XVI.

600 37 0
                                    

-Iris.

-William.

Stałam twarzą zwróconą w kierunku okna. Na zewnątrz padał deszcz. Wszystkie kruki schowały się pod dachem altany. Tylko jeden siedział na drzewie i przypatrywał mi się swoimi czarnymi jak smoła oczami. Pomimo, iż wiatr wyginał drzewa, on ani nie drgnął. Zwierzęce wcielenie demona. Tylko najpotężniejsze istoty z ich gatunku potrafiły zmienić swoją formę. W szybie widziałam odbicie stojącego za mną Shinigami. Mężczyzna podobnie jak demony, zawsze był nienagannie ubrany. Stał prosto z swoją kosą, za pomocą której poprawił okulary.

-Co cię do mnie sprowadza?

-Potrzebujemy ciebie.

Odwróciłam się w stronę mężczyzny, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Przez ciemność, panującą w mojej rezydencji przeciętny człowiek nie zdołałby nic zauważyć, jednak to był Bóg Śmierci. Miałam ochotę się z nim trochę podroczyć.

-Potrzebujemy? Myślałam, że ty też mnie potrzebujesz. Jeden Shinigami w tą czy w tamtą to nic wielkiego.

-W Londynie stanie się coś wielkiego. Notatniki oszalały. Brakuje nam Żniwiarzy, każda kosa w tym przypadku się liczy.

-Musisz być naprawdę zdesperowany, zwracając się do mnie. Obawiam się, że zaufanie mi może okazać się twoim losem.*

Podniosłam kieliszek wina, który położyłam wcześniej na parapecie. Przyłożyłam go do ust i wypiłam całą jego zawartość. Wykonałam kilka chwiejnych kroków w kierunku Willa. Świat przede mną zawirował, a ja musiałam oprzeć się o jedną z komód. Poczułam jak robi mi się niedobrze. Z trudem powstrzymywałam wymioty. Kątem oka widziałam jak mężczyzna podchodzi do mnie i kuca przede mną.

- Nie sądziłem, że spadniesz tak nisko. Jesteś Shinigami, dlaczego sięgasz więc po tak bardzo ludzkie używki?

-Piję, aby zapomnieć... zapomnieć o tym, że kochałam tak bardzo, aż piekła się rozstąpiły, a ja odebrałam sobie życie.

Poczułam jak po mojej twarzy zaczęły spływać pojedyncze łzy. Upadłam na kolana i opatuliłam się ramionami. Cienie przeszłości ponownie wkroczyły do mojego życia. Przykryły ostatnie promienie słońca, zatapiając mnie w wszechobecnej ciemności. Momentalnie stałam się całkowicie bezbronna. Wyglądałam i czułam się żałośnie. Jak mogłam doprowadzić do takiego stanu?

-Każdy kiedyś kochał.

-Miłość nie powinna doprowadzać do śmierci.

-A Undertaker?

Prychnęłam i spojrzałam z pogardą na mężczyznę.

- Wiesz co nas łączy? Fakt, że całkowicie straciliśmy nadzieję na wybawienie. Siedzimy w tym bagnie tak długo, że jako jedyni potrafimy zrozumieć siebie nawzajem. To nas trzyma przy sobie. Uczucie nas łączące jest tak cholernie skomplikowane, że nawet ty byś tego nie zrozumiał.

Cicho zaśmiałam się i ponownie spojrzałam w zielono-żółte tęczówki Willa. Podniosłam się z ziemi i poprawiłam swoją suknię. Chwilę później mężczyzna ponownie stał przede mną. Poczułam się okropnie.

- Mogę liczyć na twoją pomoc?

-Obiecuję, że pomogę.- Ponownie podeszłam do okna i wyjrzałam za nie. Za sobą usłyszałam skrzypnięcie drzwi.- William poczekaj...- odwróciłam się w kierunku mężczyzny i spojrzałam na niego z smutkiem wypisanym na twarzy.- Zapomnijmy o tej rozmowie. Żyjemy dalej, jakby nigdy do niej nie doszło.

-O jakiej rozmowie mówisz?

***

Stanęłam na pokładzie statku płynącego do Francji. Musiałam spotkać się z hrabią i porozmawiać z nim jeszcze jeden raz.

-Ciel Phantomhive płynący na tak obskurnym statku jak ten. Doprawdy piękny widok.

Skoczyłam z jednego z kominów na statku i z gracją wylądowałam przed chłopcem i jego lokajem. Sebastian spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął. Zignorowałam jego gest i usiadłam na krześle znajdującym się obok Ciela.

-Sebastianie przynieś szachy.

-Yes, my lord.

-Tak prosto z mostu hrabio? Zero jakiegokolwiek przywitania? A co jeżeli nie mam ochoty na grę w szachy?

-W takim razie możesz wrócić tam skąd przybyłaś.

Spojrzałam na chłopca, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Pomimo, iż był tak samo sarkastycznie jak zazwyczaj, w jego oczach można było zauważyć ból. Śmierć tego policjanta musiała bardzo mu ciążyć. Mogłabym go o to spytać jednak wątpię czy chciałby ze mną rozmawiać na ten temat.

-Ja gram białymi. Lubię mieć świadomość, że chociaż w tej grze jestem uważana za czystą.

-A to nie dlatego, że białe zaczynają?

-To też, ale przy nich się więcej pracuje. Grając czarnymi pionkami, jedynie kontrujesz moje ruchy. To ja decyduję jak potoczą się losy gry. Lubię mieć władzę w rękach.

-A to nie po prostu chora obsesja na punkcie zła?

Założyłam nogę na nogę i zerknęłam na chłopca znad swoich okularów. Na jego twarzy zagościł niewielki uśmiech. Uwielbiałam kiedy się uśmiechał, jednak i tak wolałam jego minę, kiedy dowiadywał się, że nie ma racji.

-W życiu nic nie dzieli się na dobro i zło. Jedyne na co możemy je podzielić to strach i prawda. Wybierając prawdę stajemy ponad innymi. Nie istnieje dla nas granica, której nie moglibyśmy przekroczyć. Wszystko staje się lepsze, a my jesteśmy świadomi tego co robimy. Tacy ludzie zazwyczaj uważani są za tych złych, bo potrafią opleść sobie wokół palca człowieka który żyje w ciągłym strachu. On boi się prawdy, boi się, że jego życie wywróci się do góry nogami. Woli żyć w zakłamaniu, bo nie chce spotkać się twarzą w twarz z rzeczywistością. Takie osoby mamy za dobre, bo na siłę chcą innych przekonać, że prawda jest zła i ich zniszczy. To od nas zależy co wybierzemy.- Spojrzałam przenikliwe na Ciela. Chłopiec wpatrzony był w pionki na szachownicy.- A ty młody hrabio? Co ty wybierasz? Strach czy Prawda? Zegar tyka, nie zostało tobie zbyt wiele czasu.

Podniosłam swojego skoczka i za jego pomocą zbiłam jego konia. Chłopiec kompletnie się tym nie przejął.

-Prawda. Zbyt często się ukrywałem i chciałem żyć przeszłością. To co było nie wróci. Muszę żyć teraz, bo jutro może nie nadejść.- Chłopiec podniósł z szachownicy czarną królową. Skierował ją w moją stronę i delikatnie przymrużył oko.- Jednak po co mówię to Bogowi Śmierci, który zanim nim się stał był tchórzem... samobójcą?

Uśmiechnęłam się do chłopca. Jest cholernie inteligentny, a do tego miał racje. Jestem zwykłym tchórzem, którego prawda przytoczyła i w akcie desperacji odebrał sobie życie.

-Wiesz co chłopcze? Uwielbiam z tobą rozmawiać, jednak po każdej naszej rozmowie, ochotę mam skoczyć do Tamizy i się w niej utopić. Też tak masz? Bo czasami się zastanawiam, czy to nie po prostu przyzwyczajenie.

Zbiłam jego królową. Ciel podniósł swoją wierzę i zablokował nim mojego króla.

-Gra skończona. Teraz możesz skakać, jednak Tamiza znajduje się dość daleko. Czy Sekwana może ją zastąpić?

-Nienawidzę Francuzów, odkąd kazali ściąć Robespierre.** Nie pozwolę im dotknąć swojego martwego ciała.

-Myślałem, że Shinigami nie mogą się sami zabić.

-Zawsze warto spróbować.

Podniosłam się z krzesła i stanęłam na barierce. Czuję się jakbym była kompletnym wrakiem.

***
*

To cytat z anime "Death Note". Wypowiada je Bóg Śmierci, Ryuk.

**Maximilien de Robespierre był jednym z przywódców powstania francuskiego (1789-99). Jeżeli ktoś uważnie uczył się historii, bądź dopiero się o tym dowie, podczas rewolucji ścinano na gilotynie każdego, a to dzięki jego mowie ścięto obalonego króla Ludwika XVI i jego żonę Marię Antoninę. Cieszył się ogólnym poparciem i w piękny sposób pozbawiał swoich przeciwników głów. Jednak w 1794 został odsunięty od władzy i zgilotynowany. Polecam zapoznać się z jego szerszą biografią, ponieważ jest postacią której warto poświęcić więcej uwagi. 😄

Killing My PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz