam. Zero odpowiedzi. - Ash, na litość boską, możesz się pospieszyć? - fuknęłam zirytowana. Emocje brały górę. - Przepraszam. Nie powinnam wyładowywać się na tobie.

- Nie przejmuj się. - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, ale najważniejsze to myśleć pozytywnie.

- Chcę już przy nim być. - szepnęłam i pogrążyłam się we własnych myślach. Po chwili głos Ashtona wyrwał mnie z odrętwienia.

- Znalazłem lot na jutro.

***
Dzikie myszy

Mel: Jesteście już na miejscu?

Mel: Dajcie jakiś znak życia.

Mel: Jeszcze chwila niepewności, a zwariuje w tym pustym pokoju. 

Mel: Żałuję, że nie mogłam lecieć z wami.

Ash: Właśnie wylądowaliśmy, Mel. Czekamy na taksówkę.

Mel: Jak Holiday? 😕

Ash: Kiepsko... Szczerze mówiąc serce mi pęka patrząc jak cierpi.

Mel: Czy w naszym życiu choć przez chwilę może być nudno? ://

Ash: Napisze jak już dowiemy się co z nim.

***
Droga do szpitala dłużyła mi się niemiłosiernie, a z każdą minutą stres przed tym, co mogłam usłyszeć od lekarzy rósł w zastraszającym tempie. Pospiesznie weszliśmy do szpitala, szukając odpowiedniej sali. W oddali zobaczyłam rodziców Luke'a, dlatego szybko ruszyłam w ich kierunku, ale coś było nie tak. Czułam to. Wystarczyło tylko na nich spojrzeć.

- Co z Lukiem? - nie sililam się na jakiekolwiek powitanie. Musiałam wiedzieć co z nim.

- Nie ma...

- Czego nie ma? - wydusiłam z siebie.

- Luke'a - wyszeptała kobieta.

- Jak to go nie ma - wtrącił się Ashton. - Co się stało?

- Zmarł na sali operacyjnej.... - urwała. - Obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe...- głos jej się załamał.

Nie ma słów, aby wyrazić to co w tym momencie czułam. W jednej chwili całe moje życie legło w gruzach. Nogi się pode mną ugieły. W tym momencie nie potrafiłam zapanować nad swoim ciałem. Na szczęście Ashton w porę mnie złapał.

To był koniec. Osoba, która stała się dla mnie całym światem, sensem mojego życia odeszła. Poraz kolejny, ale tym razem już na zawsze. Moją twarz pokryły gęste łzy, nie potrafiłam ich zatamować. Nie było go, nie zdążyłam się nawet pożegnać. Szloch wstrząsnął moim ciałem. Słyszałam głos Ashtona, ale był on dla mnie zbyt odległy, żeby zrozumieć, co do mnie mówi.

Siedząc na podłodze szpitalnego korytarza miałam tylko jedną myśl w głowie.

Człowiek, którego kochałam odszedł i nigdy nie powróci.

------------------------------------------------
Hej 🤗

Postanowiłam w końcu napisać ostatni rozdział. Wiem, że minęło sporo czasu, ale jak to się mówi: lepiej późno niż wcale 😆

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną do końca. Dziękuję Wam za wszystko, za każdy oddany głos i komentarz ❤️

~Naataleek 

Message |L.H|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz