Było już grubo po północy, kiedy wydostałam się ze swojej biblioteki. Mój dziennik był w opłakanym stanie. Znajdowało się na nim z dwa centymetry kurzu. Dodatkowo jego czarna skórzana okładka była w kilku miejscach dość mocno zarysowana. Patrząc na niego przypomniało mi się jak bardzo stara jestem. Pomimo trzy liczbowej cyfry, wyglądałam jak dwudziestoczteroletnia dziewczyna. Tyle czasu minęło, a jedyne co się we mnie zmieniło to kolor oczu, który swoją drogą przez większość czasu był ukryty pod moimi naturalnymi, ciemno brązowymi tęczówkami. One były moją kosą śmierci. Wystarczyło, że spojrzałam nimi na człowieka, a ten momentalnie umierał, ja natomiast musiałam tłumaczyć się w Departamencie. Bycie Shinigami było i nadal jest uciążliwe, dodatkowo bycie Shinigami na emeryturze, bądź jak kto woli dezercji. Od kiedy stałam się Bogiem Śmierci, na mojej drodze pojawiały się setki nowych pobratymców. Oni jednak kończyli swoją służbę po upływie niecałych stu lat. W pewnym momencie nie miałam już siły dalej tego ciągnąć. Męczyło mnie to zabieganie. Chciałam nareszcie spędzić czas w samotności, nie martwiąc się o to czy wszystkie dusze zostały zebrane i odpowiednio przygotowane do dalszej drogi. Dlaczego moja służba musiała trwać tak długo?
-Pani?
Odruchowo obróciłam się w kierunku głosu. Kątem oka widziałam jak moja służąca upada na ziemię, a w górę wzbiły się jej cinematic records. W mojej rezydencji była jedna zasada. Od północy do trzeciej w nocy, nie można opuszczać swojego pokoju. Wtedy to właśnie nie jestem w stanie opanować swojej kosy. Kompletna idiotka. Pracowała u mnie dziesięć lat, a za miesiąc miała odejść. Tyle lat siedziała w ukryciu, aż nagle zachciało jej się łamać zasady. O dziwo nie było mi jej szkoda. Przez tyle lat zdążyłam się znieczulić na śmierć ludzi.
Podeszłam do mojej służki i jednym machnięciem dłoni przerwałam jej wspomnienia. W moim dzienniku przybiłam pieczątkę z napisem "Completed" i podniosłam jej martwe ciało. Zeszłam z nim do piwnicy i położyłam na dużym kamiennym stole.
-Byłaś taka głupia. Mogłaś stąd uciec, a zostałaś. Mogłaś siedzieć w pokoju, a z niego wyszłaś. Mogłaś żyć, a aktualnie jesteś martwym kawałkiem mięsa.- popatrzyłam z odrazą na kobietę.- I co ja teraz z tobą zrobię? Masz szczęście, że dzisiaj na obiad przychodzi mój mąż. Może w akcie pokuty za swoją zdradę zajmie się tobą? Albo rzucę cię krukom na pożarcie. Zobaczy się.
Uśmiechnęłam się delikatnie w stronę kobiety i przymknęłam jej powieki. W oczach dostrzec można było strach i ostatnie co kobieta ujrzała, żółto-zielone źrenice. Piękna śmierć nieprawdaż?
***
Chodziłam po swoim pałacu bez większego celu. Na dzisiejsze spotkanie przygotowałam czekoladowe ciasto, kilka rodzajów mięsa, warzyw i win. Z okazji tego wydarzenia ubrałam na siebie czarną suknię, która nie posiadała ozdób. Na głowę nałożyłam czarny welon, a włosy upięłam w luźnego koka. Miałam dodać do tego ciemny makijaż, ale na szczęście po dzisiejszej nieprzespanej nocy, mój organizm sam zadbał o przekrwione oczy i duże cienie pod nimi. Kiedy zegar zbliżał się do godziny piętnastej, weszłam do jadalni, która zazwyczaj była zamknięta. Stół był idealnie nakryty. Wszystko było przygotowane na nasze spotkanie. W głowie układałam miliony scenariuszy możliwych rozmów. Mój ukochany nie miał żadnych szans na to, aby mnie złamać. Tym razem mu się nie uda. Usiadłam na swoim miejscu, przybrałam obojętny wyraz twarzy i w spokoju na niego czekałam. Nigdy nie potrafił zjawić się na czas.
-Hm, ładnie pachnie hihihi.- Nagle w drzwiach znikąd pojawił się Pan Spóźnialski. Jak zwykle na swojej twarzy miał ten okropny uśmieszek. Mam ochotę mu go zedrzeć i przyczepić na twarz Ciela.- Co roku wyglądasz coraz piękniej. Czerń podkreśla twój smutek i rozpacz.
Mężczyzna przybliżył się do mnie i pocałował w wierzch dłoni. Odwróciłam głowę w druga stronę i z całych sił próbowałam się rozpłakać. Niestety jak na złość zaczęła mną targać złość, przez którą moje dłonie zaczynały drżeć.
-Miło cię znowu zobaczyć.- Wyszeptałam cicho i opuściłam głowę, wbijając spojrzenie w ciemną, kamienną podłogę.
-Gdybyś chociaż na mnie spojrzała, to mógłby w to uwierzyć.- Jego głos pomimo początkowej radości stał się teraz chłodny. Taki jaki chciałam.
Skierowałam swój wzrok w stronę mężczyzny. Od kiedy go pierwszy raz zobaczyłam nic się nie zmienił, z resztą tak samo jak ja. Jedyna różnica to brak czarnych okularów i lekka zmiana fryzury. Od czasu dezercji zapuścił włosy, aby ukryć żółto-zielone tęczówki.
-Spojrzałam. Coś jeszcze mam zrobić?
Undertaker spojrzał na mnie z grymasem na twarzy i usiadł naprzeciwko mnie. W ciszy zaczęliśmy jeść swoje dania. Z całych sił próbowałam zahamować atak historycznego śmiechu, na jego miejsce starałam się założyć smutek. Muszę być poważna. W końcu minęły dopiero dwadzieścia dwa lata. Niech się jeszcze trochę pomęczy.
-Sama to przygotowałaś?
-Tak.
-Gdzie twoja służąca?
-Nie żyje.
Mężczyzna wybuchł niepohamowanym chichotem. Odchylił się na krześle i chwilę potem razem z nim wylądował na podłodze. To jednak nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Myślałam, że uduszę go gołymi rękami. Nic nie szło po mojej myśli. Czy on zawsze musi mi wszystko psuć? Podniosłam się z krzesła i szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku. Zacisnęłam dłonie w pięści, nie kryłam już swojej złości. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem i kopnęłam go swoim malutkim bucikiem w żebra.
-Ty cholerna małpo! Nie śmiej się.- uklękłam obok mężczyzny i zaczęłam bić go po całym ciele.- Wszystko popsułeś! Miało być poważnie i dramatyczne, a ty jak zawsze musiałeś obrócić wszystko w komedię! Dwadzieścia dwa lata poszły na marne! Jesteś okropny!
Po tych słowach Undertaker spoważniał i głęboko spojrzał w moje oczy. Jego dłoń powędrowała w stronę mojego welonu, po to aby go zedrzeć i rzucić w róg jadalni.
-Czyli oficjalnie po tylu latach możesz zrezygnować z żałoby. A teraz mogłabyś mnie przeprosić?
-Ja? Ja mam cię przepraszać? To twoja wina.
-Iris...
-Nie Iris. Zdradziłeś mnie Undertaker.
-Wtedy była kompletnie inna sytuacja, Claudia...
-Nie wymawiaj tego imienia w moim domu, a tym bardziej w mojej obecności.
- Chcę przypomnieć, że to także mój dom. Jesteśmy małżeństwem.
-Małżeństwem w separacji. Wybrałeś ten obskurny sklep.
-Oh Iris. Jesteś taka słodka jak się złościsz, hihihi.
Podniosłam się z ziemi i rzuciłam mężczyźnie groźne spojrzenie. Jest tak bardzo irytujący. Niestety dalej mam do niego słabość. Nienawidzę mieć uczuć!
-Lepiej już stąd wyjdź. Nie chce mi się dalej ciebie oglądać. Jesteś męczący.
Moje słowa nie zrobiły na nim jakiegokolwiek wrażenia. Dalej patrzył się na mnie z wrednym uśmiechem na twarzy. Nagle poczułam jak tracę równowagę i spadam na twardą podłogę. Już pogodziłam się z myślą, że prawdopodobnie zostanę kaleką, kiedy wpadłam w ramiona mężczyzny. Zamknął mnie w szczelnym uścisku i pocałował. Myślałam, że z siebie wyjdę i stanę obok. W przypływie złości delikatnie, acz stanowczo ugryzłam go w wargę. Odsunął się ode mnie i cicho zaśmiał.
-Brakowało mi tego.
-Mi nie.- fuknęłam do niego i zaczęłam próbować wydostać się z jego uścisku.
Mężczyzna przytulił się do mnie i ponowił próbę pocałowania mnie. Tym razem odwróciłam się od niego, a swoje paznokcie wbiłam w jego ręce, które mnie oplatały.
-W takim razie... gdzie znajdę tego trupa?
CZYTASZ
Killing My Past
Mystery / Thriller"Gdziekolwiek pójdziesz, ja będę podążał za tobą. Z całych sił trzymać będę cię przy mnie, tu gdzie mam pewność, że nic tobie nie grozi. Musisz mi tylko zaufać i zabić swoją przeszłość. Wtedy oboje będziemy wolni." #50 w Tajemnica/Thriller 08.07.201...