XIX.

557 36 3
                                    

-Advarsel!*

Odsunęłam się, aby powóz mógł bezpiecznie przejechać. Tęskniłam za Danią i jej mieszkańcami. Jednak na przestrzeni lat traciła swoją pozycję i dawny prestiż. W tym roku wybuchła wojna między moim ojczystym krajem, a koalicją Prusko-Austriacką, która od początku skazana jest na porażkę. Pomimo panujących walk, Kopenhaga tętni życiem. Za to kocham to miejsce; obojętnie ile poniesie klęsk i bólu, powstanie dwa razy potężniejsza.

-Undskyld*, czy chciałaby kupić pani jakiś owoc? Mamy cudowne, soczyste jabłka... skusi się panienka na jedno?

-Selvfølgelig.*

Uśmiechnęłam się ciepło do mężczyzny i chwyciłam cały koszyk owoców. Dałam mu kilka monet, a ten ukłonił  się przede mną nisko. Pożegnałam się z nim i ruszyłam przed siebie. Tęskniłam za tym klimatem i językiem. Podniosłam jedno z jabłek i zbliżyłam je do ust. Po chwili poczułam słodki nektar owocu. Rozpłynęłam się, kiedy przypomniałam sobie czasy dzieciństwa, czasy kiedy jabłko było traktowane na równi z dzisiejszą czekoladą.

-A pani to zje wszystkie te jabłka?

Nagle przede mną wyrósł około pięcioletni chłopiec. Był cały pobrudzony, a z jego małych stópek spływała krew. Kucnęłam przed nim i spojrzałam w jego zielone oczy.

-Prawdopodobnie tak.

Uśmiechnęłam się do niego ciepło i rozczochrałam jego jasne włosy. Przypominał mi jednego z synów mojej dawnej służącej. Lubiłam tamtego dzieciaka.

-Ale żeby same jabłka tak jeść? To niezdrowo.

-Bogowie Śmierci jedzą tylko jabłka.

Ponownie wgryzłam się w słodkie wnętrze owocu. W oczach chłopca dostrzegłam strach, najwidoczniej musiał zrozumieć sens moich słów. Po chwili jednak został przez kogoś podniesiony, a chwilę później usłyszałam wylewne przeprosiny jego matki. Odpowiedziałam kobiecie, że nic się nie stało i ruszyłam w kierunku swojego powozu. Nakazałam mężczyźnie wrócić do mojej rezydencji.

Już po chwili wysiadłam przed swoim domem. Odniosłam owoce do kuchni, a następnie skierowałam się do swojej sypialni. Ściągnęłam z siebie uwierającą mnie na każdym kroku suknię, a założyłam za to zwykłą białą koszulę nocną. Na ramiona zarzuciłam cienki szlafrok i udałam się w kierunku salonu. Rozejrzałam się po wnętrzu pokoju. Na jednej z ścian wisiał portret mojego ojca, a zaraz obok niego mój. Dokładniej im się przyjrzałam. Jedno z moich oczu było wyżej niż drugie, a na plecach miałam wyraźnie zarysowany garb. Mój ojciec natomiast miał krzywo przystrzyżoną brodę i zeza. Malarz najwidoczniej nie był zwolennikiem mojego taty. Cicho się zaśmiałam, kiedy przypomniałam sobie czasy dzieciństwa. Właśnie za to kochałam Danię. Tutaj mogłam być sobą, tutaj mogłam cofnąć się do czasów, kiedy prawdziwie czekałam na nadejście kolejnego dnia, tutaj czułam się chciana i zrozumiana.

-Myślałam, że po ponad roku dasz mi wreszcie spokój. Jak widać nawet przeprowadzka do Dani nie pomogła.

-Ukryłaś się w najbardziej oczywistym miejscu. Zwykły człowiek byłby w stanie cię tu odnaleźć, a co dopiero demon.

Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać jakiś utwór, którego nuty znajdowały się przede mną. Równo rok i trzy miesiące temu, po zakończeniu mojego powrotu z emerytury, wróciłam do swoich rodzinnych stron by odpocząć i uciec od tego wszystkiego, co przytłaczało mnie w Londynie. Jednak jak na złość moje problemy dotarły za mną aż tutaj.

-Po co tu przyszedłeś Sebastianie? Nie wypada być mi nieuprzejmą, ale twój widok kompletnie mnie nie cieszy.

Zlustrowałam demona swoimi zielono-żółtymi tęczówkami, dalej grając na instrumencie. To pozwalało mi zachować trzeźwość umysłu. Nie mogłam pozwolić sobie na złość, ten dzień był zbyt piękny aby on mógł mi go zniszczyć.

-Chciałbym przybyć z wiadomością, że panicz kazał mi ciebie zabić. Niestety jestem tutaj tylko w sprawie miłej przyjacielskiej pogawędki.

Demon dostawił obok mnie stołek i dołączył do mnie. Cały mój dom wypełniła piękna melodia. Słyszałam jak pod drzwiami zaczyna schodzić się służba.

-W takim razie zaczynaj. Pytaj o to co leży ci na sercu... o ile demony mają serce.

-Ingerowałaś w przebieg życia Ciela.

-To zdanie twierdzące, a nie pytanie. Poproszę dalej.

-Zmieniłaś jego przyszłość.

-Raczej ją doprecyzowałam. Ash zrobił to co do niego należało, a ja jedynie dokończyłam jego dzieło.

Nagle nastała cisza, a dłoń demona dość mocno zacisnęła się na mojej krtani. Odchyliłam się do tyłu i cicho zaśmiałam.

-Współpracowałaś z nim?

-Raczej tak bym tego nie nazwała.- dłoń mężczyzny coraz mocniej oplatała moją szyję.- To dla twojego dobra. Im dłużej będziesz czekał na duszę chłopca, tym będzie lepsza.

Poczułam mocne pchnięcie i wylądowałam na podłodze. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam cicho chichotać. Doprowadziłam Sebastiana na skraj wytrzymałości. Brawa dla mnie. To nie on zniszczy mi dzień, a ja jemu. Jestem mistrzem zbrodni.

-Twoja dni się kończą. Lepiej uważaj na to co robisz.

-Jesteś zabawny Sebastianie. Naprawdę sądzisz, że uda się tobie zrobić mi krzywdę? Twoje życie jest kruche, a ja nie należę do osób które obchodzą się w takich sprawach delikatnie. Poświęcę wszystko aby doprowadzić do twojej zagłady.

Z mojej twarzy zniknął uśmiech, a na jego miejsce weszła powaga. Mój głos stał się chłodny, a oczy zaczęły błyszczeć mocniej niż zazwyczaj. Demon spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i otworzył drzwi, przez które wpadła cała moja służba. Szybko odwróciłam się w kierunku okna, aby przez przypadek nikogo nie pozbawić życia. W odbiciu widziałam jak Sebastian wychodzi, a moja służba szybko się podnosi i zaczyna mnie przepraszać. Machnęłam do nich ręką i kazałam odejść. Po chwili salon był pusty, pozostała w nim jedynie koperta. Chwyciłam kawałek papieru i go rozerwałam. Spojrzałam na list:

Mój ukochany kwiatuszku Iris!

W Londynie jest tak smutno bez Ciebie! Chciałem Cię odwiedzić, ale ten gbur Will nie chce dać mi wolnego, a zacząłem w końcu pracować! Undertaker przestał piec swoje ciasteczka i wykorzystuje mnie do tego żebym robił mu cały czas herbatę! Ja już nie daję rady bez Ciebie. Nie mam co ze sobą zrobić. Sebcio dalej jest dla mnie oschły i nie mam komu się wygadać. Proszę wróć do mnie.

Twój najlepszy przyjaciel pod księżycem
GRELL

P.S. Gdzie w twojej rezydencji znajduje się garderoba z różnokolorowymi sukniami balowymi? Jak narazie znalazłem tylko tą z czarnymi, a wiesz dobrze jak nie lubię tego koloru.

Zaśmiałam się, a list schowałam do jednego z pudełek. Chyba czas znowu wrócić do Anglii i ponownie zacząć życie z tymi wariatami. Wróciłam do swojej sypialni i przygotowałam swój strój na jutro. Zostaje mi tylko odprawienie służby i zadbanie o to, aby moja rezydencja w Londynie została przygotowana na mój powrót. Oczekuj mnie Sebastianie.

***

*Uwaga
*Przepraszam
*Oczywiście

Killing My PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz