Rozdział 27

107 12 0
                                    

- Gdzie jedziemy? - spytałam Jesse'a. Jechaliśmy samochodem do jakiegoś tajemniczego miejsca. Dziś rano przysłał mi SMS'a z informacją, że chce mnie zabrać w pewne miejsce, że przyjedzie wieczorem i, że mam się ubrać bardziej elegancko. Byłam bardzo podekscytowana jego słowami, a również tym, że akurat nadarzyła się okazja do wykorzystania mojej nowej ulubionej sukienki, którą kupiłam razem z Dakotą parę dni temu. Do czarnej piękności dobrałam torebkę od Chanel, na którą przez pół godziny namawiała mnie dziewczyna Zacha (a gdyby ktoś mnie teraz zapytał o zdanie, to nadal twardo mówiłabym, że zapłaciłam zdecydowanie za dużo za tą małą torebeczkę...) oraz czarne szpilki na grubym, sześciocentymetrowym obcasie. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a moją szyję zdobił srebrny łańcuszek z małym jabłkiem. W ostatniej chwili przed wyjściem nałożyłam na usta krwistoczerwoną szminkę. 

Jechaliśmy już jakieś dwadzieścia minut, a moja ciekawość rozpalała się coraz bardziej. Przez pierwszych kilka minut moje myśli skupione były głównie na Jesse'ie w garniturze, ale potem coraz intensywniej myślałam nad celem naszej podróży. Na moja pytania chłopak odpowiadał tylko tajemniczym uśmiechem, ale jestem dość upartą osobą i nie zniechęcało mnie to. Tym razem również nie odpowiedział. Położyłam głowę na jego ramieniu i kilka minut później wjechałam do nieznanej mi części miasta. Chwilę później wysiadłam z samochodu przed okazałym budynkiem z czerwonej cegły. Jesse wziął mnie za rękę  i poprowadził do wejścia. Nad brązowymi, dużymi drzwiami przypominającymi metalową bramę wisiał szyld: 'West Coast'. Wejście ozdobione było wysokimi kwiatami, świecami i małymi lampionami. Jesse otworzył drzwi i wprowadził mnie do pięknej, klimatycznej restauracji. 

Wnętrze utrzymane było w kolorach beżu, bieli, czerni, czerwieni i gdzieniegdzie błękitu czy szarości. W hallu mężczyzna pracujący w restauracji zaprowadził poprosił Jesse'a o nazwisko, a potem zaprowadził nas do stolika. Stał on przy ścianie, a przez duże okno mogliśmy zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Było już ciemno, a latarnie uliczne oświetlały ulicę. Pod jednym z budynków ktoś grał na akordeonie. Położyłam dłonie na kolanach, a mój chłopak pochylił się w moją stronę i pogłaskał moje ręce. 

- Podoba ci się, piękna? - na twarzy miał ciepły uśmiech, a jego głos był lekko zachrypnięty. 

- Bardzo. - odparłam. - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Jest tu cudownie przytulnie i dobrze. Masz bardzo dobry gust. - zaśmiałam się cicho. Chłopak otworzył usta, by mi odpowiedzieć, ale w tej samej chwili podszedł do nas kelner z uprzejmym uśmiechem. Powitał nas, położył przed nami dwie karty i odszedł. Gdy chciałam przewrócić pierwszą stronę, Jesse ubiegł mnie i położył na niej rękę bym nie mogła nic zobaczyć.

- Jeśli nie jesteś uczulona na zieleninę, to nie musisz zawracać sobie głowy kartą. - mrugnął do mnie. - Byłem tu parę razy i w ich karcie jest kilka najlepszych dań na całym świecie i właśnie je zamówimy. Będziesz zachwycona, Devon.

- W porządku, ufam ci. 

Parę minut później podszedł do nas ten sam kelner, który podał nam karty. Po pytaniu co sobie życzymy, Jesse zaczął wymieniać nazwy dań, a część z nich znałam tylko ze słyszenia. Andrew, a przynajmniej tak było napisane na plakietce przypiętej do jego koszuli, odszedł. Mój chłopak zmierzył mnie wzrokiem.

