Rozdział 36

78 10 0
                                    

Kilka godzin wahałam się nad tym, co powinnam zrobić z wyznaniem Jesse'a. Z jednej strony chciałam do niego zadzwonić czy nawet przyjść, a z drugiej... panicznie bałam się, że to jednak było kłamstwo, i że znowu zostanę zmieszana z błotem przez swoją głupotę. Strach jednak zwyciężył i jak na razie nie miałam zamiary się wychylać czy mówić o swoich przypuszczeniach. Jeśli chłopak będzie chciał mi coś powiedzieć, to będzie zmuszony pofatygować się do mnie. Zasnęłam rozmyślając o jednoznacznym tekście i jego autorze.

Następnego ranka obudził mnie odgłos otwieranych drzwi do mojego pokoju i głos mamy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na moją rodzicielkę, która stała obok łóżka i patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Lekko nieprzytomna spytałam ją, co się stało.

- Dzwoniła do mnie Stephanie i mówiła, że potrzebuje mnie i taty w pracy. Na gwałt. - odparła. - Przykro mi, ale musimy jechać. Jeśli chcesz, możesz pojechać z nami, postanowiliśmy, że zabierzemy ze sobą Jeffreya, więc nie byłoby problemu, gdybyś ty też chciała... Za tydzień byłabyś już w domu.

- Ym, nie, dzięki. Poradzę sobie. Ale co się stało - podniosłam się do pozycji siedzącej. - że tak nagle musicie wyjechać? Przecież pracowaliście w domu, a Stephanie mówiła, że nie będziecie musieli jeździć do San Francisco. 

- Tak, wiem. Ale tym razem stało się coś w firmie, mamy ważnego klienta i... Ale pamiętaj, że jeśli chcesz, to jedź z nami. Jeffa musimy zabrać, bo nie zostawimy go tu samego. Ty jesteś już na tyle duża, że ci ufamy. - uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i pogłaskała po głowie. Ja w odpowiedzi zmarszczyłam brwi.

- Nie no, jasne, rozumiem. Wolałabym zostać w domu. Będziecie za tydzień, tak? - dopytałam się. 

- Tak, kochanie. Pamiętaj, jakby coś się działo to dzwoń. Wyruszymy natychmiast. Na blacie w kuchni leży czterysta dolarów. Będziemy dzwonić i masz nas informować o wszystkim co się stanie. To, że masz siedemnaście lat, nie oznacza, że nie jesteś naszą małą dziewczynką. Bardzo cię kocham. - schyliła się i pocałowała mnie w czoło. - Wrócimy zanim się obejrzysz. 

Mama wyszła z pokoju, a ja wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłony. Zobaczyłam samochód na podjeździe i tatę, który ładował do bagażnika walizki. Obok niego stał Jeffrey i wesoło merdający ogonem pies. Mama właśnie pojawiła się w drzwiach wejściowych i truchtem zbiegła ze schodków. Kilka minut później rodzice razem z bratem wsiadali do auta i odpalili silnik, a potem ruszyli. Jeszcze chwilę patrzyłam na odjeżdżający samochód, a potem odeszłam od okna, wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach prowadzących na dół. Przez tydzień będę sama w domu, może być fajnie. Z taką myślą zrobiłam sobie śniadanie i usiadłam na blacie w kuchni.

Po śniadaniu zaczęłam zbierać się do wyjścia. Tego dnia o trzynastej miałam stawić się pod hotelem Blake, bo tego dnia wyjeżdżała z powrotem do San Francisco. Niewyobrażalne, jak szybko minął ten tydzień. Było mi trochę szkoda, że już wyjeżdża. Uwielbiałam spędzać z nią czas. Wiedząc, że jest już jedenasta trzydzieści, szybko ubrałam różową spódnicę i biały sweterek z krótkim rękawem, a potem wyszłam z domu. Autobusem pojechałam na ustalone miejsce, gdzie spotkałam się z przyjaciółką. Ostatnie spotkanie minęło szybko, bo jej rodzice chcieli wyjechać do San Francisco jak najszybciej, by uniknąć największych korków. Pożegnałyśmy się, a dziewczyna odjechała kilka minut później. Chwilę później ja wróciłam na przystanek i pojechałam w stronę domu. 


Sweater WeatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz