Wgryzłam się w jabłko przypatrując się dziełu mojego brata. Jeffrey trzymał mi przed twarzą rysunek na którym narysowany był domek, drzewo i kot.
- No i co myślisz? Co myślisz o moim rysunku? - spytał podekscytowany.
- Jest naprawdę ładny. - i był. Mówiłam prawdę. - Bardzo kolorowy. A ten kot wyszedł ci świetnie. Jest bardzo realistyczny. - poczochrałam Jeff'owi włosy, na co on się uśmiechnął. Nie miał jedynek, więc wyglądał bardzo uroczo. Siedziałam właśnie na moim łóżku, gdy Jeff przyniósł mi rysunki, którymi chciał się pochwalić. Bardzo lubił rysować i robił to naprawdę dobrze. Po pokazaniu mi wszystkich rysunków mój brat wyszedł z pokoju.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki na której leżał mój laptop. Wzięłam go i położyłam się z nim na łóżku. Dzisiejszy dzień miałam zamiar spędzić spokojnie w towarzystwie Facebook'a, Instagrama i Tumblr'a. Przytuliłam się do mojego psa, który razem ze mną siedział na łóżku. Otworzyłam Instagrama i zaczęłam przewijać zdjęcia. Po paru minutach mój telefon dał o sobie znać dźwiękiem, który świadczył o przybyciu SMS'a. Sięgnęłam po telefon i zamarłam, gdy zauważyłam na ekranie numer Jesse'a.
Masz na dziś jakieś plany?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
A jeśli tak, to co?
To musisz je odwołać.
Odpisał. Prychnęłam z lekkim uśmiechem.
Nie chcę ich odwoływać.
A masz jakieś w ogóle?
Nie.
Zachichotałam.
Czyli wiesz, że o czternastej masz się stawić przy Pantages Theatre, tak?
A jeśli nie mam na to ochoty?
To już nie jest mój problem. Odpisał.
A jaki mam powód by się tam z tobą spotkać? Nawet cię nie znam. Może chcesz mnie zgwałcić albo coś.
Ja nie gwałcę. Dziewczyny same chcą, bym je pieprzył.
No cóż, ja do nich nie należę.
Teraz. Czyli spotkanie aktualne?
Zawahałam się chwilę.
O czternastej przy Pantages Theatre?
Dokładnie.
Okay.
Co ja odwalam, pomyślałam.
Mimo to, już o dwunastej trzydzieści zaczęłam się ubierać i przygotowywać do spotkania. Przez dłuższą chwilę wahałam się co powinnam założyć. Nie chciałam się do tego przed sobą przyznawać, ale Jesse mi się spodobał. Wiem, że to brzmi komicznie, bo przecież prawie w ogóle go nie znam, ale... No cóż, stało się. W końcu zdecydowałam się na czarną spódniczkę i krótką bluzeczkę z czarnej koronki, która przypominała stanik. Na wierzch narzuciłam jeansową kurtkę z różnymi przypinkami. Spryskałam się lekko perfumami i wzięłam do ust miętową gumę do żucia. Wyszłam z domu o trzynastej dwadzieścia. Na miejsce pojechałam autobusem i z niewiadomych powodów miałam motyle w brzuchu. Gdy stanęłam pod teatrem było za pięć czternasta, ale nie widziałam Jesse'a. Gdy stałam patrząc na przejeżdżające samochody, ktoś nagle chwycił mnie za talię. Podskoczyłam przestraszona a za mną rozległ się męski śmiech. Odwróciłam się w stronę z której dobiegał głos i ujrzałam Jesse'a. Dziś miał na sobie biały t'shirt, czarne jeansy i skórzaną kurtkę.
- Przyszłaś - zauważył.
- Czemu miałabym tego nie zrobić? - uniosłam brew.
- Bo wczoraj nie byłaś zbyt skłonna do rozmowy.
- Wczoraj byłeś bardzo denerwujący.
- Skąd wiesz, że dziś nie będę?
- Jeśli będziesz, to sobie pójdę.
- A jeśli ci nie pozwolę?
- To i tak sobie pójdę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Wątpię, czy w ogóle będziesz chciała pójść.
- To się jeszcze okaże. - na chwilę zapadło milczenie. - Czemu chciałeś się ze mną spotkać?
- Bo lubię ostre dziewczyny. A z tego co widzę, i słyszę, ty do nich należysz.
- Nie znasz mnie.
- Ale poznam.
CZYTASZ
Sweater Weather
FanfictionDevon Blake Ferri - siedemnastoletnia buntowniczka. Gdy dowiaduje się o przeprowadzce do innego miasta zaczyna myśleć, że lubi ją tylko jej własny pies. Jak ma zaprzyjaźnić się z nowymi ludźmi, skoro jej starzy znajomi to tylko garstka osób które to...