- Wiesz maleńka, muszę ci przyznać, że wyglądasz tego wieczora przepięknie. - posłał mi piękny uśmiech i mówił dalej. - Skąd te rzeczy? Wydaje mi się, że nowe, bo wcześniej cię w nich nie widziałem. 

- Tak, jakiś czas temu byłam na zakupach z Dakotą na Rodeo Drive. Cieszę się, że ci się podoba. 

- Wyglądasz naprawdę cudownie. 

Lekko się zarumieniłam, a w tym samym czasie podszedł do nas Andrew z pierwszymi dwoma talerzami. Postawił je przed nami, a ja spojrzałam na naszą przystawkę. Grillowane szparagi z cheddarem. Podniosłam wzrok na mojego chłopaka, który już jadł swoją porcję. Wzięłam widelec i spróbowałam. Zgodnie z opinią Jesse'a były bardzo dobre. 

- I co myślisz? - chłopak uniósł głowę znad talerza. 

- Świetne. - odparłam. Milczał przez chwilę. 

- Devon... jesteś naprawdę fantastyczną dziewczyną. Wcześniej spotykałem się z innymi, ale ty jesteś inna. - pochyliłam głowę i zarumieniłam się. - One były nieważne. Nie spotykałem się z nimi dlatego, że mi na nich zależało. Po prostu dobrze się z nimi bawiłem, a one dawały mi to, czego chciałem. - przekręciłam głowę w geście niezrozumienia, a on westchnął. - Oddawały mi się i tylko z tego powodu nadal z nimi byłem. - zmarszczyłam brwi. - Wiem, co sobie pomyślałaś i bardzo mi się to nie podoba. Jesteś kimś więcej i musisz to wiedzieć, maleńka. - nachylił się i przesunął kciukiem po moim policzku. - To wielkie szczęście, że ze mną jesteś.

- Nie mogę uwierzyć, jak szybko to zleciało. - odpowiedziałam. - Jesteśmy razem już miesiąc, tak szybko przemija czas spędzony z tobą, Jesse. 

- Nie wiem czy się cieszyć czy nie. - przyznał, a ja zaśmiałam się z jego małego żartu. 

Kelner podał nam drugie danie, a potem wziął nasze kieliszki i nalał do nich czerwonego wina. Gdy odszedł zdziwiona zapytałam Jesse'a czy to przypadkiem nie jest niezgodne z prawem.

- Restauracja jest amerykańsko-europejska, więc jej właściciel załatwił sobie prawo sprzedawania alkoholu każdemu, kto ukończył osiemnasty rok życia. Pij. - wskazał głową na pełny kieliszek. Uniosłam go ust i upiłam. Ciecz przepłynęła mi przez gardło w, którym natychmiast stało się cieplej. Było lekko słodkie. 

Rozmowa ciągnęła się przez całą kolację, a z lokalu wyszliśmy koło jedenastej w nocy. Potem Jesse odwiózł mnie pod dom. Wyszłam z samochodu, a on zaraz po mnie. Stanął obok mnie i ujął moją twarz w dłonie. Zbliżył się i złożył pocałunek na moich ustach. Po chwili jego język powoli wsunął się pomiędzy moje wargi, a ja nawet nie próbowałam protestować. Było mi cudownie przyjemnie i za nic w świecie bym się od niego teraz nie odsunęła. Byłam tylko ja, on i przyjemność. Jedną ręką podtrzymywał mi głowę z tyłu, a druga leżała na mojej talii. Potem chłopak odsunął się ode mnie i zgarnął kosmyk włosów z mojego czoła. 

- Idź, bo zmarzniesz. - powiedział mi, a ja się zgodziłam. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu, ale potem stanęłam gwałtownie słysząc głośny huk.




---------------------------------------

Witam w ten piękny wieczór ;) 

Przesyłam dziś kolejny rozdział, bo mam wspaniały humor. Dziś skończyłam czytać świetne FF ('Royal', jeśli ktoś chce wiedzieć - polecam), i wpieprzam właśnie karmelki z błogim uśmiechem na twarzy. Mam nadzieję, że rozdział się podoba;)

Peace


                                                                Małgosia, xoxo


Sweater WeatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz