Rozdział 8

155 13 4
                                    

- A jak ty się w ogóle nazywasz? Ty znasz moje imię, ja twojego nie. To trochę niesprawiedliwe - Jesse mrugnął do mnie i przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Leżeliśmy na piasku kilka metrów od wody. Ocean był spokojny, równy i niewzruszony jak tafla szkła. Nie wiem, która była godzina, ale słońce już zachodziło. Niebo było wielokolorowe, widać na nim było czerwień, róż, fiolet, błękit, żółć i pomarańcz. Leżeliśmy wtuleni od wielu godzin, i choć poznałam Jesse'a bardzo niedawno, czułam jakbym znała go całe życie. Plaża była prawie całkowicie opustoszała, tylko w oddali dało się usłyszeć krzyki radosnych dzieci czy szczekanie psa. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, by odpowiedzieć mu na pytanie.

- Devon. Jestem Devon Ferri. - uśmiechnęłam się delikatnie co on odwzajemnił.

- De...Von... - powtórzył powoli szeptem. - Podoba mi się. 

- Cieszę się - zaśmiałam się. Jesse zamyślił się na chwilę i powiedział:

- Wiesz co, Devon, jesteś ciekawa. Nie znam cię, ale czuję jakbym mógł ci zaufać. To bardzo interesujące uczucie. Jesteś bystra, zadziorna i seksowna, a to cechy, które najbardziej lubię w dziewczynach. - zarumieniłam się lekko i posłałam mu uśmiech. - A ty? Co ty o mnie sądzisz? - pytająco przekręcił głowę. 

- Jesteś... wyjątkowy. Inteligentny, buntowniczy i bardzo przystojny. Podobasz mi się. Na początku myślałam, że nie sposób będzie się z tobą dogadać, ale teraz... 

- Miło mi, że masz o mnie tak dobre zdanie. 

Przez następne dwie godziny dowiedziałam się, że Jesse jest jedynakiem, a jego ojciec wyjechał do Szwajcarii, gdy ten był jeszcze małym chłopcem i od tego czasu słuch o nim zaginął. Nie było mu jednak źle z tego powodu, nie chciałby odnowić tej relacji za nic w świecie. Nie umie wybaczyć ojcu, że zostawił jego i matkę samych akurat wtedy, gdy byli w tak ciężkiej sytuacji finansowej. Pasją Jesse'a była muzyka. Miał własny zespół o nazwie The Neighbourhood. Grał w nim z dwoma przyjaciółmi, Zachem i Brandonem. Ich twórczość nie była zbyt znana, ale mieli już około dwudziestu tysięcy obserwujących na różnych portalach społecznościowych. Jesse okazał się być bardzo wrażliwym i empatycznym chłopakiem, mimo niezbyt miłego wrażenia które wywierał na ludziach przy pierwszym spotkaniu. 

Zmierzch już zapadł, niebo było granatowe, prawie czarne. Wspólnie stwierdziliśmy, że czas się zbierać. Podałam mu adres, a chłopak odwiózł mnie do domu. Staliśmy przed drzwiami patrząc na siebie w milczeniu. Po chwili Jesse gwałtownie ją przerwał mówiąc:

- Stoimy tu jak idioci, wiesz? Zadzwonię do ciebie jeszcze, pamiętaj o tym. - chłopak pocałował pośpiesznie moje czoło, mrugnął żartobliwie i truchtem podbiegł do swojego motocyklu. Patrzyłam jak odjeżdża a po chwili weszłam do domu z uśmiechem na ustach. W kuchni krzątała się mama, która słysząc, że wracam spytała mnie, gdzie spędziłam tyle czasu.

- Z... przy... chło... znajomym - odparłam po pewnym wahaniu. No bo z kim ja do jasnej cholery spędziłam cały dzień? Bardzo dobre pytanie, mamo. Ona oczywiście musiała złapać mnie za słowo, bo przecież nie byłaby sobą.

- Z chłooo...? 

- Ze znajomym, mamo, znajomym. - uśmiechnęłam się pod nosem. 

- Dobra, dobra, ja wiem swoje. Za piętnaście minut kolacja! - krzyknęła, gdy ja już byłam w połowie schodów na prowadzących na górę. 

- Jasne! - odkrzyknęłam.


Leżałam pod kocem i powoli zasypiałam. Rozbudziło mnie to natychmiast. Sięgnęłam po telefon a na ekranie wyświetlił mi się numer Jesse'a.

Dobranoc, Dev 


Branoc, Jesse


Odpisałam i z uśmiechem na ustach zasnęłam. 


---------------------------------------------------------

Przepraszam! 

...za to, że tak długo nie było żadnego rozdziału

Dziękuję! 

...za 60 wyświetleń!

Jesteś cudowny! - tak właśnie ty ;)


Od teraz rozdziały będą się pojawiały regularnie,

                                                           xoxo, Małgosia

Sweater WeatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz