XXV.

476 34 0
                                    

Obudziłam się w środku nocy obok demona. Spojrzałam w jego stronę, nadal spał. Pamiętam jak kiedyś mi powiedziała, że sen nie jest mu potrzebny, jednak można go uznać za swego rodzaju przyjemność. Jego klatka piersiowa miarowo się podnosiła i opadała. Położyłam na niej dłoń, dzięki czemu wyczułam bicie jego serca. Nagle mężczyzna otworzył oczy i przenikliwymi różowymi tęczówkami przeszył mnie na wskroś. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Zabrałam swoją dłoń i wstałam z łóżka, jednak chwilę potem ponownie na nim wylądowałam, a dokładniej znowu znajdowałam się w ramionach mężczyzny. Cała zesztywniałam. Co to ma znaczyć?

-C-Claude...

Nagle poczułam jak jego usta napierają na moje. Pocałował mnie delikatne i posadził na jednej z poduszek. Sam wstał z łóżka i wyszedł przed namiot. Kompletnie oniemiałam. Poczułam jak moje serce zaczyna mocniej bić. Nie, to się nie mogło zdarzyć. Na trzęsących się nogach ruszyłam za demonem, który coraz bardziej zagłębiał się w lesie. Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się na niewielkiej polanie. Mężczyzna odwrócił się do mnie, a na jego twarzy malował się ból.

-Nie dotrzymałem zasad naszego kontraktu. Jestem zmuszony go zerwać.

Poczułam jak kolana uginają się pode mną. Spojrzałam na niego z strachem w oczach. Nagle niedaleko nas uderzył piorun przez co podskoczyłam do góry. Lada chwila, a rozpęta się burza.

-O czym ty mówisz? Zabiłeś już praktycznie wszystkich zdrajców i mnie chroniłeś, nie mogłeś złamać kontraktu.

-Nie jestem w stanie odebrać ci duszy. Nie mogę tego zrobić.

Dłonie mężczyzny zacisnęły się w pięści, a on sam zaczął delikatnie drżeć. Na niebie pojawiały się kolejne błyski, dzięki którym widziałam jak wokół Claude'a zaczynają powstawać kolejne pajęcze nici. Dopiero wtedy zrozumiałam sens jego słów. "Musisz obiecać, że się we mnie nie zakochasz". W moich oczach zebrały się łzy. Na własne życzenie właśnie teraz go tracę.

-Przestań tak mówić, te zasady były tylko dla formalności, liczyła się jedynie ochrona i dopełnienie zemsty. Nic więcej nie było tak ważne jak to.

-Nie potrafię.

-Proszę przestań.- po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jak ja mogłam do tego doprowadzić?- Wróćmy do namiotu i zapomnijmy o tym.

Ponownie podskoczyłam do góry, kiedy jeden z piorunów uderzył niebezpiecznie blisko nas. Na moją twarz zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Nagle przede mną pojawił się Claude. Złapał mnie mocno za ramiona i patrzył na mnie w całkowitej ciszy. Wokół nas zaczęły łamać się gałęzie, po niecałej minucie od rozpoczęcia burzy byłam cała przemoczona.

-Nie mogę cię zabić... nie mogę zabić osoby, którą...

Jego ostanie słowo zagłuszył potężny grzmot, który uderzył za plecami mężczyzny, robiąc przy tym wielką dziurę, a raczej szczelinę, z której wydobywał się czarny dym. Claude mnie puścił i udał się w tamtym kierunku. Ja jednak nadal stałam w miejscu, nie potrafiłam zrobić kroku naprzód.

-Nie podchodź tam, to niebezpieczne!

Z całych sił próbowałam przekrzyczeć odgłosy burzy. Mężczyzna jednak nadal kroczył w kierunku dziury. Zebrałam w sobie resztki siły i ruszyłam za nim. Kiedy miałam go już na wyciągnięcie ręki, jakaś niewidzialna moc odepchnęłam mnie do tyłu. W dość bolesny sposób uderzyłam o drzewo. Delikatnie podniosłam się z ziemi i spojrzałam na demona. Jego kończyny były oplecione czarnym łańcuchem, który dotkliwie go ranił. Ponownie skierowałam się do niego. Słyszałam jego krzyki. Każdy mój krok, sprawiał mi coraz większy ból. Mimo to, zebrałam w sobie energię. Musiałam mu pomóc. Byłam coraz bliżej kiedy znowu coś odrzuciło mnie w kierunku lasu. Głośno krzyknęłam, kiedy usłyszałam dźwięk łamanego żebra. Resztkami sił spojrzałam na Claude'a, który coraz bardziej był wciągany za pomocą łańcuchów do tej szczeliny. Po moich policzkach spływały gorące łzy, które mieszały się z moją krwią i deszczem. Próbowałam podczołgać się do mężczyzny, jednak on został już całkowicie wciągnięty. W miejsce, w którym znajdowała się szczelina ponownie uderzył piorun i polana wróciła do stanu sprzed naszej wizyty. Głośno krzyknęłam kiedy zrozumiałam, że go straciłam. Położyłam się na plecach i zaczęłam histerycznie płakać. Jedyne o czym myślałam to fakt, że już go nigdy więcej nie zobaczę, nigdy nie będę mogła go przytulić, poczuć jego ciepła, jego usta na moich... Chciałam umrzeć. Zaczęłam wykrzykiwać to zdanie w kółko, jednak nigdzie wokół mnie nie pojawiły się pajęcze nici. Ja go naprawdę straciłam.

***

Stałam w czarnej jak smoła sukni przed ołtarzem. Obok mnie znajdował się zadowolony z siebie wuj. Po odśpiewaniu kilku pieśni, kapłan podszedł do nas i nasze dłonie oplótł za pomocą stuły. Poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Muszę to zrobić teraz, albo nigdy. Uwolniłam swoją dłoń i wyciągnęłam spod sukni srebrny sztylet. Wbiłam go w brzuch mężczyzny i mocno pociągnęłam do góry. Na podłogę przed moimi nogami upadły jego trzewia. Wypuściłam rękojeść sztyletu, wyminęłam trupa i zaczęłam biec w kierunku wieży. Straż dopiero po chwili ruszyła w pościg za mną. Najszybciej jak potrafiłam, starałam się pokonać schody. Suknia tego mi nie ułatwiała, gdyż przez nią co chwilę się potykałam.

-Zatrzymaj się!

Odwróciłam się za siebie co było jednym wielkim błędem. Kilka schodów pode mną zobaczyłam trzech żołnierzy. Na szczęście dotarłam już na szczyt wieży. Jednym sprawnym ruchem wskoczyłam na parapet. Ostatni raz spojrzałam w kierunku doganiającej mnie straży. Wystawiłam nogi za okno i mocno się odepchnęłam od parapetu. Nie czułam strachu, a jedynie ulgę. Udało mi się tego dokonać. Wiatr rozwiewał moje włosy i suknię. Jeszcze chwila. Zamknęłam oczy, a chwilę potem otoczyła mnie ciemność. Nagle usłyszałam chichot. Czy tak ma wyglądać śmierć? Otworzyłam swoje powieki, jednak zamiast światłości przed moimi oczami znajdowały się czyjeś zielono-żółte tęczówki. Zamrugałam kilka razy, jednak obraz jedynie się rozmazał, ale dalej nie uległ zmianie.

-Wpadło tobie coś do oka, że tak machasz tymi rzęsami?

Na dźwięk głosu nieznajomego podskoczyłam do góry i zderzyłam się z nim czołem. Syknęłam z bólu i chwyciłam się za miejsce naszej stłuczki. Mężczyzna usiadł obok mnie i zaczął chichotać. Dokładniej mu się przyjrzałam. Musiał być niewiele starszy ode mnie. Na jego twarzy i szyi znajdowało się kilka dość widocznych blizn. Ubrany był w czarną koszulę, spodnie i długą pelerynę tego samego koloru. Jednak najbardziej w jego wyglądzie były zadziwiające szare włosy do ramion i zielono-żółte oczy.

-Kim ty tak w ogóle jesteś i gdzie ja jestem, i co tu się właściwie dzieje?

Rozejrzałam się wokół. Nie znajdowałam się pod murami kościoła, a w jakimś wielkim białym pomieszczeniu.

-Jestem Shinigami, dlatego że ci nie ufam, nie poznasz jeszcze mojego imienia.- mężczyzna posłał w moją stronę piękny uśmiech.- Aktualnie znajdujemy się w bibliotece Żniwiarzy, a ty... hihihi, zostałaś wybrana na jednego z nich.

Killing My PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz