Rozdział 48

39.9K 2.9K 376
                                    


Pov. Nathan

Ruszyłem na schody wraz z Natalie, którą obecnie trzymałem na swoich rękach.

Co mi strzeliło do głowy?

Nie mam zielonego pojęcia.

Ale jedyne, co wiedziałem to to, że jest chyba nieprzytomna i krew nie chce się zatamować, a jeżeli to coś poważnego, jak złamanie nosa, tata Natalie, który jest znanym i cenionym adwokatem, na pewno nie odpuści tego Rosie. Ba. Nawet Natalie jej tego nie odpuści.

Dziewczyna miała na sobie niewiele ubrań, co jeszcze kilka miesięcy temu, mogłoby zrobić na mnie duże wrażenie, ale nie teraz. Jedyne co chcę w tym momencie zrobić, to zawieźć ją do tego pieprzonego szpitala i przekonać, żeby nie wnosiła żadnego oskarżenia, czy Bóg wie czego jeszcze.

Schodziłem z ostatniego schodka i zacząłem iść w kierunku wyjścia. Na szczęście nie wypiłem na tyle dużo, żeby nie móc prowadzić autem. Jednak nagle Natalie się poruszyła. Zatrzymałem się, kiedy usłyszałem jej głos.

-Nathan - odparła cicho. Przynajmniej na tyle cicho, że nic nie usłyszałem i wczytałem to jedynie z jej ruchu warg, bo na dole impreza trwała w najlepsze i nikt nawet się nie zorientował, że jakiekolwiek wydarzenie miało miejsce kilka minut temu - Nath - powiedziała, kiedy znaleźliśmy się w garażu, a ja szedłem do samochodu.

-Nie nazywaj mnie tak - warknąłem.

-Widzisz - kaszlnęła - Widzisz, co ta jędza mi zrobiła? - spytała piskliwym głosem i spojrzała się na mnie z dołu. Jej głowa nie była już bezwładna, tylko opierała się o moje ramię. Dłoń natomiast skierowała za moją szyję, żeby bardziej kurczowo się mnie trzymać.

-Sama się o to prosiłaś - odparłem. Postanowiłem, że ją postawię, aby sama wsiadła do samochodu, bo naprawdę nie mam najmniejszej ochoty tego robić za nią.

-To dlaczego mnie tam nie zostawiłeś? - spytała, z podniesionymi brwiami. Stała już na własnych nogach, opierając się o mój samochód plecami. Założyła ręce na biodra i patrzyła się na mnie. Miała krew w brwi i część jej również nadal była wokół nosa. Na szczęście już nie płynęła, jak kilka minut temu. Czerwony policzek tylko potwierdzał to, że miał bliskie spotkanie z czyjąś pięścią - Trzeba było jej nie powstrzymywać, skoro ci pasowało to, że mnie okładała - syknęła.

-Sprowokowałaś ją - powiedziałem ostro - Należało ci się, wcześniej już mówiłem, żebyś się do mnie nie zbliżała, ale to zignorowałaś. Dlatego pokazała ci, gdzie jest twoje miejsce.

Zaśmiała się sarkastycznie.

-Żartujesz? Przecież wiesz, że jeżeli będę chciała, to w tym momencie mogę ją wsadzić za kratki - odparła, uśmiechając się.

-Od pobicia, nikt jeszcze nie wylądował w więzieniu - przewróciłem oczami.

-Chcesz się przekonać? - umilkłem, ale po chwili spytałem się:

-Czemu to robisz?

-Czemu? - powtórzyła. Podeszła do mnie chwiejnym krokiem. Nie wyglądała ani zachęcająco, ani podniecająco.  Położyła swoje dłonie na mojej piersi i spojrzała się na mnie - Dla nas. Żebyś w końcu przejrzał na oczy i zobaczył, kto jest dla ciebie odpowiedni i na leży do tej samej ligi co ty - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

Kiedyś by to na mnie zadziałało.

Kiedyś.

Ale nie teraz.

NowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz