37

458 44 10
                                    



Rozdział został napisany przy właśnie tej piosence. Myślę, że ona doda takiego... klimatu :)





Stark POV


Odeszła. Kathia odeszła.

Jak oni złamali zabezpieczenia? I czemu tylko ten jeden?

Matko!

Zabili mi Kat. Jedyna osoba w tej wieży-oprócz Pepper- która była dla mnie miła i wyrozumiała i czasem śmiała się z moich żartów.

Poprostu jej obecność obok mnie sprawiała, że czułem się lepiej. Wszyscy wokół mnie mają jakieś super moce, super giętkość, siła...zmienianie się w zielonego stworka rozwalającego...ehh nawet nie wiem jak go śmiesznie nazwać.

Bez niej to już nie to samo. Przy niej czułem się jak człowiek. Człowiek-bez żadnych odłamków blisko serca. Nie musiałem starać się dorównywać wszystkim wszędzie. Przy niej byłem sobą. Miałem kim się opiekować, była jak młodsza siostra.

Siedziałem skulony w tej sali. Loki wyszedł już jakiś czas temu. Od czasu do czasu zdawało mi się, że Kat poruszała palcami, ale to tylko moje złudzenie. Wszystkie maszyny stwierdzały, że moja Kat nie oddycha.

Ze łzami w oczach wstałem by pożegnać się z Kat.

Będzie miała pogrzeb na jaki zasługuje. Będzie skrzypek, kwiaty... dużo kwiatów..

Nie wytrzymałem i pozwoliłem łzą lecieć.

Płakałem nad jej martwym ciałem i nie potrafiłem się opanować. Złapałem jej zimną jak lód dłoń. Chciałem, żeby znów stała obok mnie.


-Coo..-do sali weszła Wdowa z Kapitanem i Clint zaraz za nimi. Wszyscy zatrzymali się w progu. Patrzyli na ciało Kathii w otępieniu, następnie spojrzeli na mnie.

-Nóż... i ..ona..-dalej nie dałem rady. Wyłem jak małe dziecko.

Chcieli mnie pocieszyć, ale to nic nie da.

Każdy z nich przeżył jej śmierć w różny sposób.

Wszyscy podeszli do stołu na którym leżała Kat.

Wdowa przyżegnała się wraz z Kapitanem, a Clint złapał Kat za rękę.

-Byłaś dobrą przyjaciółką. Jedyną która dawała sobie radę ze Starkiem. A teraz.. nie mamy się od kogo uczyć. Pomścimy cię.. nie raz nie dwa. Spoczywaj w pokoju.-Clint miał gadane. Ja nie miałem nawet języka w ustach.

-Nadal mam tego siniaka na żebrach przez ciebie. Treningi z tobą to była przyjemność. Byłaś dobrym żołnierzem.-powiedział Steve.

-Była agentką.-Wdowa mówiąc to wpatrywała się w bladą twarz mojej małej Kat.

Spotkała się ze śmiercią zbyt wcześnie, zbyt młodo. Mogła tak wiele rzeczy zrobić. Pomagać ludziom..szerzyć to swoje dobro. Zawsze chciała pomagać. Zostać bohaterem.

I dla mnie została.

Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi i każdy z nich odbywał na swój sposób żałobę. Ja siedziałem nadal przy ciele Kat.

***


Loki POV


Poczułem jak magia Kat, która była przy mnie ulotniła się. Czyli to koniec.

Wziąłem głęboki oddech i przeteleportowałem się do swojego pokoju.

Nienawidzę tego pokoju. Nienawidzę!

Od mojego ciała wyszedł impuls energii, który poprzewracał wszystko w tym pomieszczeniu, ale to za mało.


Moja złość, gniew i wszystkie negatywne emocje wróciły po jej odejściu. Rozrywały mnie od środka.

Przypominałem sobie chwile spędzone z nią. Była głupiutka i urocza, ale też sprytna.

Taka piękna mieszanka, a przez jakąś pluskwe została zmieszana z błotem.

Ona powinna żyć i stać u mego boku.

Ale jestem Loki Laufeyson i nigdy nie osiągnę tego czego pragnę.


Leżałem na tym łóżku i rozmyślałem. Żadne rozwalanie mi nie pomoże i jej też nie.

Jej ostatnim życzeniem było bym zaopiekował się jej byłą opiekunką Agathą.

Nie obiecałem, ale to zrobię. To jej życzenie.

Zerwałem się z łóżka i chciałem się już teleportować, ale zorientowałem się, że mój strój nie jest ziemski. Kathia by się ze mnie śmiała.

Tak brakuje mi jej delikatnego uśmiechu i tego głośnego śmiechu na cały pokój. Tak bardzo.

Miałem na sobie czarny garnitur i zielony krawat. Kat byłaby zadowolona i to bardzo.

Spojrzałem jeszcze raz w pęknięte lustro i teleportowałem się pod dom w którym Kat spędziła swoje dzieciństwo.



***

Kathia POV


Oddalałam się od wieży.

Nagle pojawiłam się w ciemnym pomieszczeniu. Całe było czarne-sufit, podłoga i ściany. Nawet nie byłam pewna czy stoję na podłodzę czy byłam może na ścianie?

Spojrzałam po sobie i byłam cała w jednym kawałku. Wszystkie cząstki mojego ciała wróciły na swoje miejsce.


-Halo! Jest tu ktoś? Jest tu ciemno....i nic nie widzę.-wołałam w przestrzeń. Ale odpowiadało mi tylko echo.

Nic mi nie pozostało jak usiąść w kącie i modlić się.. nawet nie wiem do kogo.

Dotykałam ściany ręką i szłam przed siebie by dotrzeć do tego kąta, ale nie mogłam do niego dotrzeć. To pomieszczenie było jakby bez końca.

Co jest na jego końcu?

Dowiem się gdy tam dojdę.







Cześć wam !

Nowy rozdział :)





Marion










BoginiWhere stories live. Discover now