Kompletnie straciłam poczucie czasu, a gdy je odzyskałam, słońce już zaczynało zachodzić. Na plażę zaczęło schodzić się coraz więcej ludzi. Były to głównie młode osoby, nie widziałam tu nikogo powyżej dwudziestego piątego roku życia. Schowałam książkę do worka i spytałam kogoś o której zaczyna się koncert. Spojrzałam na telefon: zostało półgodziny. Stanęłam pośród innych osób i razem z nimi czekałam na koncert. Niektórzy już byli lekko podpici. Były to całkiem młode osoby, nawet przed dwudziestym pierwszym rokiem życia, więc zdziwiłam się skąd wzięli alkohol. Rozejrzałam się i zobaczyłam jak dziewczyna, na oko w moim wieku, kupuje piwo w małej budce. Wahałam się, ale bardzo krótko. Jeden raz przecież nie zaszkodzi. Podeszłam do budki i stanęłam w kolejce. Wysłałam do rodziców SMS'a w którym napisałam, że na plaży jest impreza i że wrócę przed jedenastą następnego dnia. Gdy przyszła moja kolej zamówiłam duże piwo. Zapłaciłam sześć dolarów i poszłam przed scenę. Wzięłam parę łyków i zaczęłam czekać na zespół. Wszedł na scenę dziesięć minut później i składał się z piątki całkiem przystojnych chłopaków. Mieli może po dwadzieścia lat. Po chwili zaczęli grać. Był to rok-pop, coś takiego.
Z początku byłam trochę zdystansowana, ale po chwili tańczyłam i skakałam tak jak inni. W parę minut dopiłam piwo i alkohol już trochę uderzył mi do głowy. Po pierwszych czterech piosenkach poszłam do budki po kolejne piwo. Wróciłam pod scenę i bawiłam się naprawdę świetnie. Muzyka była dobra i mimo, że nie niosła dużego przesłania, bardzo dobrze się przy niej tańczyło. W międzyczasie popijałam piwo i skakałam.
This is our time
This is our night
This is our fight
This is our light
Wykrzykiwałam słowa razem z wokalistą, tak samo jak większość ludzi. Szalałam jak nigdy - piłam, skakałam i wrzeszczałam. Drugie piwo wypiłam w mgnieniu oka. Potem przyszła pora na trzecie i czwarte, aż byłam pijana, ale jeszcze umiałam trzeźwo myśleć. Gdy trzymałam piąty już kubek poczułam ciało napierające na mnie od tyłu. Nie przejmowałam się tym. Wiedziałam, że nic nie może mi się stać, bo było tu bardzo dużo ludzi. Męskie ciało napierało na mój tyłek, masowało wystające kości mojej miednicy. Bawiłam się doskonale i coraz bardziej przysuwałam się do tajemniczego chłopaka. Przy wolniejszej piosence alkohol uderzył mi do głowy całkowicie. Zaczęłam tańczyć przy chłopaku zjeżdżając po jego ciele w dół i w górę. Nie miałam zahamowań, nic mnie nie powstrzymywało. Byłam ja, on i muzyka. Palce chłopaka jeździły w górę i w dół po moim ciele w zależności od moich ruchów - gdy ja byłam na górze jego palce znajdowały się przy mojej miednicy, gdy na dole - obok moich piersi. Oboje byliśmy spoceni, ale nie przeszkadzało nam to. Podobało nam się to bardzo, i jemu i mnie. Można to było zauważyć po naszych przyspieszonych oddechach. I po tym, że za każdym razem gdy zniżałam się do ziemi mięśnie chłopaka napinały się.
Ściemniało się bardzo szybko, nim się obejrzałam było już coś koło dwudziestej trzeciej. Zespół grał od dwóch godzin i chyba nie zamierzał przestać. Minuty mijały niezauważone, przemijały na tańcu i ciałach, dziesiątkach ciał. Chłopak opuszkami palców podnosił moją sukienkę, tak, że po bokach czasem sięgała ledwo do połowy ud.
Koncert skończył się o północy. Zespół został pożegnany bardzo głośnymi brawami co nie było zaskoczeniem - muzyka była świetna, a poza tym z tego co zauważyłam podczas tańca nie tylko ja bawiłam się w 'taki' sposób. Gdy kapela zeszła ze sceny odwróciłam się twarzą do mojego chłopaka. Gdy spojrzałam z kim tańczyłam zesztywniałam i jestem pewna, że moje oczy powiększyły się o co najmniej dwa rozmiary. Odsunęłam się od niego i wyjąkałam:
- Jesse? - mój głos był pełny przerażenia. Co ja najlepszego zrobiłam?
- Najwyraźniej. - próbował do mnie podejść, a ja przełknęłam wielką gulę w gardle i oddaliłam się od niego o kilka kroków. Zmarszczył brwi. - Coś się stało? Czemu odchodzisz?
- N-nie udawaj, że nie wiesz... - spanikowana rozglądałam się na wszystkie strony. Gdzie mogę uciec?
- Nie wiem. Skąd miałbym...? - nie usłyszałam końcówki zdania, bo biegłam przez plażę skosem, do ulicy. Gdy Jesse zorientował się co robię zaczął mnie gonić i nie zdziwiłam się gdy szybko znalazł się obok mnie. Ścisnął moje nadgarstki i zatrzymał w miejscu. - Co się dzieje, Devon? - nerwowo przeczesał ręką włosy, a ja uchyliłam się, jakby przed uderzeniem. Zamarł widząc mój ruch. - Boisz się mnie? Powiedz mi do cholery, czemu?
Wiedziałam, że nie odpuści dlatego wybrałam najbezpieczniejszą dla mnie opcję.
- Dobrze... Ale mamy pójść tam. - wskazałam na najbardziej zaludniony kawałek plaży kilkanaście metrów od nas. Było tam najwięcej ludzi. Widziałam niezrozumienie w oczach chłopaka. Zaczęłam iść w tamtą stronę, a on poszedł za mną. Stanęliśmy pośród ludzi.
- Mów o co ci chodzi. - zażądał.
- Moja przyjaciółka, Blake... Rozmawiałyśmy ostatnio. - zaczęłam niepewnie. - O tobie. I ona mi powiedziała, że... Ty jesteś niebezpieczny... - w oczach Jesse'a zaczęło się pojawiać zrozumienie. - Ona... powiedziała mi, żebym sprawdziła w internecie co o tobie piszą i pisali. Wszystko. O morderstwach, gwałtach i o gangu... Czy to prawda? - wiedziałam, że to nie było kłamstwo, ale może jednak. Cicha nadzieja ciągle się we mnie tliła.
- Devon ja... Nie wiem co powiedzieć. Tak. To prawda. - zesztywniałam. Spojrzałam na dłonie chłopaka trzymające mnie w miejscu.
- Jesse, puść mnie.
- Nie.
- Jesse, boję się. - na twarzy chłopaka odmalowało się cierpienie.
- Mnie?
- Tak - głos mi się załamał, byłam bardzo bliska płaczu.
- Maleńka... - spojrzałam na niego. Pierwszy raz mnie tak nazwał. - Daj mi dziesięć minut. Błagam. Tylko dziesięć minut. Jeśli po dziesięciu minutach nie będziesz chciała ze mną rozmawiać, odejdę.
CZYTASZ
Sweater Weather
FanfictionDevon Blake Ferri - siedemnastoletnia buntowniczka. Gdy dowiaduje się o przeprowadzce do innego miasta zaczyna myśleć, że lubi ją tylko jej własny pies. Jak ma zaprzyjaźnić się z nowymi ludźmi, skoro jej starzy znajomi to tylko garstka osób które to...