Rozdział 22

33 5 12
                                    

- Ale zanim przejdziemy do rytuału, przydałoby się trochę uprzątnąć serce mojego gaju - powiedziała z uśmiechem, po czym stanęła na środku groty, zamknęła oczy i rozłożyła szeroko ramiona.

Asia widziała tylko poruszające się nieznacznie usta kapłanki, z których nie wydobywał się żaden słyszalny dla ludzkiego ucha dźwięk, nie potrafiła od nich oderwać wzrok, czując narastającą w powietrzu moc. Jej przepływ był dla dziewczyny niesamowitym odczuciem. Energia była wszędzie i we wszystkim, otaczała ją, była w niej, tworzyła i spajała rzeczywistość. To odkrycie było czymś szokującym. A teraz ta wszechobecna moc miękko poddawała się woli pani tego miejsca, jakby czekając tylko na jej znak do działania. Ta zaś, czując powolność siły świata swoim postępkom, delikatnymi przesunięciami, jak muśnięciami pędzla, nanoszącymi ostatnie poprawki na płótnie, przywracała pieczarę do stanu świetności, po czym ostrożnie i delikatnie wypuszczała osnowę świata z uścisku swojej woli, a ona powracała do swojego rytmu, nie pozostawiając śladów po ingerencji Surui.

- Od razu lepiej - klasnęła w dłonie, jak mała dziewczynka, uradowana kapłanka. - Coś nie tak? - zapytała, widząc nietęgą minę na twarzy Asi.

A było na co popatrzeć. Pieczara wyglądała mniej... pieczarowato w mocniejszym świetle kryształów. Teraz bardziej przypominała podziemną pracownię schludnej wiedźmy - ze wszystkich zakamarków wymiotło kurz i szczątki pajęczyn, równo poustawiane słoiczki, aż prosiły o zbadanie ich tajemniczej zawartości, a zwisające pęki zasuszonych ziół wabiły przyjemnym aromatem. Ława nadal nie wyglądała na najnowszy mebel, ale za to nie była już spróchniała. Krajobrazu dopełniał osmolony kocioł, wiszący nad dopiero co oczyszczonym paleniskiem, przy którym powiększył się stos składowanych polan.

- Nie... właściwie to było... niesamowite - odparła dziewczyna z zachwytem wymalowanym na twarzy.

- Na pewno o wiele subtelniejsze, od twojego popisu siły - złośliwe ogniki zatańczyły w oczach Surui - teraz rozmawiam z Asią, czy Różą?

- Asią.

- Niespotykane... - kapłanka okrążyła blondynkę, badawczo się jej przyglądając - słyszałam o jednym takim przypadku, dawno, bardzo dawno temu. Moja prababka była wtedy dzieckiem.

- Czyli... nie pomożesz nam? - szepnęła stropiona takim obrotem spraw Asia.

- Pomogę... widzisz... magia, czary, to nie ściśle opisane formuły w wielkiej księdze zaklęć, od których nie możesz odstąpić na krok, bo nic nie wyjdzie. - rozpoczęła wykład kapłanka, w międzyczasie tracąc zainteresowanie Asią i krzątając się po grocie, w przygotowaniu rytuału. - Jasne, jeśli ktoś coś przetestował i się podzieli swoją metodą, to dobrze, ale nie ma takiej konieczności, przy odpowiednim stopniu wtajemniczenia. Magia jest... prostsza i trudniejsza za razem. Magia nie potrzebuje sztywnych ram, jest żywą energią, jej nurt jest wartki, jak górski strumień wiosną, możesz regulować ją na pewnych odcinkach, ale na dłuższą metę prowadzi to do katastrofy dla próbującego takich sztuczek. Tak na prawdę wszystko zależy od twojej siły woli, to ona pozwala zaczerpnąć z osnowy świata i urzeczywistnić pragnienia. Jednak pamiętaj, że wszystko ma swoją cenę, ale to już zdążyłaś zauważyć. Jak lunula? Już się zagoiła? Powinna zniknąć zaraz po wybuchu mocy. Muszę powiedzieć, że tym mi zaimponowałaś, chociaż chyba Róża, a nie ty. Z was dwóch to ona ma jakieś pojęcie o tym co się teraz dzieje, prawda?

Asia zerknęła na swoją dłoń. Lunula... nadal tam była, co prawda nie jako rana, a delikatnie odznaczająca się srebrem blizna, o konturze wygładzonym magią, który teraz mógł zachwycać wyglądem.

Powiedz jej, że ręka się zagoiła. Mam co do niej niejasne przeczucie.

- Masz rację, dłoń wygląda jak nowa - powiedziała, maskując zaskoczenie widokiem dłoni Asia. - Co właściwie teraz robisz? - postanowiła na wszelki wypadek zmienić temat.

Córka JagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz