Rozdział 14

94 11 0
                                    

Obudziło mnie światło poranka. Było coś koło dziewiątej rano. Chwilę poleżałam w łóżku, a potem wstałam. Drewno było przeraźliwie zimne, skrzywiłam się i podeszłam do szafy by wybrać coś, co mogłabym dziś założyć. Zdecydowałam się na lekką, długą do kostek, sukienkę w kwiaty bez ramiączek. Włosy związałam w niechlujny kok, na szyi zawiesiłam złoty łańcuszek ze znakiem nieskończoności. Postanowiłam trochę zaszaleć robiąc sobie inny makijaż niż zawsze. Usta potraktowałam jasno różową pomadką, a cień na oczy zmieniłam na srebrny. Do tego kredka do oczu i wyglądałam naprawdę dobrze. Umyłam zęby i zeszłam po schodach by zjeść śniadanie. Rodzice już siedzieli w kuchni, a Jeffrey jeszcze spał. Pies leżał na podłodze w nadziei, że coś do jedzenia spadnie ze stołu. Rodzice spojrzeli na mnie, gdy zeszłam na parter. 

- Ładnie wyglądasz, kochanie. - pochwaliła mój nowy wygląd mama. Ojciec przytaknął jej.

Podeszłam do lodówki by zrobić sobie śniadanie. Postawiłam na dwie kanapki z serem topionym i kawę. Usiadłam przy stole i zjadłam to co sobie przygotowałam. Wypiłam kawę i w tym samym momencie doszedł do mnie SMS. Odstawiłam kubek i sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Blake. 

I co? Poczytałaś o Jesse'ie?

No tak. Jesse. Przez całą noc śnił mi się właśnie on. I nie, nie były to niestety piękne sny i miłości, radości czy szczęściu. Sama nie wiedziałam co z nim zrobić. Bałam się go, to prawda, ale z drugiej strony... To był mój Jesse. Chłopak, który nigdy by mnie nie skrzywdził, chłopak, który mnie uratował, był miły i dobry. Ufałam mu, ale jego wyczyny mówiły same za siebie. 

Tak, czytałam. Ale sama nie wiem co mam zrobić. Czuję, że nie mógłby mnie skrzywdzić, ale... Sama rozumiesz.

Nie możesz każdemu ufać, Dev. Przejedziesz się na tym, zobaczysz... Martwię się o ciebie.

Wiem. Pomyślę nad tym, obiecuję. Odpisałam przyjaciółce po krótkim zastanowieniu.

No dobra, uważaj na siebie. Miłego dnia, dziewczyno ;)

Nawzajem Blake ;)

Uśmiechnęłam się do siebie i dopiłam kawę. Kubek wstawiłam do zmywarki, a potem poszłam na górę do swojego pokoju by wziąć swój worek i najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyłam do niego książkę, portfel i telefon. Z powrotem zeszłam na dół i poinformowałam rodziców, że idę na plażę. Potem wyszłam z domu. Pogoda była piękna. Podbudowana tym faktem zbiegłam truchtem po schodkach i szybkim krokiem podeszłam do furtki. Otworzyłam ją i zaczęłam zmierzać w kierunku plaży. Dotarłam tam szybko, może w dziesięć minut. Po drodze przyglądałam się ludziom. Większość tak jak ja była na spacerze. Wszyscy mieli uśmiechy na twarzy i paplali o niczym. Gdy doszłam na plażę zaskoczył mnie nieco widok, który tam zastałam. 

Na plaży stała prowizoryczna scena a wokół niej kręcili się ludzie. Niektórzy coś przy niej majstrowali, inni znikali w namiotach porozstawianych przy scenie. Kilku nastolatków chodziło po plaży. Podeszłam do grupy najmilej wyglądających osób. Składała się ona z dwóch dziewczyn i sześciu chłopaków. Podbiegłam do nich po piasku co było dosyć trudne. Przystanęłam na chwilę, zdjęłam sandały i spytałam jedną z dziewczyn. 

- Wiesz może co się tu dzieje? Będzie jakiś koncert czy coś? 

Dziewczyna spojrzała na mnie z przyjaznym uśmiechem. Miała piękne brązowe oczy, blond włosy i dołeczki w policzkach. 

- Tak, miejscowej kapeli, The Fastest. Kojarzysz? - grupa z którą spacerowała odwróciła się w naszą stroną, gdy zauważyła, że ich przyjaciółka rozmawia z kimś.

- Nie, niestety. Jestem tu od niedawna, więc jeszcze się nie orientuję. - odwzajemniłam jej uśmiech.

- Jasne, rozumiem. - dziewczyna odeszła razem ze swoimi znajomymi. 

Usiadłam na piasku na tyle blisko oceanu by nie zmoczyć sukienki. Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. 

Sweater WeatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz