XX.

566 38 1
                                    

Muszę zacząć żyć normalnie, tak jak przystało na wysoko postawioną osobę. Zaczęłam od zatrudnienia służby w mojej rezydencji. W tym momencie było widać, że mój dom żyje. W ogrodzie między kwiatami biegał ogrodnik. Wszystkie okna były otwarte, a między nimi migały sylwetki dwóch pokojówek. Z kuchni wydobywał się cudowny zapach sarniny w sosie. Tęskniłam za tymi czasami. Wygodniej rozsiadłam się na jednym z krzeseł w altance, gdzie zewsząd otaczały mnie kruki. Z koszyka wyciągnęłam niewielką miseczkę z surowym mięsem. Zaczęłam rzucać przysmaki do wygłodniałych dziobów ptaków.

-Kruki bardzo panią lubią.

Odwróciłam się w kierunku głosu. Mój ogrodnik stał pod schodkami do altanki. Cały był ubrudzony ziemią, a w dłoniach trzymał kilka kwiatów białej róży.

- Przez dość długi okres były moimi jedynymi towarzyszami. Aktualnie nie potrafimy bez siebie funkcjonować.- cicho się zaśmiałam.- Mam nadzieję, że nie doprowadziły do całkowitej degradacji mojego ogrodu, bo inaczej będę musiała z nimi poważnie porozmawiać.

-Nie Pani, ogród jest w dobrym stanie. Wystarczy tylko przystrzyc krzaki róż, bukszpany i żywopłot. Myślałem jeszcze o powycinaniu starych gałęzi w drzewach, ale do tego będę musiał poprosić o pomoc kucharza, Elijaha i zostaje jeszcze szklarnia. W tydzień ogród ponownie będzie zadbany.- Uśmiechnęłam się ciepło do mężczyzny i spojrzałam na kwiaty, które dalej kurczowo trzymał w dłoniach.- Oh, zapomniałabym. To dla Pani.

Ogrodnik podszedł do mnie i podał mi niewielkie bukiet białych róż.

-Dziękuję bardzo, są piękne.

Uśmiechnęłam się w jego stronę i powąchałam kwiaty, które ku mojemu zdziwieniu nie posiadały zapachu. Zmarszczyłam brwi i dokładniej im się przyjrzałam. Wyglądały zwyczajnie, jednak były kompletnie bezzapachowe.

-Pozwoliłem sobie kilka z nich zabrać. Chciałem nadać krzakom odpowiedniego kształtu i musiałem je uciąć, a nie chciałem ich marnować.

-Nie musisz się tłumaczyć. Nic się nie stało. Lubię mieć świeże kwiaty w salonie.- podniosłam się z krzesła i wyminęłam mężczyznę.- Raz w tygodniu przynoś taki bukiet do mojej sypialni. Będę wdzięczna.

Posłałam my ciepły uśmiech. Mężczyzna go odwzajemnił i pobiegł w kierunku szklarni. Za mną rozległ się skrzekot kruków. Machnęłam dłonią, a ptaki wzniosły się w górę i odfrunęły w kierunku lasu. Wokół altanki pozostawiły po sobie jedynie czarne piórka. Skierowałam się w kierunku swojej rezydencji. Jedyne o czym marzyłam to ciepła kąpiel i smaczna kolacja. Niestety mój spokój został przerwany przez dźwięk tłuczonych naczyń i krzyk mojego kucharza. Szybko zbiegłam do kuchni i o mało nie potknęłam się o próg wchodząc do miejsca, w którym znajdowało się źródło hałasu.

-Kim jesteś i gdzie jest mój kwiatuszek Iris?

W pomieszczeniu na samym środku stał wściekły Grell, przytrzymujący mojego kucharza kilka centymetrów nad ziemią.

-J-ja jestem tylko kucharzem.

-Od razu! Jesteś jej kochankiem i chcesz zniszczyć jej małżeństwo! Ja już ją dobrze znam ty kłamco!

Pokręciłam głową i spojrzałam na czerwonowłosego. Czasami się zastanawiam jakim cudem wytrzymałam z nim tak długo i kompletnie nie zwariowałam.

-Puść go Grell, on mówi prawdę.

-Jaką prawdę?!

Mężczyzna zaczął trzepać kucharzem, który stał się już całkowicie blady. Jeszcze chwila, a zejdzie mi na zawał. Tym razem śmierć w mojej rezydencji będzie ciężej zatuszować.

Killing My PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz