40. | Rozmowy w namiocie ( ͡ ͜ʖ ͡ )|

666 93 59
                                    

- Co ty kombinujesz pokrako? - Zapytałam patrząc raz na namiot, raz na niego.

- Spanie w namiocie? - Prychnął. Zmrurzyłam oczy tak, że wyglądałam jak chińczyk, ale w końcu weszłam do środka, a Błekitek zaraz po mnie, zasuwając za sobą wejście. Było już ciemno. Uwaliłam się na całaj powierzchni, leżąc na placach. - A ja?! - Oburzył się widząc, iż ni ma dla niego miejsca.

- A ty... - Zamyśliłam się na chwilę.

- Mam znowu się na tobie położyć? - Zapytał znurzony. Strzeliłam poker face'a, i po chwili zrobiłam mu miejsce obok siebie. Ten natychmiast zajął tą przestrzeń.

- Ciemno tu. - Stwierdziłam.

- Co ty nie powiesz...

- I zimnawo... - Weszłam do naszego śpiwora. Menda już w nim był, ale przynajmniej trochę ogrzał materiał.

- "Zimnawo"? Takie słowo istnieje? - Zapytał szeptem. Zrobiłam sobie z niego poduszkę, oparłam głowę o jego ramię, a ten mnie mocno przytul jedną ręką. ( błagam, niech ktoś powie, że wie o co mi chodzi)

- Teraz już tak. - Zaśmiałam się cicho. - Jakie jest twoje marzenie? - Zapytałam patrząc mu w oczy. Był zaskoczony tym pytaniem. Chwilę się zastanowił mrucząc coś niezrozumiałego.

- Jest takie jedno... Szczególne, którego nie mogę Ci powiedzieć. - Przyłożył twarz do moim włosów cicho mrucząc. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co może był dla niego ważne. Przyznam, nie pytałam się o jego hobby i zainteresowania. Może to był właśnie mój błąd?

- Szkoda... - Westchnęłam. - Opowiedz mi o swoich zainteresowaniach... Pasjach... Mniejszych marzeniach.

- Nie umiem opowiadać... - Przyznał. - Poza tym, to tobie mógłbym zapytać Cię o to samo. - Nagle wyszedł ze śpiwora i usiadł po turecu. Zaintrygowana zrobiłam to samo. Byliśmy na przeciw siebie. - Zagramy w grę?

- Czemu nie? - Wzruszyłam ramionami. Światło z księżyca pozwalała, nam na jakikolwiek widzenie.(?) Mogłam zobaczyć jego szatański uśmiech, przez chwilę zastanawiałam się, czy aby ma pewno podjęłam dobrą decyzję.

- Zasady są banalnie proste! Bo to prawda czy wyzwanie.- Zaczął chichotać. Patrzyłam na niego ze znurzoniem. - Dobra, już. Jak nie będziesz chciała odpowiedzieć na pytanie lub zrobić zadania = zdejmujesz jakaś część ubrania, ja nie będę chciał odpowiedzieć, zrobić czegoś = ja to robię. Proste zasady!

- Widać... - Mruknęłam. - Ale nie rozumiem... Czemu miałaby nie chcieć odpowiedzieć na jakieś pytanie.

- Zobaczysz! - Klasnął w dłonie. To było bardzej niż podejrzane, ale postanowiłam podjąć się wyzwania. - Ja pierwszy! - Przewróciłam oczami. - Pytanie czy...

- Wyzwanie! - Krzyknęłam bez namysłu.

- Powiedz "nie"

- Nie? - Byłam zdziwiona wyzwaniem, ale cóż.

- Nie? Okej rozumiem, mówisz "nie" odmawiasz wyzwania. Twoja strata... Zdejmiesz coś! - Krzyknął. Miałam laga mózgu. Taki w końcu zbuforowałam dane, wiedziałam, że zostałam perfidnie oszukana. Prychnęłam tylko na jego rechot i zdjęłam skarpetke.

- Teraz ja... Pytanie czy wyzwanie?

- Wyzwanie! - Odpowiedział pewnie.

- Zadzwoń do Jacka i opowiedz mu o jakaś zajebistą historię o żelkach! - Krzyknęłam pierwsze co mi przyszło do głowy. Zdziwił się, ale posłusznie wyjął telefon i wybrał numer. Po paru sygnałach usłyszeliśmy głos.

- Śpię! Czego chcesz?! - Jak zawszę serdeczny.

- Muszę Ci o tym... Opowiedzieć... - Mruknął.

- Dajesz!

- Pewnego dnia chodziłem sobie po magicznych lesie z Jasonem, szukaliśmy dla niego... Chłopaka! Nagle byliśmy w lesie! Zza krzaków wyskoczyły żelki haribo! Zaatakowały nas taboretami. Uciekaliśmy przed nimi, bo one sam goniły! Nagle wlecieliśmy do dziury i znaleźliśmy się w kosmosie! - Powiedziała szybko.

- Aaaha... - Skomentował zmieszany Jack i się rozłączył.

- Teraz ty... - Mruknął Candy czekając na odpowiedź.

- Ehh... - Westchnęłam. - Wyzwanie!

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz